Spośród złożonej nowo wcielonym żołnierzom bogatej oferty propozycji
dotyczących przedsięwzięć oświatowych i wychowawczych, wybrana została
przez nich wycieczka do miejsca odwiedzonego przez króla Jana III
Sobieskiego, a mianowicie Płonki Kościelnej. Wybór ten sprawił, iż
dowództwo czerwonoborskiej jednostki i jej Kapelan, który był pomysłodawcą
tego przedsięwzięcia i ewentualnym jego organizatorem, stanęło przed
nie lada problemem. Jak zorganizować i zrealizowac to przesięwzięcie,
skoro oszczędność i racjonalne gospodarowanie, to pojęcia charakterystyczne
dla wszystkich obszarów naszego życia, również dla wojska? Problem
był w połowie rozwiązany. Wycieczkę trzeba było zorganizować, skoro
są takie oczekiwania jej potencjalnych uczestników. Jak to jednak
zrobić, skoro akces uczestnictwa zgłosiło kilkaset osób? Odległość
między Czerwonym Borem a Płonką Kościelną jest niebagatelna, jakże
więc od strony technicznej poradzić sobie z tym przedsięwzięciem,
aby zapewnić uczestnictwo wszystkim chętnym, skoro najtańszy z możliwych
sposobów podróży, a więc koleją, jest niemożliwy do realizacji, ponieważ
trasa o dawnym numerze 520, zwana żartobliwie coraz częściej "trasą
połamanych semaforów", jest nieczynna. Jak się później okazało, w
wojsku nie ma rzeczy niemożliwych.
W drodze prowadzonych analiz ustalono, że najodpowiedniejszą
datą zorganizowania wycieczki do Płonki Kościelnej oraz pielgrzymki
poprzedzającej przysięgę do sanktuarium Królowej Młodzieży w Płonce
Kościelnej będzie 25 czerwca. Data ta w żaden sposób nie zakłócała
napiętych przecież programów szkolenia. Wycieczka i pielgrzymka dawała
jednocześnie chwilę wytchnienia od intensywnych ćwiczeń wojskowych.
I tak na prośbę Ośrodka Duszpasterstwa Wojskowego Jednostki
Wojskowej 3466 w Czerwnonym Borze, Dyrektor Zakładu Przewozów Pasażerskich
w Białymstoku, uruchomił pociąg specjalny (Ile zabiegów poczyniono,
aby do tego doszło, wie wyłacznie Kapelan czerwonoborzan, który pytany
o to, uśmiecha się skromnie i prosi o inne pytania).
Do wycieczki i pielgrzymki więc dochodzi. Uczestniczą
w niej na własny koszt, nie przekraczający kilku złotych, wyłącznie
chętni żołnierze (już nie tylko młodego rocznika) Jednostek Wojskowych
3466 i 2610, rodziny wojskowe garnizonu Czerwony Bór oraz rodziny
dzieci pierwszokomunijnych parafii w Wygodzie. Łącznie 650 osób zameldowało
się w Płonce Kościelnej.
Jakież to było wydarzenie? Okazało się, że ogromne i
to nie tylko dla uczestników pielgrzymki i wycieczki. Podlasie to
ziemia, która wielokrotnie spływała żołnierską krwią. To ziemia głodna
żołnierskich mundurów, darząca wojsko ogromną sympatią i szacunkiem.
A że nie są to puste słowa, niech świadczy o tym fakt, iż mieszkańcy
leżącej w pobliżu Płonki Kościelnej Łupianki Starej nieodpłatnie,
z potrzeby serca, na prośbę proboszcza ks. kan. Józefa Ogórkisa,
przygotowali w ramach poczęstunku żołnierzy siedemset pączków.
W przeddzień przysięgi, tj. 30 czerwca br., w uroczystość
Najświętszego Serca Pana Jezusa, w kościele garnizonowym pw. Trójcy
Przenajświętszej żołnierze przygotowujący się do przysięgi wojskowej
uczestniczyli we Mszy św., której przewodniczył bp Stanisław Stefanek,
udzielając sakramentu bierzmowania 26 żołnierzom.
Punktualnie o dziesiątej przysięgę rozpoczęto złożeniem
meldunku gen. bryg. Leszkowi Ulandowskiemu. Po nim nastąpiło to,
czego się spodziewałem. W swym scenariuszu przysięga nie odbiegała
w żaden sposób od innych, w których uczestniczyłem. Lecz tylko do
pewnego momentu. Po złożonej przysiędze, kiedy żołnierze przyjęli
błogosławieństwo na dalszą służbę z rąk biskupa pomocniczego diecezji
łomżyńskiej Tadeusza Zawistowskiego, pomyślałem, że uroczystość dobiegła
końca. Po chwili okazało się, że byłem w błędzie. To, co bezpośrednio
po niej nastapiło, zaskoczyło mnie zarówno swoimi intencjami, jak
i poziomem. Sprawcą tego był ks. Andrzej Dmochowski - wikariusz parafii
Zaremby Kościelne, oddalonej w linii prostej o około 50 km od miejsca
stacjonowania czerwonoborzan. Jak się okazało, ks. Andrzej, wielki
miłośnik koni i tradycji oręża polskiego, wspólnie z towarzyszącymi
mu uczniami szkół średnich konno, w mundurach ułańskich z okresu
II Rzeczypospolitej, zaprezentował pokaz umiejętności kawaleryjskich.
Zobaczyłem więc mistrzowskie władanie zarówno szablą, jak i lancami
oraz musztrę konną. Niech żałuje ten, kto tego nie widział. Brawa
nagradzające umiejętności zarembowskich kawalerzystów dorównywały
wyłącznie tym, jakie usłyszeli defilujący po złożonej przysiędze
żołnierze. I tu kolejne zaskoczenie - z ust Kapelana czewonoborzan
dowiedziałem się, że aby uświetnić przysięgę swoim pokazem, jeźdźcy
noc spędzili w siodłach i zaraz po pokazie wracają do domów.
Po zakończonej uroczystości rozmawialiśmy z dowództwem
i Kapelanem czerwonoborzan, zaskoczeni rozmachem przedsięwzięć realizowanych
w ramach procesu wychowawczego nowo wcielonych żołnierzy, co mają
w planie jeszcze zrealizować. Plany są równie ambitne jak do tej
pory. Będą brać udział wspólnie z żołnierzami starszych roczników
w uroczystościach w Andrzejewie związanych z walkami 18. Dywizji
Piechoty stoczonymi we wrześniu 1939 r., złożą hołd bohaterom spod
pobliskiej Wizny. No, a potem kolejne wcielenie, kolejny rocznik
młodych żołnierzy i codzienna służba.
I tu refleksja. W świecie pędzącym w oszałamiającym tempie
są takie miejsca na ziemi, gdzie nie zdobywa się, lecz wspólnym wysiłkiem
dba o najwyższe wartości. Nie byłoby tego przecież bez poczucia misji
żołnierzy zawodowych, kapelana z Czerwonego Boru i przedstawicieli
środowisk cywilnych, różniących się na codzień w swych poglądach,
a jednocześnie tak mocno związanych z wojskiem. Bez wątpienia takimi
osobami są ci, których spotkałem w lipcu w Czerwonym Borze.
Nie żałuję spędzonego tam czasu. Byłem tam z młodymi
ludźmi, wchodzącymi w naprawdę dorosłe życie, widziałem pełne skupienia
twarze, widziałem łzy ojców i matek, słyszałem ciszę towarzyszącą
hymnowi, słyszałem gwar radosnych rozmów, spotkałem wielu przyjaciół
wojska. Warto było to przeżyć.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
