Katarzyna Dudek
Naturę wodospadu spłyca nieco sama jego nazwa, redukując
jego istotę do miejsca, gdzie woda napotyka na obniżenie terenu i
nie mogąc się zatrzymać płynie dalej. W rzeczywistości każdy wodospad,
od tego biegnącego wąską strużką w dolinę, do grzmiących wód o ogromnej
sile, jest czymś nieporównanie wspanialszym niż zwykły spadek wody.
Jest cudem przyrody.
Polska nie jest niestety krajem obfitującym w wodospady.
Właściwie nie miały one dla mnie większego znaczenia aż do pamiętnych
chwil, kiedy po raz pierwszy w życiu dane mi było podróżować po Szwajcarii.
Nie byłam przygotowana na to spotkanie z czymś zupełnie nowym. Owszem,
oczekiwałam widoku gór potężniejszych niż te, które znałam, dolin
wypełnionych domkami wspinającymi się na stoki, chmur wędrujących
między szczytami; o wodospadach jakoś nie myślałam.
Jechaliśmy z przyjaciółmi na południe, w stronę Grindelwald,
jednego z najpopularniejszych wśród turystów alpejskich miasteczek.
Byliśmy jeszcze dość daleko od celu, ale po obu stronach szosy piętrzyły
się już góry, częściowo pokryte łąkami, jednak w większości zalesione.
W samochodzie nieustannie zmieniałam miejsce, przenosząc się od okna
do okna, bo zewsząd przyciągały wzrok niesamowite urwiska, skaliste
szczyty wznoszące się dumnie ponad doliną, czasem mała chatka pośród
lasu. W pewnym momencie, biegnąc wzrokiem wzdłuż wyniosłego grzbietu
leżącego równolegle do naszej trasy, natknęłam się na coś wyróżniającego
się spośród otoczenia; minęłam to w rozpędzie, ale natychmiast powę-
drowałam z powrotem i... zaparło mi dech w piersiach. Wszystko
wokół przestało istnieć, z wyjątkiem widoku po lewej stronie drogi.
Stosunkowo jednostajną krawędź grzbietu przerywała nagle
biała, prawie prostopadła do niego linia. Zbocze góry, oddalone od
nas o kilkaset metrów, trwało w swojej górskiej niezmienności, ale
wzdłuż kamienistego urwiska spływały strugi spienionej wody. To ten
ruch, kontrastujący z otoczeniem, przyciągnął moje spojrzenie - i
od tamtej chwili właśnie ruch stał się dla mnie kwintesencją piękna
wodospadów. Wszystkie, które dane mi było później oglądać, fascynowały
mnie swoim poruszeniem. Często patrzyłam na majestatyczne szczyty,
które pnąc się w górę pozostawiały za sobą swój płaszcz lasu i traw,
ukazując w końcu samą skałę osłoniętą tylko miejscami warstwą śniegu.
Odkrywałam na nich wodospady zawsze z takim samym wrażeniem czegoś
niezwykłego i mistycznego. Wyraźne ślady obecności ludzkiej urywały
się w miarę przerzedzania się lasów; wyżej można było się domyślać
zwierząt wysokogórskich, zaś najdziksze miejsca sprawiały wrażenie
całkowicie niedostępnych i tam struga wodospadu wydawała się być
pieśnią o życiu. Wśród zastygłych w bezruchu drzew i niewzruszonych
skał, ruch wody stanowiący jedyny ożywiony element krajobrazu wyraźnie
zawierał w sobie tajemnicę istnienia.
Jeden z najbardziej niesamowitych wodospadów, jakie znam,
znajduje się w miejscowości Lauterbrunnen w pobliżu Grindelwald.
Oczarował on m.in. Goethego, Byrona, Wordswortha i innych poetów
epoki romantyzmu, stając się natchnieniem i bezpośrednią przyczyną
powstania wielu wierszy. Goethego zainspirował do jego znanego porównania
duszy ludzkiej do wody. Podobieństwo wyraził zauważając, że dusza
człowieka przychodzi z nieba na ziemię, po czym znów się unosi, powracając
tam, skąd przyszła. Staubbachfall jest jednym z siedemdziesięciu (!)
wodospadów w tej dolinie, które swój początek biorą z lodowca. Woda
spływa ze skały, a właściwie spada, bo często (w zależności od pory
roku, ilości opadów i innych czynników) w górnych partiach prawie
jej nie dotyka, zmieniona w chmurę delikatnej, mlecznej mgiełki.
Gdy stoi się blisko, wrażenie jest ogromne - chociaż bez względu
na odległość nie sposób się nim nie zachwycić. Nawet w nocy Staubbachfall
jaśnieje z daleka - rozświetlają go przeszywająco białym światłem
potężne reflektory.
Wodospad nie jest więc tylko spadającą wodą. A nawet jeśli
uprościmy go do takiej postaci, to, jak zauważył Goethe, sama woda
jest przecież czymś niezwykłym. Pokrewne, bo szczególne spojrzenie
na wodę odnalazłam u brazylijskiego autora Paulo Coelho. W swojej
książce Podręcznik Wojownika Światła (Drzewo Babel, Warszawa 2002)
w pięknych słowach opisuje potęgę wody. Zastanówmy się razem z nim:
nic nie jest w stanie jej przeciąć ani rozbić. Dopasowuje swój ruch
do ukształtowania terenu, po którym spływa, ale nieustępliwie pamięta
o swoim celu - dotarciu do morza. Dwa następne zdania pozwolę sobie
zacytować dosłownie: "Nieśmiała u źródła, czerpie powoli siłę z napotkanych
potoków. I w końcu nabiera potężnej mocy". A moc wody znamy choćby
z doświadczeń klęsk żywiołowych w Polsce i w innych krajach. Jak
większość rzeczy czy zjawisk na świecie woda może przynosić dobre
lub złe owoce. O złych wiemy wiele, bo borykamy się z nimi, jeśli
nas dotykają; słyszymy o nich, bo trafiają na pierwsze strony gazet.
Ale czy nie moglibyśmy nauczyć się od wody dobra?
Właśnie tych jej cech charakterystycznych: wytrwałości,
niezmienności w dążeniu do celu, którego istotą jest wspólnota ("
wspólnota wód", czyli morze), rośnięcia w siłę przez łączenie się
z innymi zdążającymi w tym samym kierunku; dostosowywania się do
czasu i miejsca, w których przyszło nam istnieć, ale bez zmiany naszego
kursu.
Może wówczas łatwiej byłoby nam znaleźć drogę do morza,
w stronę którego płyniemy przez wszystkie lata naszego ziemskiego
życia.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
