Reklama

Dej se pedzieć o Ślonzku i Barberce

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Studiowałam na Śląsku. Zakochałam się w Śląsku, mimo że krajobraz zdominowany jest tam przez tereny przemysłowe z koślawymi metalowymi konstrukcjami, horyzont upstrzony rzędami różnej grubości kominów, a miasteczka to szarobure półwyspy jednakowych familoków i blokowisk. Uroku Śląskowi przydają bowiem Ślązacy. I tak to już jest, że po bliższym spotkaniu ze Śląskiem albo się go kocha, albo nie chce mieć z nim nic wspólnego - ja doświadczam tego pierwszego. A skoro Barbórka blisko, zapytałam przyjaciół Ślązaków, czym jest dla nich Śląsk, w czym tkwi jego siła i ich przywiązanie do tej ziemi. Silniejsze - im dalej od Śląska przyszło im żyć.

Marek z Tychów, obecnie Pennsylvania University: - Śląsk ma trzy filary: rodzina - praca - parafia. Tak było dawniej i z pewnymi modyfikacjami tak jest jeszcze dziś. Większość mężczyzn na Śląsku to górnicy. A to zawód niebezpieczny. Żyje się więc w cieniu szybu i kościelnej wieży. Pierwszy uczy ciężkiej pracy, solidności, uczciwości, odpowiedzialności za innych, ta druga - zaufania Bogu, miłosierdzia, wrażliwości. Dawniej na Śląsku dzieci zaczynały lekcje od modlitwy o to, by tata czy brat wrócili z szychty. I tak przez pokolenia. Żyło się ciasno, blisko siebie, dzieliło intensywnie radości i smutki. Przykład? Opowiem coś. Jak górnik zginął, jego ciało wystawiano najpierw na kopalni - bywało, że i przez trzy dni ludzie przychodzili się pożegnać. Całe familoki modliły się przy trumnie. Głośno. W tym czasie inni sąsiedzi zajmowali się rodziną - gotowali, piekli ciasta, sprzątali, przejmowali opiekę nad dziećmi. A ile intencji mszalnych było za zmarłego... To wcale nie tak odległe czasy, lata 60., 70. W niektórych miejscach na Śląsku do dziś panują ponoć te zwyczaje.

Hanka z Raciborza: - Wiara - bardzo ważna rzecz. Górnik, gdy rano wychodzi do pracy, a nigdy nie ma przecież pewności, że wróci, spotyka się z żoną przy drzwiach, ta kreśli mu znak krzyża na czole. Moja mama mawiała wtedy: „Coby Cię Ponbócek mioł w opiece...”. Pamiętam czułość, z jaką to mówiła. Tylko wtedy widziałam rodziców przytulonych, bo dawnymi czasy ludzie nie okazywali sobie czułości publicznie. Ludzie przy pracy pozdrawiali się krótkim: „Boże, pomogej”... a w odpowiedzi słyszało się: „Dej, Panie Boże...”. Jak było tąpnięcie na grubie (kopalni) - a to czas najstraszniejszy dla górniczych rodzin - wtedy ojciec szedł ratować kompanów i przed wyjściem my, dzieciaki, żegnaliśmy go uroczyście. Dzieciak po dzieciaku, z całą powagą, bez beczenia. Rosło się w przekonaniu, że życie ludzkie jest kruche, niepewne, że wszystko tak naprawdę w rękach Boga. Tata wychodził i mogło zdarzyć się tak, że więcej go nie zobaczymy. Tak się zresztą w końcu stało...

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Karolina z Katowic: - Zima i śnieg. Mama ciągnie mnie za sobą. Pamiętam jej nogi w grubych walonach, do połowy w śniegu. Strach, nerwy, cichy płacz, a może już modlitwa? To moje najwcześniejsze wspomnienie. Na kopalni był wypadek. Pod kopalnią, właściwie pod cechownią, stał już tłum. Milczący, przerażony. Oczekujący i napięty jak struna. Głównie młode kobiety z dziećmi. Starsi szli od razu do kościoła. Obudzony w środku nocy farorz kazał bić w dzwon. Na jego dźwięk zapalały się światła w oknach familoków. Biegły ku nam opatulone sylwetki. Stałam pod tą bramą w tłumie i mrozie nie wiem ile i patrzyłam, jak nad naszymi głowami smugi pary łączyły się w jedno. Pomyślałam, że Pan Bóg musi nas teraz słyszeć... Tatko ocalał. Coś z tamtej solidarności, poczucia wspólnoty - nie wiem, jak to nazwać - noszę w sobie do dziś...

