Reklama

Sny o przyszłości

Wypracowanie nr 1

Niedziela Ogólnopolska 37/2004

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

„Co byś zrobiła, gdybyś przez trzy dni
miała nieograniczone możliwości?”

Był piękny, ciepły dzień. Zapowiadało się przeraźliwie nudne popołudnie. Wszyscy domownicy chodzili z kąta w kąt i nie mieli pomysłu, co z sobą zrobić. Ponieważ mój brat i ja uwielbiamy jeździć na ryby, postanowiliśmy namówić tatę na wypad nad Zalew Zegrzyński i trochę powędkować. Tata, mimo że nie przepada za łowieniem ryb, jest jednak zwolennikiem aktywnego spędzania wolnego czasu, więc zgodził się zawieźć nas nad sadzawkę. Uradowani, zabraliśmy wędki, przynęty, spray odstraszający komary, kanapki z dżemem, przygotowane przez mamę oraz czapki. („Pamiętajcie, dzieci, tylko nie zdejmujcie czapek, bo możecie dostać udaru słonecznego, a popołudniowe słońce jest najbardziej niebezpieczne!”). I ruszyliśmy w drogę.
Droga z Legionowa nad zalew jest niedługa, jedzie się krócej niż pół godziny, więc nie zdążyliśmy się nawet obejrzeć, a już byliśmy na miejscu. Najszybciej jak mogliśmy, ale po cichu, żeby nie wystraszyć ryb, pobiegliśmy na pomost i rozpakowaliśmy wędki. Mateusz założył przynęty na haczyki i zarzucił „kije” w głębiny jeziora. Każdy mniej lub bardziej wprawny wędkarz wie, że aby złowić jakąkolwiek rybę, potrzeba niemal anielskiej cierpliwości, więc usiedliśmy na skraju pomostu i zaczęliśmy czekać.
Po chwili mój brat zostawił mnie z wędkami i poszedł w ustronne miejsce. Pogrążyłam się w marzeniach. Właśnie wyobrażałam sobie, że złowiłam złotą rybkę, która spełnia trzy życzenia, i zastanawiałam się, o co mogłabym ją poprosić. Z „podróży w marzenia” wyrwało mnie wrażenie, że moja żyłka jest mocno naprężona. „Musisz poderwać wędkę, ale... STÓJ! Nie tak agresywnie, delikatnie, pomyśl, że kochasz tę rybkę, którą zaraz wyciągniesz!” - przypomniałam sobie słowa Mateusza. Jeszcze chwilkę, jeszcze tylko troszeczkę... Zrobiłam wszystko zgodnie z zaleceniami brata. Szczęśliwa jak nigdy, wyciągnęłam z wody wędkę i na srebrnym, błyszczącym haczyku ujrzałam złotą rybkę! „O rety! - pomyślałam. - Przecież to jest złota rybka! Ciekawe, czy kiedy jej powiem, że ją wypuszczę, spełni moje życzenia? Może warto spróbować?”. Po chwili zastanowienia zaryzykowałam: „Złota rybko - powiedziałam - wypuszczę cię, jeśli spełnisz przynajmniej jedno moje marzenie”. „Zgoda, powiedz, czego chcesz!” - usłyszałam w odpowiedzi i mało się nie przewróciłam. „Chcę przez, powiedzmy... trzy dni mieć nieograniczone możliwości” - wypaliłam, zastanawiając się, czy znowu coś usłyszę. „Dobrze, od jutra od godziny ósmej rano przez trzy dni, do tej samej godziny, masz nieograniczone możliwości i możesz robić wszystko, co zechcesz”.
W tym momencie wrócił Mateusz. Siedzieliśmy nad zalewem jeszcze około trzech godzin, ale nic nie złowiliśmy. Wróciliśmy do domu.
Tej nocy nie mogłam spać. Cały czas myślałam, co zrobię przez następne trzy dni. Czy mam działać tak, aby samej mieć jak najwięcej korzyści, czy powinnam pomóc innym? A więc... Po pierwsze - zapobiegnę interwencj zbrojnej Amerykanów w Iraku. Po drugie - postaram się pomóc kobietom i dzieciom żyjącym w krajach Trzeciego Świata. Po trzecie... Co jeszcze uważam za sprawę najpilniej potrzebującą rozwiązania bądź załatwienia? Jasne, że tak! Wprowadzę takie zmiany we wszelakich ustawach, prawach i konstytucjach, aby wszyscy ludzie na świecie mieli zapewnione przyzwoite warunki życia i żeby społeczeństwo nie dzieliło się na majątkowe grupy społeczne.
