Reklama

Historia

Wyruszyli jak na wojnę

Niedziela warszawska 50/2012, str. 1, 4

[ TEMATY ]

stan wojenny

IPN WROCŁAW

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

WITOLD DUDZIŃSKI: - Do spacyfikowania Warszawy w stanie wojennym użyto ogromnych sił, miasto zajmowano, jakby wybuchła wojna. Czy użycie aż takich sił było potrzebne?

DR. TADEUSZ RUZIKOWSKI: - Robiono to na wszelki wypadek. Władze nie wiedziały, jaki napotkają opór. Poza tym, operacja obejmowała przecież stolicę, ośrodek o szczególnych funkcjach dla kraju. Chodziło o zabezpieczenie wszystkich ważniejszych punktów miasta, węzłów komunikacyjnych, obiektów radia i telewizji, strategicznych obiektów telekomunikacyjnych. Bez udziału wojska, i to tak licznego, stan wojenny nie byłby możliwy. Nie bez znaczenia był efekt propagandowy całego przedsięwzięcia. Dość powiedzieć, że w pierwszych tygodniach stanu wojennego media były pod ścisłą kontrolą. Przygotowano nawet pulę audycji, które byłyby emitowane, gdyby pojawiły się kłopoty z bieżącą produkcją. W sumie chodziło o przytłoczenie społeczeństwa, sparaliżowanie pod wpływem demonstracji siły. I taka demonstracja siły wobec społeczeństwa, zniechęcająca do organizacji oporu w pierwszych tygodniach stanu wojennego rzeczywiście się udała. Społeczeństwo z powodu represyjności stanu wojennego murem za „Solidarnością” nie stanęło. Choć, oczywiście, istotne grupy związkowców działania przeciw stanowi wojennemu podejmowały.

- Duży wpływ na efekty działań wojska musiała mieć chyba jego ówczesna popularność?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

- To druga strona tego samego medalu. Z jednej strony wojsko pełniło rolę straszaka, otaczało np. Zakłady w Ursusie, czy Hutę Warszawa i demonstrowało siłę. Pokazywało, że władza nie żartuje. Ale jednocześnie wojsku zabroniono działań o charakterze uderzeniowym. Zakłady pacyfikowały - tam, gdzie było to potrzebne - ZOMO i Służba Bezpieczeństwa. Wojsko wykorzystywało to, czym dysponowało na co dzień - np. pojazdy opancerzone, czołgi. Z relacji wiadomo, że to robiło wrażenie.

- Wojsko nie biło?

- Wojsko było zdecydowane, ale jednocześnie miało być blisko społeczeństwa. Jesienią 1981 r. w teren ruszyły wojskowe grupy operacyjne, które miały pokazać działania armii na rzecz zapewnienia prawidłowego działania administracji czy zakładów pracy i tworzenia pozytywnego wizerunku aktywności na rzecz państwa i społeczeństwa. To było kontynuowane w stanie wojennym. W zakładach pracy i administracji pojawili się pełnomocnicy Komitetu Obrony Kraju, czyli oficerowie, którzy nadzorowali przestrzeganie prawa stanu wojennego, ale także mieli wsłuchiwać się w problemy społeczeństwa, funkcjonowania zakładów itp. Pełnili nawet dyżury i przyjmowali pracowników, którzy z jakimiś bolączkami mogli się do nich zgłaszać. Wielu oczekiwało od nich załatwienia tego, z czym nie mogli się dotychczas uporać dyrektorzy, czy urzędnicy. Byli też niezależnym kanałem informacyjnym dla władz o tym, co się rzeczywiście dzieje. Władzom zależało na pokazaniu ludzkiej twarzy wojska, które mimo wszystko w PRL cieszyło się dużą estymą i popularnością.

Reklama

- Jak na tle kraju można oceniać opór w Warszawie? Czy tu był słabszy? A z co represjami?

- Opór był rzeczywiście słabszy i szybko, już do 16 grudnia go spacyfikowano. Wyroki też nie były najwyższe w kraju. Najwyższe kary spotkały organizatorów strajku w Ursusie - do 3,5 roku więzienia. Dla porównania: Ewę Kubasiewicz za rozpowszechnianie ulotek nawołujących do czynnego oporu przeciwko stanowi wojennemu sąd wojskowy w Gdyni skazał na 10 lat więzienia. Nie doszło też do tak dramatycznych wydarzeń, jak w Kopalni Wujek.

- Warszawa ugięła się przed siłą?

- Na to, że opór w początkach stanu wojennego w Warszawie nie był tak silny, jak w niektórych innych regionach, z pewnością duży wpływ miał inteligencki charakter stolicy. Wśród robotników nastawienie było dużo radykalniejsze. Inteligencja, z decydującym głosem w wielu komisjach zakładowych „Solidarności”, mniej była skłonna do radykalnych wystąpień, była bardziej świadoma, do czego czynny opór w zderzeniu z siłami milicyjno-wojskowymi może doprowadzić. Ale miało to też wielki wpływ potem na ruch wydawniczy, niezależną działalność kulturalną czy samokształceniową - w Warszawie ukazywała się przecież ogromna część polskiej „bibuły”. I także tu organizowano duże manifestacje uliczne. Grudzień 1981 r. pokazał, że strajk, jako forma protestu okazał się w obliczu takiej siły, nieskuteczna. Próby organizowania strajków w Warszawie były nieudane, bardzo szybko upadały. Ustępowano przed siłą, ale brakowało też np. koordynacji działań. Poza tym kierownictwo mazowieckiej „Solidarności” tonowała raczej nastroje niż je rozbudzało.

