Niedaleko Lubania Śląskiego położona jest wieś Radostów. Długa, niemal 13-kilometrowa miejscowość, w centrum której znajduje się kościół parafialny pw. Objawienia Pańskiego. W tej 959-osobowej parafii proboszczem jest ks. Marek Kurzawa, któremu w działaniach duszpasterskich pomaga 26 ministrantów i grono życzliwych parafian, z władzami, szczególnie z wójtem Mirosławem Herdzikiem i radnymi z Radostowa na czele. Jest tutaj również wiejska świetlica, w której Ksiądz Proboszcz urządził przed kilkoma laty salę do gry w tenisa stołowego. Dzieci i młodzież, z których połowa, to ministranci, tworzą profesjonalną drużynę sportową - Klub Sportowy „Święci Radostów”. Ministranci w wieku od 10 do 21 roku życia zrzeszeni są w Związku Tenisa Stołowego i grają w świeckiej lidze męskiej. Sport jest ich ogromną pasją, ale żaden z nich nie zaniedbuje innych swoich zajęć, zwłaszcza szkoły i kościoła. Uczą się bardzo dobrze (kilku z nich już studiuje), nie opuszczają zbiórek ministranckich, dyżurów przy ołtarzu i treningów sportowych. Znajdują też czas na rozrywkę i spotkania z przyjaciółmi, choć - jak zaznacza Ksiądz Proboszcz - całe życie Radostowa toczy się właściwie wokół tej świetlicy i stołu tenisowego. „Moi ministranci - zawodnicy są wspaniali, bardzo dzielni i zdyscyplinowani. Ja ich nie pilnuję i niczego im nie zabraniam. Są mądrymi sportowcami z prawdziwego zdarzenia i nigdy jeszcze mnie nie zawiedli!” - mówi Ksiądz Proboszcz. Klub ten zdobył już wiele tytułów medali i odznaczeń w grze zespołowej i indywidualnej. Są mistrzami powiatu i strefy jeleniogórskiej, mistrzami Dolnego Śląska Mieszkańców Wsi. Najbardziej cenią sobie jednak zdobycie 9 medali w mistrzostwach Lubania i 7 medali na Parafiadzie, w tym jeden złoty. Teraz organizują Mistrzostwa Ministrantów Diecezji Legnickiej w Tenisa Stołowego pod patronatem biskupa legnickiego Stefana Cichego. „Dzięki tenisowi ci chłopcy rozwijają się i wiele już osiągnęli - mówi ks. Kurzawa.
Reklama
Najlepsza inicjatywa w życiu
Wszystko zaczęło się od mamy jednego z ministrantów, Renaty Kociołek, która w 1999 r. zaproponowała mi, żebyśmy kupili stół ping-pongowy, wstawili go do plebanijnej piwnicy i z ministrantami zaczęli uczyć się grać. Dziś, po prawie 8 latach, wiem, że ten niekonwencjonalny sposób zorganizowania dzieciom i młodzieży wolnego czasu był jedną z najlepszych inicjatyw w moim życiu…”.
W drużynie na szczególną uwagę, zaraz po Księdzu Proboszczu, zasługuje główny trener - 72-letni Mieczysław Wróbel, który już ponad 30 lat uczy gry w tenisa. „Gdy przyjechałem tu w 2003 r., jako instruktor II ligi tenisa stołowego, by zapisać do „Świętych” jednego z moich wychowanków, ks. Marek zaszedł mi drogę i powiedział, że już mnie stąd nie wypuści - i jak do tej pory, to jestem tu na każdym treningu. Nieodzowną rolę w tych naszych sportowych poczynaniach ma właśnie Ksiądz Proboszcz. Gdyby nie on, to nikomu w Radostowie nic by się nie chciało. On potrafił zebrać i zmobilizować grupę młodych ludzi, którzy gromadzą się tu na sali trzy razy w tygodniu po 3,5 godziny na treningach i meczach ligowych. Trzeba pamiętać, że trening tenisistów stołowych jest bardzo nużący i siermiężny. Trzeba ćwiczyć, ćwiczyć i ćwiczyć, a efekty widoczne są dopiero po kilku latach. Jednak moi chłopcy mają pasję! Potrafią stanąć przy stole i bez przerwy odbijać piłeczkę przez godzinę, dwie, trzy…”.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Pan Bóg daje sukcesy
Ministrantem, którego chciałbym szczególnie przedstawić, jest Piotr Kociołek, uczeń III, maturalnej klasy Liceum Wojskowego w Lubaniu, który już 11 rok służy w tej parafii przy ołtarzu. W ostatnich latach zdobył m.in. 2 srebrne medale na Parafiadzie, Mistrzostwo Powiatu, III miejsce kadetów w strefie jeleniogórskiej, V miejsce na Mistrzostwach Polski Rodzin Kolejarzy, IV miejsce w Mistrzostwach Rodzin Dolnego Śląska (wraz z rodzicami i siostrą) i I miejsce na Dolnym Śląsku w Sztafetowym Biegu przełajowym 10x1500 m.