Marek z Tychów: - Dom mojego ojca, górnika, którego dziadek też był górnikiem, opierał się na ceremoniach i rytuałach. Mama, serce rodu, wstawała w domu pierwsza - najczęściej jeszcze przed świtem - rozpalała pod kuchnią węglową i gotowała na śniadanie np. żur z kartoflami... Nie żartuję. Przed ciężką robotą trzeba jeść „ciężko”. Żadne tam płatki czy nutella. Potem następowała ceremonia żegnania. Do naszych obowiązków należało sprawdzanie, czy tato wziął „markę” (identyfikator) na ferlezunek (odczytywanie nazwisk górników na koniec szychty). Podział ról w rodzinie był ustalony, jak mi się wówczas wydawało, przed wiekami. Ojciec zarabiał na dom. Pracował rzeczywiście ciężko. Czasem wracał tak zmordowany, że zasypiał nad talerzem. Widziałaś „Perłę w koronie” Kutza? Tam jest pokazana tradycyjna śląska rodzina. No więc my byliśmy niemal kalką tamtej filmowej. Dom był gniazdem, był bezpieczną przystanią, o którą dbała mama. W rodzinie wszyscy stali za sobą murem. Jak się coś w rodzinie działo - nie wychodziło za próg. Na Śląsku nie udałoby się zrobić odcinka talk-show, gdy krewni obrzucają się nawzajem błotem. Dyskrecja była częścią poczucia godności. W rodzinie ufamy sobie - trzymają nas niewidzialne więzy wspólnej przeszłości. Musisz wiedzieć, że mieszkaliśmy w jednym familoku - na dole dziadek z obowiązkowymi gołębiami. Obok ujek (wujek), a ulicę dalej - kuzynki i kuzyni. Wszędzie chmara dzieciaków. Jak się towarzystwo spotykało, np. na imieninach ojca, to nie było takiego pokoju, który by stół pomieścił. Wychodziło się z nim na korytarz. Przysiadali się sąsiedzi. I to następna cecha Ślązaków - życzliwość dla świata i ludzi. Nawet w biedzie Ślązak nie traci fasonu.

Reklama

Achim z Katowic: - Śląski świat to kopalnie, familoki i osiedla górnicze. W takich miejscach - nie wiem, jak je nazwać, to są jakby oddzielne miasteczka - żyło się jak wśród krewnych. Wychowałem się na Nikiszowcu, w jednakowych kwadratowych, niezbyt pięknych zresztą, podwórkach. Mieliśmy tam swoje konsumy, swój kościół, swoje karczmy piwne, swoje zakamarki - cały kosmos. Tradycja rodzinna tworzyła klimat także na zewnątrz. A Barbórka? Ojcu pucowaliśmy sidolem guziki do munduru... Takie po latach mam pierwsze wspomnienie o Barbórkach. Wszystko musiało lśnić jak trąby w górniczej orkiestrze... Brat grał w takiej. To kolejna cecha śląskich rodzin - wspólne śpiewanie. Na biesiadach barbórkowych, przy spotkaniach bez okazji - śpiewało się do zdarcia gardeł. Ślązacy - mało o tym wiadomo - to naród uzdolniony muzycznie.

Marek z Tychów: - Rano budziła nas orkiestra dęta, szła pod oknami do kościoła. Barbórkę zawsze obchodziło się hucznie... Galowe mundury, wszyscy w najlepszych ciuchach, odświętność, odrobina patosu. Najpierw modlitwa, powaga, wspominanie zmarłych górników. Nasz farorz miał potężny głos i grzmiał: „Zapamiętajta - i taka ma być kolejność w waszym życiu. Najpierw Pan Bóg!”. Ślązakom nie trzeba tego dwa razy powtarzać.
A potem były odznaczenia, nagrody i ogromne golonki z chrzanem. Takie, że się na talerzu nie mieściły...

Reklama

Hanka z Raciborza: - Szkoda, że wiele z tej magii dawnego Śląska ginie, rozpływa się w obyczajach ludności napływowej. Na Śląsku mieszka teraz sporo nie-Ślązaków. A i my sami średnio dbamy o zwyczaje, powinniśmy się uczyć od górali tego pietyzmu dla wszystkiego, co swoje. Chociaż... W starych rodzinach dba się o rodzinne rytuały - jak np. przygotowania do świąt, do rocznic, spotykanie się możliwie często. W mojej rodzinie mawia się: „babka Michalina to robiła to czy tamto...”, chociaż babcia zmarła w 1972 r. Pamięć o niej jest w nas. Michalina była prostą, ale ogromnie mądrą kobietą. Miała setki recept na bolący ząb, plamy na obrusie i sposób na breweryje mężowskie: „Bo z chłopami som kłopoty, jak niy styknie im roboty!”. Złapałam się na tym, że tę mądrość powtarzam teraz swoim córom. Tak to działa...