- Co było chyba zbieżne z nastawieniem Kościoła?

- To bardzo ważne, bo postawa prymasa Józefa Glempa, wzywającego do pohamowania emocji, żeby nie doprowadzić do rozlewu krwi, rzeczywiście tonowała nastroje, choć w środowiskach solidarnościowych wzbudzała kontrowersje. Niektórzy oczekiwali działań radykalnych, odwetu za atak na „Solidarność”. Rolę Kościoła była dwojaka: z jednej strony był uspokajający głos Prymasa, z drugiej szeregowi kapłani, którzy wspierali podziemną „Solidarność”. Sam Kościół, jako instytucja, bardzo pomagał represjonowanym, prowadził szeroką działalność charytatywną, udostępniał kościoły na niezależną działalność kulturalną.

- Czego nie wiemy jeszcze o przebiegu stanu wojennego?

- O stanie wojennym wiemy już wiele, ale z pewnością nie wszystko. Np. brak nam wiedzy, na ile bieżące działania władz stanu wojennego konsultowano z Moskwą, czyli inaczej, do jakiego stopnia władze PRL były autonomiczne prowadząc ówczesną politykę przeciwko „Solidarności”. Brakuje w tym zakresie dostępu do wiarygodnych rosyjskich źródeł. Nie mamy też całościowej, wiedzy na temat wpływów współpracowników bezpieki, także w „Solidarności”, którym zapewne zlecano różne zadania, i w jakim stopniu, różne zdarzenia ze stanu wojennego były wynikiem takich działań. Niezbadana jest szerzej sprawa zwolnień z pracy i takich represji, które miały ukryty charakter, jak np. pozbawianie stanowisk w zakładach pracy. Nie wiemy też wszystkiego o zaangażowaniu poszczególnych osób w działania niezależne. Brakuje tu wielu elementów historycznej układanki.

- Ale chyba wciąż jest szansa na uzupełnianie tej wiedzy?

- Pojawiają się nowe relacje, czasem też dokumenty. Najpewniej natomiast nigdy nie poznamy prawdziwej liczby ofiar stanu wojennego. Wiąże się z tym sprawa coraz trudniejsza do zbadania: ofiar stanu wojennego, które wynikały np. z zerwanej łączności telefonicznej, co utrudniało lub uniemożliwiało przyjazd na czas karetki pogotowia. Próbowałem badać tę sprawę. Okazało się, że to raczej już niemożliwe: dzienniki wyjazdów do interwencji pogotowia zostały zniszczone. Niektóre sprawy z upływem lat będzie coraz trudniej wyjaśnić. Uczestnicy walki o wolność z okresu stanu wojennego, a wraz z nimi pamięć o jednostkowych wydarzeniach niestety powoli odchodzą. Z drugiej strony wiele dokumentów dotyczących operacji przeciwko „Solidarności” zostało poniszczonych, a jednocześnie panuje na ogół zmowa milczenia byłych funkcjonariuszy dodatkowo wzmocniona resortową przysięgą. Z pewnością jednak kolejne karty historii stanu wojennego zostaną zapisane.

2012-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Ludzie „Trzynastki”

W momencie internowania wielu osób, paraliżu struktur związkowych, blokady informacji w stanie wojennym jak chleb potrzebna była rzetelna informacja.

Agnieszka i „Kajtek” poznali się przy druku podziemnego wydawnictwa Merkuriusz Krakowski i Światowy w 1978 r. Po rejestracji NSZZ „Solidarność” Agnieszka weszła w skład sekcji kultury Zarządu Regionu Małopolskiej Solidarności, a „Kajtek” kończył studia chemiczne i filozoficzne na Uniwersytecie Jagiellońskim.

CZYTAJ DALEJ

Msza Krzyżma. W Chrystusie wzrastamy i przynosimy owoce

2024-03-28 13:30

Archikatedra lubelska

Kapłani są namaszczeni i posłani, aby głosić Chrystusa i dawać świadectwo Ewangelii słowem i życiem - powiedział abp Stanisław Budzik.

CZYTAJ DALEJ

Świdnica. Znakomite wieści dla świdnickiej katedry

2024-03-28 22:00

[ TEMATY ]

Świdnica

Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego

dotacje na zabytki

Beata Moskal-Słaniewska Prezydent Świdnicy

Proboszcz katedry podczas oprowadzania gości po katedrze

Proboszcz katedry podczas oprowadzania gości po katedrze

Stolicę diecezji odwiedziła Joanna Scheuring-Wielgus, wiceminister Kultury i Dziedzictwa Narodowego, przywożąc ze sobą znakomite wieści dla miasta i jego dziedzictwa kulturowego.

Podczas spotkania w czwartek 28 marca ogłoszono, że katedra świdnicka, jeden z najcenniejszych zabytków Dolnego Śląska otrzyma wsparcie finansowe z corocznego programu ministerstwa. Informację przekazała w mediach społecznościowych Prezydent Świdnicy. - Z corocznego programu prowadzonego przez ministerstwo, wśród projektów zakwalifikowanych do dofinansowania, jest świdnicka katedra! Moja ulubiona figura św. Floriana, patrona strażaków, nareszcie zostanie odnowiona – napisała Beata Moskal-Słaniewska.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję