Katarzyna Woynarowska, ks. Jacek Kowalik: - Gdzie było trudniej: w Kosowie czy w Iraku?
Ks. Marek Strzelecki: - W Iraku. Po pierwsze - z Kosowa bliżej jest do kraju, częściej można było przyjeżdżać na urlopy. Amerykanie stosowali na Bałkanach system 30 na 60 - po miesiącu pracy 60 godzin wolnego. To taki wentyl bezpieczeństwa. W Iraku tego wentyla nie ma.
- Ile czasu spędził Ksiądz w Al-Kut?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
- Dokładnie 6 miesięcy i 6 dni.
- Czy często bał się Ksiądz o swoje życie, o życie żołnierzy?
- Jadąc tam, wiedziałem, że będzie niebezpiecznie. Czy baliśmy się? Podobno tylko idiota się nie boi, bo nie ma wyobraźni. Obawa jest tam wszechobecna. Praktycznie nie ma miejsca, gdzie można czuć się bezpiecznym. Baza może być w każdej chwili ostrzelana, co miało przecież już miejsce. Lecąc w śmigłowcu, można oberwać z rakiety czy z RPG7. Strzelano już do nas nawet z granatników, seriami z karabinu maszynowego... Sami przekonaliśmy się, jak łatwo zestrzelić helikopter, gdy pociski - prawdopodobnie z karabinu - trafiły dosłownie 10 cm od głowicy rakiety. 10 cm i byłoby 10 trupów. Gdy jedzie się w konwoju, mogą podłożyć bombę, mogą ostrzelać. Pojechaliśmy do Iraku z misją pokojową, a trafiliśmy na wojnę.
- Skoro trwa wojna, czy kapelani noszą broń?
Reklama
- Nie, nie wolno nosić broni, tak zaleca konwencja genewska. Chociaż na Bałkanach spotkałem kapelana włoskich komandosów, który nosił za pasem bagnet wielkości rzeźnickiego noża, ale to incydent. Trudno sobie uzmysłowić, że ksiądz - ambasador pokoju nosi broń, nawet białą.
- Co Ksiądz mówi żołnierzowi, gdy idzie na niebezpieczny patrol?
- Mówię: przyjdź pomodlić się o szczęśliwy powrót do domu, pomódl się za najbliższych, a gdyby - nie daj Boże! - stało się to „coś”, musisz być przygotowany na spotkanie z Bogiem. Jestem z nimi. Często proszą o wspólną modlitwę. Wtedy - mam takie wrażenie - czują się bezpieczniej. Wiedzą, że jestem gdzieś obok i czuwam. Żołnierze w Iraku z pewnością są bardziej pobożni, bardziej gorliwi niż ich koledzy w kościele garnizonowym w Polsce... Oj, tak...
- Ilu kapelanów służy w Iraku?
- Trzech. Cały kontyngent polski w Iraku liczy 2400 osób. Jeden kapelan służy w bazie Babilon, drugi - w Karbali, trzeci - w Al-Kut, gdzie wystrój kaplicy jest bardzo polski. Na ścianie widnieją obrazy Matki Bożej Jasnogórskiej i Jezusa Miłosiernego. Nad ołtarzem wisi czasza spadochronu, bo jesteśmy samodzielną grupą szturmową, a to przede wszystkim spadochroniarze.
- Czy były wydarzenia, które wstrząsnęły Księdzem w sposób szczególny?
Reklama
- Były nocne ostrzały moździerzowe. Na szczęście nieskuteczne. Gdy w Al-Kut trwały nocne walki, gdy nasze i amerykańskie śmigłowce robiły rozpoznanie, włos się na głowie jeżył. Miałem świadomość, że moi żołnierze mogą nie wrócić. Wtedy człowiek brał różaniec do ręki i modlił się do skutku, aż wrócili cali i zdrowi.
- W Polsce nasza obecność w Iraku, ta służba w zaszczytnym celu walki z terroryzmem, budzi coraz większy opór. Zwyczajnie boimy się o naszych mężów, synów, braci. Czy, zdaniem Księdza, jesteśmy tam naprawdę potrzebni?
- My, żołnierze - a w tym i kapelani - wykonujemy rozkazy. Odpowiedzialność biorą politycy - prezydent jako zwierzchnik sił zbrojnych. Według mnie, błędem było wysyłanie żołnierzy bez decyzji ONZ.
- A wyposażenie? Czy nasi żołnierze są w Iraku bezpieczni przynajmniej w tej dziedzinie?
- Wyposażenie jest naprawdę bardzo dobre - na miarę naszych możliwości, oczywiście. Mankamentem jest brak transporterów opancerzonych. Nasze „Honkery” są praktycznie odkryte, nic nie chroni żołnierzy od zwykłych strzałów z pistoletu czy karabinu. Zagrożenie jest większe, niż się spodziewaliśmy.