Nim się obejrzałam, był już ranek. Siódma pięćdziesiąt osiem, siódma pięćdziesiąt dziewięć... To oczekiwanie mnie wykończy. ÓSMA! Nareszcie. No to - zaczynam działać. Pierwsza rzecz: książka telefoniczna, gdzież ona jest?! O, już mam. Biuro numerów - telefon 913. Dzwonię: „Halo! Tu Kasia Figat. Chciałabym, aby podała mi Pani numer do Białego Domu. Tak, już notuję. Kierunkowy... Jeszcze raz, proszę. Tak, już zapisałam. Co dalej? Tak, tak. Zanotowałam cały. Dziękuję” - no, to pierwsze koty za płoty. Mam już numer do Waszyngtonu, a więc nie mam chyba innego wyjścia. 0-01 6855952. „Yes?” - usłyszałam w słuchawce tubalny głos. - „Yes... Good morning. My name is Kate Figat. Can I talk with president of the United States, Mr. George W. Bush?”. „Yes, but… One moment please”. - „Fine, I’ll wait of course.” - prawdę powiedziawszy, to miałam niezłego stracha: za chwilę będę rozmawiać z PREZYDENTEM STANÓW ZJEDNOCZONYCH, a to przecież nie przelewki, tym bardziej że niezbyt dobrze posługuję się angielskim. „Good morning, my name’s George W. Bush. Can I help you, Kate?” - w tym momencie doznałam głębokiego szoku, bo przecież nie jest normalną rzeczą, jeśli prezydent Ameryki zna cię z imienia i nazwiska. - „Oh, good morning, Mr. President. Well... You must prevent the war” - powiedziałam, i ku mojemu zdziwieniu usłyszałam odpowiedź: „I’m sorry, Kate, I can’t. But I will try”. „Thank you, Mr. Bush! Thank you very, very much!”. „It’s nothing. Thank you. Good bye, honey!”. „Good bye!”.
Już wtedy czułam, że jestem jedną z najszczęśliwszych osób na świecie. Moje szczęście dopełni się, jak usłyszę, że prezydent Bush przestał nalegać na interwencję zbrojną w Iraku i wycofuje stamtąd amerykańskie wojska - myślałam.
Resztę tego dnia spędziłam na słodkim lenistwie połączonym z największymi przyjemnościami tego świata: jazdą konną, graniem na fortepianie (pewnie pomyślicie, że jestem stuprocentową wariatką, ale zaufajcie mi: jazda konna i granie są bardzo przyjemne pod warunkiem, że nic człowieka nie boli i wszystko przychodzi samo, bez ćwiczeń) i jedzeniem dużej ilości słodyczy.
Godzina dziewiętnasta trzydzieści. Program Pierwszy Telewizji Polskiej. Kamil Durczok jako prowadzący Wiadomości. Nowina numer jeden - to kolejne rewelacje związane z Rywingate. „A teraz najnowsze wieści z Białego Domu” - prezenter niemal wykrzyczał te słowa. Serce zabiło mi mocniej. „Prezydent Stanów Zjednoczonych - George W. Bush ostatecznie zdecydował, że wojny z Irakiem nie będzie. Wojska amerykańskie rozpoczęły już wycofywanie się” - powiedział. Moja radość nie znała granic.
Noc, w przeciwieństwie do poprzedniej, minęła spokojnie - całą przespałam. Rano, wyspana i zadowolona, postanowiłam zabrać się do pracy od razu. Pierwsze co uczyniłam, to obdzwoniłam wszystkich najlepszych prawników w kraju. Zaprosiłam ich na nadzwyczajną naradę. Ku mojemu zdziwieniu, o umówionej godzinie do moich drzwi zapukało dwunastu wybitnych znawców polskiego i światowego prawa. Otrzymali polecenie: trzeba tak zmodyfikować prawo, aby na całym świecie obowiązywał jeden kodeks. W tym zbiorze praw wszystko powinno być sformułowane i określone jasno, przejrzyście i zrozumiale. Zmiany mają dotyczyć praw człowieka i dziecka. Wszystkie kobiety i dzieci żyjące głównie w krajach Trzeciego Świata muszą mieć takie same obowiązki i prawa jak kobiety w innych miejscach świata. Mężowie nie mogą ich bić i