Achim z Katowic: - Śląsk jest dzisiaj zupełnie innym miejscem niż jeszcze kilka lat temu, ale to moja mała ojczyzna, której będę bronić z całą mocą. Pierońskie komuchy zrobiły nam, Ślązakom, niedźwiedzią przysługę. Polska o Śląsku wie niewiele i nieprawdziwie - że górnik zarabia fortunę i ciągle mu mało, sam Śląsk jest brzydkim, usmarowanym sadzą i zaczadziałym miejscem, a Barbórka to cepelia albo wyłącznie picie piwa. To tak, jakby twierdzić, że Boże Narodzenie to choinka. Wierzę w Ślązaków, w etos Śląska, w tradycje regionalne, które odróżniają nas od sąsiadów. I mam nadzieję, że ochronimy tę „inność” dla następnych pokoleń.

2009-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Rzymskie obchody setnej rocznicy narodzin dla nieba św. Józefa Sebastiana Pelczara

2024-04-19 16:24

[ TEMATY ]

Rzym

św. bp Józef Sebastian Pelczar

100. rocznica

Archiwum Kurii

Św. Józef Sebastian Pelczar

Św. Józef Sebastian Pelczar

Mszą św. w kaplicy Polskiego Papieskiego Instytutu Kościelnego w Rzymie wieczorem 18 kwietnia zainaugurowano jubileuszowe spotkanie poświęcone św. Józefowi Sebastianowi Pelczarowi.

Polski Papieski Instytut Kościelny w Rzymie oraz Zgromadzenie Służebnic Najświętszego Serca Jezusowego (Siostry Sercanki) to dwie instytucje obecne w Rzymie, u początku których stoi były student rzymski, a potem profesor i rektor Uniwersytetu Jagiellońskiego oraz biskup przemyski, dziś święty Józef Sebastian Pelczar. To właśnie ks. prof. Pelczar wraz z s. Ludwiką, dziś błogosławioną Klarą Szczęsną, w 1894 r. założyli w Krakowie Zgromadzenie Służebnic Najświętszego Serca Jezusowego.

CZYTAJ DALEJ

Odpowiedzialni za formację księży debatowali o kryzysach i porzucaniu stanu kapłańskiego

2024-04-19 22:02

[ TEMATY ]

kapłaństwo

Karol Porwich/Niedziela

Przyczyny kryzysów księży w Polsce i porzucania stanu kapłańskiego były tematem ogólnopolskiej sesji zorganizowanej przez Zespół ds. przygotowania wskazań dla formacji stałej i posługi prezbiterów w Polsce przy Komisji Duchowieństwa KEP, która obradowała w piątek Warszawie.

Piąta ogólnopolska sesja dotycząca formacji duchowieństwa odbyła się piątek w Centrum Apostolstwa Liturgicznego Sióstr Uczennic Boskiego Mistrza w Warszawie.

CZYTAJ DALEJ

Prymas Polski: nie idziemy w przeszłość, idziemy ku przyszłości

2024-04-20 14:59

[ TEMATY ]

prymas Polski

abp Wojciech Polak

Karol Porwich/Niedziela

Abp Wojciech Polak

Abp Wojciech Polak

Słowami św. Jana Pawła II abp Wojciech Polak mówił w sobotę w Gnieźnie o Kościele jako wspólnocie pamięci, która powraca do korzeni, ale nie ucieka w przeszłość. Kościele, który jest jednego serca i ducha, prosty, jasny, kiedy trzeba odważny we wzajemnym upominaniu się, ale też gotowy, by się w drodze wspierać i sobie konkretnie pomagać.

Metropolita gnieźnieński modlił się wspólnie z pielgrzymami z diecezji bydgoskiej, przybyłymi 20 kwietnia do grobu i relikwii św. Wojciecha, by podziękować za 20-lecie diecezji bydgoskiej. Dziękczynnej Mszy św. w katedrze gnieźnieńskiej przewodniczył ordynariusz bydgoski bp Krzysztof Włodarczyk, który rozpoczynając liturgię podkreślił, że w tym miejscu, przy św. Wojciechu, wielkim ewangelizatorze „chcemy prosić o potrzebne łaski ku odrodzeniu duchowemu, byśmy ciągle byli na drodze wiary i w Chrystusie pokładali całą nadzieję”.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję