Każdy wrzesień budzi wśród Polaków smutne wspomnienia, może już
trochę zatarte przez czas, a jednak wiecznie żywe, zwłaszcza wśród
starszych ludzi. Oni to są żywą kroniką tych okropnych wydarzeń,
jakże głęboko zakodowanych w pamięci.
Wrzesień 1939 r. to ból, wielkie cierpienie, lęk o najbliższych,
rozłąka z nimi, tułaczka, niepewność jutra, utrata Ojczyzny i wreszcie
to wszystko, czego nie można wyrazić słowami.
Korzystając z materiałów archiwalnych i z tego, co przekazała
mi pamięć ludzi uczestniczących w wielu akcjach wojennych, chciałam
wspom-
nieć przynajmniej o niektórych przeżyciach okupacyjnych
mieszkańców Klimkówki - miejscowości położonej między Rymanowem a
Iwoniczem Zdrojem.
Pogoda we wrześniu 1939 r. w Klimkówce była wspaniała. Ciepłe
lato zapowiadało urodzajny rok. Sady obrodziły nadzwyczajnie, ale
od kilku już tygodni nawet kropla deszczu nie użyźniła ziemi. Ludzie
snuli się po polach i drogach jakoś leniwie i wykonywali swe prace
bez ochoty i przekonania. Gorączka wzrastała z każdym dniem, chociaż
we wsi panował jeszcze spokój. Ustały jednak wieczorne śpiewy młodzieży
i głośne rozmowy. Starsi ludzie wieczorami gromadzili się przy opłotkach
i snuli różne przypuszczenia. Wszys-
cy spoglądali w niebo usłane gwiazdami, szukając jakiejś
złowróżbnej komety. W górze wypatrywali balony, które pojawiały się
w nocnej porze i kierowały się w stronę Słowacji, by tam penetrować
sytuację. Wieś już wtedy była trochę przerzedzona, gdyż jeszcze w
lipcu 1939 r. poszło z Klimkówki około 50 mężczyzn do obrony narodowej.
Początek roku szkolnego został odwołany do 15 września. Letnicy z
Rymanowa i Iwonicza Zdroju przyśpieszali swój wyjazd, przerywając
kurację. Każdy w tych niepewnych dniach chciał być jak najbliżej
swojej rodziny. Ludzie masowo robili zapasy żywności. Niepokój wzrastał.
29 sierpnia o godz. 5 po południu została ogłoszona po raz pierwszy
powszechna mobilizacja.
Pierwszego września 1939 r. mieszkańców Klimkówki zbudziły
silne detonacje bombowe dochodzące od strony Krosna. Wybuchy bomb
były tak silne, że szyby w oknach drżały i zdawało się, że ściany
domów się walą. Ze ścian z wielkim trzaskiem spadały obrazy. Rozległ
się głośny złowieszczy warkot niemieckich bombowców, które leciały
od strony Krosna po bombardowaniu miasta i po drodze wyrzucały jeszcze
tu i ówdzie bomby. Nie było już najmniejszej wątpliwości o rozpoczęciu
wojny przez Hitlera. Niektórzy nie chcieli w to wierzyć. Pierwszego
września w południe Polskie Radio ogłosiło swój pierwszy komunikat
wojenny następującej treści:
"O świcie dnia 1 września 1939 r. siły zbrojne Rzeszy Niemieckiej
rozpoczęły działania wojenne przeciw Polsce".
I oto zaczęło się.
Ludzie w Klimkówce uszczelniali mieszkania i oblepiali okna paskami
papieru, by uchronić szyby przed pękaniem w czasie detonacji bombowych
i przedostawaniem się do domów trującego gazu.
W tych trudnych czasach moralnym wsparciem dla mieszkańców
Klimkówki był pod lasem mały kościółek, w którym znajduje się Cudowny
Wizerunek Pana Jezusa na Krzyżu. To tam do dzisiaj wędrują z trudnymi
problemami pielgrzymi z całej okolicy. Trzeciego września (a była
to niedziela) ówczesny proboszcz Klimkówki ks. Władysław Kulczycki
zorganizował uroczystą procesję do kościółka, by modlić się o opiekę
dla całej wioski. Wcześniej pouczył wiernych o zachowaniu się w czasie
ewentualnego nalotu samolotów. Pouczenie okazało się słuszne. Nad
tłumem ludzi niosących obrazy i chorągwie pojawił się niemiecki samolot.
Wszyscy na chwilę się rozpierzchli, ale na okrzyk dzielnej kobiety,
która głośno zawołała, by ludzie się nie lękali bo przecież idą do
Cudownego Pana Jezusa prosić o pomoc, procesja znów się uformowała
i przy śpiewie pieśni religijnych wszyscy bezpiecznie doszli do kościółka.
