Ten problem dotyczy niemal całego świata i wszystkich religii. Ludzie wiary burzą się, gdy czytają w prasie, słuchają w radiu lub oglądają na małym ekranie bzdury na temat swojej wiary. Czasem są to małe pomyłki, a czasem horrendalne błędy, tzw., wielbłądy. Z czego to wynika? Czy to efekt ignorancji, czy celowego działania, które ma dyskredytować sprawy wiary w opinii publicznej. Na te pytania starał się odpowiedzieć „Our Sunday Visitor”.
Zdaniem katolickiego dziennikarza, pierwszą przyczyną tego stanu rzeczy jest ignorancja dziennikarzy, którzy piszą o sprawach wiary. Nie wiedzą nic albo bardzo niewiele o tym, o czym piszą. I wychodzą kwiatki, jak w przypadku wielu artykułów na temat niedawnej decyzji Benedykta XVI dotyczącej Mszy trydenckiej. Na dodatek wielu dziennikarzy traktuje wiarę jako coś zupełnie subiektywnego, a więc niewartego traktowania na serio. Po prostu nie przykładają się do tematów wiary tak jak do innych.
Jednak nie można za wszystko obwiniać reporterów. Zanim tekst ukaże się w gazecie, musi przejść przez ręce redaktorów. Ci też dokładają swoją „cegiełkę” psucia czasem dobrego tekstu. Dla nich liczy się poziom czytelnictwa, a więc kroją materiał, mając na uwadze gusta odbiorców, do których kierują swój produkt. Do tego dochodzą pewne kalki, które rządzą w głowach. Ich zastosowanie oznacza redukcję religii do kolejnego zjawiska politycznego. Wiara staje się kolejnym polem walki konserwatystów z liberałami, a odbiorcę mogą przyciągnąć przecież tylko ekstremy. Tak więc to, co łagodne i spokojne, nie ma szans trafić na łamy gazet czy do programów telewizyjnych.
(pr)
Pomóż w rozwoju naszego portalu