„Wszystko zaczęło się od ks. Marka. Uczyliśmy się grać na trzech stołach, które on zakupił i ustawił w ciasnej i ciemnej piwniczce na plebanii. Miałem wtedy 10 lat. Rok później Ksiądz Proboszcz wystarał się o tę wiejską świetlicę i wspaniały sprzęt sportowy, jaki tu mamy” - wspomina Piotr. „Kościół, nauka i sport - to są moje obowiązki. Nie traktuję ich jako czegoś, co muszę wykonać, ale jako sposób na życie, na rozwijanie się oraz doskonalenie swojego charakteru i osobowości. Nie ma w moim życiu rozdźwięku. Wszystkie trzy pasje traktuję równo. Staram się być dobry we wszystkim, co robię” - dodaje. Żeby temu podołać, wstaje każdego dnia o 6 rano. Później szkoła, obiad, kościół i od 16 do 20 trening… „Wiem, że wszystko, co mam i co osiągam otrzymuję w darze od Jezusa Chrystusa. Modlitwa daje mi siłę i moc, a Pan Bóg sukcesy i zimną krew, by woda sodowa nie uderzyła mi do głowy. Gdybym nie był ministrantem i nie należał do „Świętych”, to pewnie teraz siedziałbym w domu przed telewizorem lub chodził po wiosce z latarką, szukając jakiejś grupy młodych ludzi, do których mógłbym się przyczepić”.
Rowerem na skrzydłach
Drugim godnym uwagi ministrantem z drużyny „Świętych” jest Mariusz Łazarowicz - uczeń II kl. gimnazjum. Do jego największych osiągnięć sportowych należą m.in.: V miejsce na Parafiadzie w kategorii kadetów (zwyciężył ze swoimi rówieśnikami z całej Polski, a także z Ukrainy, Białorusi, Rosji, Litwy, Łotwy, Czech, Słowacji i Niemiec), III miejsce na Dolnym Śląsku w kategorii młodzików, I miejsce w strefie jeleniogórskiej, w gminie i w powiecie. Jak dotąd, żaden rówieśnik Mariusza z dawnego województwa jeleniogórskiego nie pokonał go! „Mój dzień - opowiada Mariusz - wygląda podobnie, jak u Piotra, tylko, że ja mogę sobie z rana pół godziny dłużej pospać. Ale nie ma nic za darmo! Za to na treningi muszę dojeżdżać rowerem - prawie 10 km w obie strony. Jednak nie zraża mnie to, bo inni członkowie drużyny jeżdżą jeszcze dalej!!! Ale Prezes naszego Klubu, czyli Ksiądz Proboszcz, wprowadza tu tak sympatyczną atmosferę, że jedzie się tu tym rowerem jak na skrzydłach - nawet, jak jest pod górkę! Zresztą, widać to w wakacje i ferie, kiedy w tej sali, prócz nas - zawodników, jest jeszcze ze 30 innych osób. Są tylko 4 stoły, a każdy chce zagrać. Potrafimy się doskonale porozumieć i to na pewno za sprawą ks. Marka. Wszyscy doskonale wiemy, komu powinniśmy dziękować za nasze sukcesy i to właśnie czynimy, a zbliżając się do Boga zbliżamy się także i do siebie nawzajem…”.
Tak wygląda pasja ministrantów z Radostowa, którzy właśnie na łamach „Niedzieli” pragną zachęcić swoich kolegów do podejmowania wyzwań, jakie Bóg stawia na drodze ich życia. Nie bójcie się - wołają chórem „Święci” - jeśli Bóg wyznacza Wam jakieś zadanie, to daje też siłę, łaskę i moc do wypełnienia tego posłannictwa. Zatem, ministranci, do boju.