Nabożeństwo odbywało się przy wtórze głoś-
nych wybuchów niemieckich bomb. Ludzie zaś gorąco i żarliwie
modlili się o opiekę nad swoimi rodzinami, nad wioską i całą naszą
Ojczyzną. W tym cudownym azylu mieszkańcy Klimkówki często gromadzili
się w ciężkich czasach okupacji hitlerowskiej. To tutaj wśród lasów
i pól leciały z serc prostych ludzi wołania o pomoc. Tutaj rozlegał
się śpiew zakazanych przez wroga pieśni: Boże coś Polskę i Serdeczna
Matko. Wojna trwała. Nad Klimkówką przelatywały dziesiątki niemieckich
samolotów. Warkot był okropny. W nieznaną drogę na tułaczkę poszło
wielu mężczyzn. We wsi pozostali tylko starcy, dzieci i kobiety użalające
się nad losem swoich mężów i synów. Okrutna wojna niosła coraz to
większe zniszczenia. Ginęli ludzie mordowani przez okupanta w bestialski
sposób. Okrucieństwo wroga nie znało granic, co potwierdzają wywiady
przeprowadzone z najstarszymi mieszkańcami Klimkówki.
W wiosce powstał oddział partyzancki Armii Krajowej, który
organizował różne obronne akcje sabotażowe. Podczas jednej z nich
partyzanci ranili niemieckiego oficera. Odwet wroga był okropny.
Okupanci zorganizowali łapankę młodych mężczyzn i zamykali ich w
stodole jako zakładników. Jeden z nich - Kazimierz Puchalski - próbował
uciec, lecz został zauważony i natychmiast rozstrzelany. Zginął wtedy
również Józef Puchalski. Wśród zakładników znajdował się zupełnie
niewinny Franciszek Rajchel. Niemcy natrafili na niego w polu, kiedy
pod lasem spokojnie pasł krowę. Nie pomogły żadne tłumaczenia. Franciszek
Rajchel został zamordowany w bestialski sposób - kopany i okładany
kolbą karabinu. Miał wtedy 33 lata. Pozostawił dwudziestopięcioletnią
żonę i czteroletnią córeczkę. W czasie ewakuacji mieszkańców Klimkówki
nad Wólką do lasu został zabity strzałem w głowę Stanisław Wais,
który również osierocił córeczkę i pozostawił młodą żonę. Inny gospodarz,
Jakub Wais, zginął na polach w dolnej części wioski, kiedy wracał
od przymusowego kopania niemieckich okopów.
A oto relacja mieszkańca Klimkówki:
"W czasie II wojny światowej nawiedziły mnie i całą moją
rodzinę smutne przeżycia, którymi pragnę się podzielić. Straciłem
podczas wojny czterech braci, a było nas pięciu i tylko ja jeden
zostałem. W marcu 1942 został aresztowany najstarszy brat Kazimierz.
Aresztowało go gestapo. Przebywał pięć miesięcy w więzieniu w Tarnowie.
Później wywieziono go do Oświęcimia, skąd po miesiącu przyszło zawiadomienie
o jego śmierci. Został tam zakatowany. Jego numer obozowy to: 61901.
Drugiego brata Henryka, który był komendantem partyzantki obwodu
Krosno, gestapo aresztowało 30 czerwca 1944 r. w Iwoniczu Zdroju.
Potem wywieziono go do Jasła i tam w czasie śledztwa został zamordowany.
Trzeci brat Józef został zastrzelony przez Niemców w dniu 13 sierpnia
w 1944 r., gdy wracał z kopalni w Klimkówce. Najmłodszy z nas wszystkich
Stanisław, gdy Klimkówka została oswobodzona przez wojska radzieckie
wstąpił w październiku 1944 r. do wojska polskiego jako ochotnik
i szedł z armią aż do Berlina, gdzie został zabity, w 3 dni przed
kapitulacją Niemiec...".
Wspomniałam tutaj tylko o niektórych tragediach wojennych
mieszkańców Klimkówki. Nazwiska wszystkich mieszkańców wsi, którzy
oddali życie za wolność Ojczyzny znajdują się na tablicy pamiątkowej
wmurowanej w ścianę szkoły. Tam co roku w listopadzie idzie uroczysta
procesja organizowana przez proboszcza ks. prałata Kazimierza Pańczyszyna.
Wspólna modlitwa za poległych i patriotyczne wiersze wygłaszane przez
młodzież - to hołd składany Klimkowskim Bohaterom Narodowym.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