molestować, wymuszać wykonania aborcji tylko dlatego, że dziecko, które ma się narodzić, będzie dziewczynką, czy dlatego, że noworodek może urodzić się chory. Wszyscy ludzie, niezależnie od wieku, płci czy też stanu majątkowo-społecznego, muszą mieć dostęp do niezbędnej pomocy medycznej, środków higienicznych i medykamentów. Dzieci powinny chodzić do szkół i, podobnie jak ich rówieśnicy z innych części świata, mieć obowiązek zakończenia nauki na poziomie co najmniej podstawowym... Te wszystkie zalecenia sekretarz komisji skrzętnie sobie zapisywał. Nie potrafię wyrazić mego podziwu, gdy późnym wieczorem prawnicy przedstawili mi, moim zdaniem, idealny kodeks. Zawierał wszystko, o co walczyłam. Powiem więcej - to prawo zostało zatwierdzone przez prezydentów wszystkich krajów świata! Byłam zachwycona.
„Pierwszy i drugi dzień mam za sobą. Już tylko jeden, trzeci, pozostał, bym mogła robić, co zechcę - myślałam 13 marca wieczorem. - Tylko co jest jeszcze na tym świecie na tyle denerwującego, że trzeba byłoby to zmienić? Co jeszcze mogłabym zrobić?”...
Następnego ranka już wiedziałam, czego pragnę. Podstawowe potrzeby innych już zaspokoiłam. Teraz pora na moje. Od zawsze marzyłam, żeby nauczyć się grać na wiolonczeli. Teraz w miarę szybko mogłam tego dokonać. „Skoro mogę wszystko, to jeden dzień powinien wystarczyć na nauczenie się podstaw gry na tym instrumencie, tak abym dalej mogła uczyć się sama i tylko sporadycznie prosić kogoś lepszego ode mnie, by poprawiał detale”. I postanowiłam: wcielę moje marzenia w rzeczywistość.
Zadzwoniłam do najlepszej pani profesor w mieście i zapisałam się na najbliższą możliwą lekcję gry na tym instrumencie - na godzinę dwunastą. „Ale żeby się uczyć, muszę mieć instrument! - pomyślałam. - Jest dziesiąta. Jeszcze zdążę. Następna stacja - sklep muzyczny!”.
W Warszawie nie ma lepszego sklepu z wiolonczelami niż ten na Starym Mieście. Pojechałam tam natychmiast. Bardzo miły pan sprzedawca pomógł mi wybrać rozmiar i rodzaj instrumentu. Zapłaciłam. Tu następny szok. Zawsze wydawało mi się, że na moim koncie nie ma tak pokaźnej sumy. Wiolonczela, którą wybrałam, kosztowała 100 tys. zł. A tu: bezproblemowo. Chip do kart kredytowych nie zaprotestował, gdy kasjerka wpisała sumę: 100 tys. Grzecznie ściągnął pieniądze z mojego konta. Z wydruku dowiedziałam się także, że mam na karcie jeszcze pół miliona złotych.
Jest dwunasta. Wchodzę na lekcję. Planowo miała ona trwać tylko dwie godziny. Jednak po półtorej usłyszałam z ust pani profesor: „Pani Kasiu, może pani wracać do domu. Gra pani naprawdę świetnie. Tu ma pani program” - i wręczyła mi plik kartek. Przeraziłam się. Czterdzieści stron nutek napisanych maczkiem. Jak ja się tego nauczę?
Gdy jednak wróciłam do domu, odniosłam wrażenie, że wszystkie te utwory umiem. Przegrałam je raz i drugi. Grałam bezbłędnie, płynnie, o dziwo - idealnie czysto. To był po prostu szok.
Gdy wieczorem kładłam się spać, byłam bardzo zmęczona. „Kiedy jutro wstaniesz, nic już nie będziesz mogła. Będziesz bezsilna. No cóż... Miłych snów” - mówił mi jakiś cichutki głosik gdzieś wewnątrz mnie. Nic więcej nie pamiętam. Zasnęłam. Po trzech dniach pełnych wrażeń miałam dość. Z jednej strony byłam dumna z tego, co zrobiłam, z drugiej - byłam już tak zmęczona jak nigdy.
W pewnym momencie usłyszałam dziwnie znajomy głos: „Kaśka, śpiochu, wstawaj, bo spóźnisz się do szkoły!”. Kołdra zsunęła się ze mnie. Zrozumiałam, że to wszystko było tylko wspaniałym snem...