- Najtrudniejsza chwila dla Księdza w Iraku to...
Reklama
-... Zamach w Karbali, gdy nasi żołnierze ewakuowali rannych, zabitych sprzed świątyni. Około 180 trupów, 400 poharatanych. Masakra! W tłum modlących się weszło kilku samobójców... Widziałem potem ich głowy. Mieli na nich arafatki, spod których wystawały antenki. Tyle z nich zostało. Byli zdalnie odpalani. Wchodzili między ludzi, a ktoś tam z bezpiecznego miejsca decydował, w jakim miejscu świątyni wybuch zabije największą liczbę ludzi i drogą radiową, telefonem komórkowym - ciach... odpalał żywe bomby.
- Mordowali swoich?
- Oni nie szanują życia jak chrześcijanie. Myślę, że przywódcom muzułmańskim cała ta sprawa wyrwała się spod kontroli. Nie panują nad żywiołem. W żadnej religii Bóg nie zachęca do zabijania. To ludzie źle interpretują prawo Boże. Fanatyzm rodzi się w nas. Podobnie jak chęć odwetu, zemsty...
- Komandosi - tak się o nich myśli - to maszyny do zabijania...
- Nie, to inteligentni żołnierze, którym mówimy: masz rozum i ty oceniasz stopień niebezpieczeństwa... Przypadek z bazą w Al Hilla. Polski żołnierz nie strzelił do kierowcy ciężarówki, która chciała staranować bramę naszej bazy. Strzelił żołnierz mongolski. I dobrze, że strzelił, bo na tej ciężarówce były 2 tony ładunku wybuchowego! Gdyby pojazd eksplodował, kilkaset osób straciłoby życie...
- Dlaczego więc nie strzelił?
Reklama
- Może źle ocenił sytuację, może się wystraszył. To okropnie podziałało na innych. Chyba10 żołnierzy wyjechało wtedy do kraju. Nie wytrzymali psychicznie myśli, że tak mało brakowało. Wtedy nie widziałem rannych czy trupów. Wystarczył mi widok dziury w ziemi po tej ciężarówce - krater o średnicy ok. 20 m, głęboki na 7 m. A wyobraźnia działa: jak wyglądałaby polska baza po takiej eksplozji? Takie makabryczne rzeczy widuje się często... Np. po masakrze w świątyni Irakijczycy bali się wychodzić z domów. Trupy przez dwa dni leżały na ulicach...
- Jak miejscowi - nie terroryści czy partyzanci, ale zwyczajni ludzie - traktują obecność w ich kraju np. Polaków?
- Różnie, najczęściej dobrze. Zwłaszcza gdy robimy coś dla miejscowej społeczności, np. urządzamy szkołę czy ośrodek zdrowia, niesiemy pomoc humanitarną. Realizujemy to głównie z pieniędzy Caritas Polska, naszego Episkopatu czy Ordynariatu Polowego WP. W Iraku panuje ogromna bieda, każdy gest dobroczynności budzi wdzięczność. Nieprzychylność rodzi się w dużych miastach i w miejscach świętych. Czwartek i piątek, gdy trwają modlitwy, to czas dla nas niebezpieczny. W te dni głoszone są muzułmańskie „kazania”, które czasem powodują wręcz amok religijny. A broń jest ogólnodostępna. Nieszczelne granice - to kolejny wielki temat. Do Iraku trafia broń rosyjska, czeska, węgierska, izraelska, amerykańska, francuska, z krajów arabskich - zewsząd... - Taka właśnie broń jest rekwirowana.
- Więc w Iraku nigdy nie skończy się konflikt, bo za dużo ludzi na tym zarabia...
Reklama
- Arab to wojownik, jego nie da się stłamsić, całkowicie nad nim zapanować. On jest dumny ze swojego stylu życia, nie zgodzi się, by ktoś go upodlił. W kulturze arabskiej mocno tkwi potrzeba zemsty, odwetu. Amerykanie, na szczęście, nie działają gwałtownie, nie chcą wyniszczenia narodu. Oni mogliby militarnie zmieść Irak z powierzchni ziemi, ale nie o to w tym konflikcie szło...
- Co Ksiądz poradziłby bratu w kapłaństwie, który wyjeżdża do Iraku?
- Żeby na siebie uważał. I żeby zawsze, ale to zawsze, był z chłopakami. W każdej sytuacji. Niech raczej nie pcha się na pierwszą linię, do grup bojowych, bo będzie zawadzał, ale niech stoi w pobliżu.
- Dziękujemy za rozmowę.