Z końcem grudnia 2007 r. krakowski „Dziennik Polski” doniósł, że Senat Uniwersytetu Jagiellońskiego rozpoczął postępowanie w sprawie nadania Stevenowi Spielbergowi godności doktora honoris causa tej uczelni. Spielberg jest znanym i zdolnym reżyserem, że wspomnę takie jego filmy, jak „Szczęki”, „Bliskie spotkania trzeciego stopnia”, „Szeregowiec Ryan”, „Poszukiwacze zaginionej Arki”, „E.T”., „Park Jurajski” czy serię „Indiana Jones”. Ale Senat UJ chce uhonorować Spielberga doktoratem h.c. z innego powodu: za to, że przyczynił się on w znaczący sposób do ocalenia pamięci Zagłady. Dzięki jego fundacji „Survivors of the Shoah” powstały już dziesiątki filmów dokumentalnych, „w których ocaleni opowiadają, co przeżyli”.
Tę inicjatywę Senatu poparli gorąco bliscy współpracownicy Spielberga, operator Janusz Kamiński i scenograf „Listy Schindlera” Alan Starski, który tak się wyraził o tym, chyba nagłośniejszym filmie reżysera: „Nakręcono wiele filmów na temat II wojny światowej, ale ten miał w sobie coś, czego brakowało innym - do sal kinowych poszli ludzie na całym świecie i często po raz pierwszy dowiadywali się, czym był nazizm i Holocaust...”.
To istotnie wstrząsający film. Wiele z jego dramatycznych scen zapamiętałem, m.in. i tę, gdy polskie dzieci, przypatrujące się tragicznemu pochodowi Żydów pędzonych do getta, lżą ich i ciskają w nich kawałkami błota... Nie wątpię, że ta właśnie scena zapadła głęboko w pamięć także milionom widzów na całym świecie, jako kwintesencja „polskiego antysemityzmu”, najwidoczniej „wyssanego z mlekiem matek”, jak się kiedyś wyraził jeden z polakożerców.
Nie wiem, czy taka scena rzeczywiście miała wtedy miejsce w Krakowie. Trudno mi w to uwierzyć. Czy przypadkiem Spielbergowi coś się nie pomyliło? Znane są opisy takiego zachowania, ale Niemców - wobec polskich więźniów. W 1949 r. w USA, w Detroit ukazała się książka „Man’s Inhumanity” pewnego franciszkanina, ojca Melchiora, który przeżył Oświęcim i Dachau. Cytuję: „Gdy byliśmy wiezieni ze stacji kolejowej w Halle do więzienia, niemieccy przechodnie gromadzili się na chodnikach, śmiali się, szydzili z nas. Pamiętam, że byliśmy lżeni i obrażani przez niemieckie kobiety, i jak niemieckie dzieci rzucały kamieniami i błotem w bezbronne ofiary...”.
Przypuśćmy jednak, że rzeczywiście znalazły się jakieś nasycone antysemityzmem złowrogie polskie dzieci, które Spielberg postanowił sportretować w swym filmie. Ale jeżeli tak, to czy nie wypadało, gwoli prawdy i przyzwoitości, wspomnieć także o słynnej aptece „Pod Orłem” przy placu Zgody (dzisiejszym pl. Bohaterów Getta) w Krakowie, której polski właściciel Tadeusz Pankiewicz z narażeniem życia pomagał Żydom? Niestety, ten wątek nie zainteresował reżysera, zapewne dlatego, iż osłabiłby jednoznaczną, czarno-białą wymowę filmu.
Szanowny Senacie UJ, szanowni Panowie Profesorowie! Zanim podejmiecie ostateczną decyzję, obejrzyjcie, proszę, raz jeszcze „Listę Schindlera”!
Pomóż w rozwoju naszego portalu