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2004-12-31 00:00

Oceń: +1 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Kolegium Kardynalskie wzywa do modlitwy o pokój

2025-05-06 15:19

[ TEMATY ]

wezwanie

modlitwa o pokój

kolegium kardynalskie

PAP/EPA

Kardynałowie w Bazylice św. Piotra

Kardynałowie w Bazylice św. Piotra

Do modlitwy o „sprawiedliwy i trwały pokój” wezwali członkowie Kolegium Kardynalskiego w komunikacie, opublikowanym na zakończenie ostatniej 12. kongregacji generalnej, poprzedzającej rozpoczynające się jutro konklawe.

Publikujemy treść komunikatu, przekazanego za pośrednictwem Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej:
CZYTAJ DALEJ

W środę rozpocznie się konklawe, trzecie w ciągu ponad 20 lat

2025-05-06 07:46

[ TEMATY ]

konklawe

PAP/EPA/MASSIMO PERCOSSI

Kardynał William Goh Seng Chye

Kardynał William Goh Seng Chye

W środę rozpocznie się oczekiwane z wielkim zainteresowaniem konklawe, które wybierze następcę papieża Franciszka. To trzecie konklawe w ciągu ponad 20 lat. Poprzednie odbyły się w 2005 roku po śmierci Jana Pawła II i w 2013 roku po rezygnacji Benedykta XVI. W obecnym udział weźmie rekordowa liczba 133 elektorów.

Pracom konklawe będzie przewodniczyć dotychczasowy sekretarz stanu Stolicy Apostolskiej kardynał Pietro Parolin jako najstarszy pod względem nominacji kardynał-biskup uprawniony do udziału w wyborze papieża.
CZYTAJ DALEJ

Operacja pod kryptonimem "Faza 2", czyli mobilizacja sił porządkowych w Rzymie

2025-05-07 15:30

[ TEMATY ]

konklawe

PAP/EPA/ALESSANDRO DI MEO

Cztery tysiące policjantów i funkcjonariuszy innych służb porządkowych czuwa w Rzymie w związku z rozpoczynającym się w środę po południu konklawe. W Wiecznym Mieście przebywają dziesiątki tysięcy turystów i pielgrzymów. W okolicach Watykanu wprowadzono nadzwyczajne środki bezpieczeństwa.

Policja i władze Wiecznego Miasta wprowadziły skrupulatne kontrole, uruchomiły system ochrony przed dronami i zapowiedziały dostosowanie strategii zapewnienia bezpieczeństwa w zależności od rozwoju wydarzeń.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję