Reklama

Kościół nad Odrą i Bałtykiem

na krawędzi

Tunezyjczycy

Niedziela szczecińsko-kamieńska 22/2013, str. 8

[ TEMATY ]

Tunezja

Archiwum Przemysława Fenrycha

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Reklama

Grupa jest naprawdę sympatyczna, młoda, dynamiczna. Nizar, tęgi pan z Kairouan, uważnie słuchający, myślący, potrafiący w ramach przerw i zajęć włączyć wszystkich we wspólną zabawę. Okazuje się, że po rewolucji zaczął pracę nad utworzeniem w Tunezji skautingu… Madiha, młoda kobieta z Tataouine (południe Tunezji), matka trójki dzieci, odziana z nienaganną arabską elegancją, w pięknie zawiązanej chuście na głowie. U siebie uczy w szkole angielskiego, tu fascynuje się pracą z wiejskimi liderkami, chce poznać polskie doświadczenia… Mohamed Outaiel (czyli Otello!), błyskotliwy prawnik, konstytucjonalista, pracuje w zespole tworzącym nową konstytucję Tunezji. Poprosiliśmy go, żeby opowiedział wszystkim o tunezyjskim prawie dotyczącym organizacji pozarządowych - zrobił świetny drużynowy quiz, w którym dla znalezienia pytania trzeba było „pęknąć” balonik. Sabrina, druga dziewczyna z Tataouine, entuzjastka kobiecej równości. Pierwszego dnia jeszcze w chuście, drugiego pokazała już włosy, trzeciego jej ubiór był całkowicie europejski, czwartego dnia stał się z lekka frywolny (absolutnie w granicach rozsądku) - być może dla niektórych ten warsztat za wcześnie się skończył? Szaker, stale uśmiechnięty mężczyzna z Jendouby, przyznający się do poglądów komunistycznych (ale nie w wydaniu - mocno to podkreślał - sowieckim!). Faten, bystra dziewczyna z Tunisu, ze wspaniałym uśmiechem uczestnicząca we wszystkich grach i ćwiczeniach, troszkę irytująca kolegów zarozumiałością. Zouhair z Kasserine, wysoki szczupły, płomienny mówca… Można długo opowiadać o każdej i każdym z nich. Pracujemy razem w Hammamet. Tunezyjczyków zebrała razem chęć pracy nad pozytywną przemianą porewolucyjnej Tunezji i ciekawość, jak transformacji dokonali Polacy. Są przekonani, że dobrym remedium na biedę tunezyjskiego interioru jest reforma samorządowa. Powody widzą dwa: po pierwsze, liczą na to, że samorządni obywatele wyzwolą w sobie potencjał rozwojowy, krótko mówiąc, że będąc na swoim (choćby lokalnie wspólnym), zaczną bardziej o to „swoje” dbać. Po drugie, mają nadzieję, że samorządne regiony pomogą w niwelowaniu różnic między biedą zachodu kraju i zamożnością wschodu. W tle jest jeszcze jedno związane z samorządnością marzenie: może władza samorządowa, oddolnie wybierana i odpowiedzialna przed wyborcami będzie mniej skorumpowana? Może bardziej otwarta na ludzi? Polskiego doświadczenia nie chcą naśladować - zresztą słusznie, mają zupełnie inne fundamenty kulturowe, inną mentalność, inne przyzwyczajenia w sferze prawa. Ale chcą się przyjrzeć, jak to w Polsce działa i twórczo wprowadzić u siebie to, co będzie im odpowiadało.

A co tam pociągnęło nas, Polaków? Cóż - najpierw obowiązek wdzięczności. Być może akurat Tunezyjczykom nie zawdzięczamy szczególnie wiele (choć w tamtych stronach urodził się i działał św. Augustyn, a to już coś), ale wdzięczność przecież niekoniecznie kieruje się w stronę darczyńcy: nam w transformacji pomagali Amerykanie, Szwedzi, Francuzi, Niemcy - w jaki sposób możemy się im odwdzięczyć? Ale możemy wdzięczność przenieść na tych, którym teraz przyda się pomoc. I to jest argument pierwszy. Jest i argument bardziej pragmatyczny - jeśli mieszkańcom innych krajów będzie się żyło u siebie dobrze, tym większa szansa, że podejmą z nami korzystną dla obu stron współpracę. W naszym hotelu język polski rozbrzmiewał często, wypoczywamy tam chętnie… Jest też argument wynikający z obaw, mniej nasz, ale ważny dla Europejczyków z południa: spokój w krajach arabskich to mniej kłopotliwych nieraz emigrantów w Europie…

Ale jest też argument natury jeszcze innej. Mój przyjaciel Abdul jest muzułmaninem. Do Tunezji przyjechałem tym razem w sobotę - Abdul zatroszczył się, żebym miał gdzie w niedzielę pójść na Mszę św. Wie, co jest dla mnie ważne… Na tle tego, co dzieje się w niektórych krajach muzułmańskich, to gest budzący szacunek. Wszyscy tunezyjscy uczestnicy naszego projektu to muzułmanie. Wielu z nich podkreśla w dyskusji, że chce budować demokratyczną Tunezję w oparciu o wartości. Gdy pytam, jakie, padają słowa bardzo nam bliskie - prawda, sprawiedliwość, równość, wolność, braterstwo… Być może pod tymi słowami nie zawsze rozumieją to samo, co my, może niektóre słowa rozumieją głębiej, ciekawiej, w innych interpretacjach nie bylibyśmy skłonni ze wszystkim się zgodzić. Ale siedzimy razem, rozmawiamy przy pomocy metod interaktywnych o samorządzie, demokracji, zachowaniach obywatelskich i znajdujemy wspólny język. To ma sens…

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2013-06-04 13:12

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

W Medinie

Medina w Tunisie - plątanina uliczek, bramek, placyków, zaułków. W nocy pusta i cicha, tylko od czasu do czasu ktoś przemknie, przy jakiejś kawiarence w bocznej uliczce siedzi grupa chłopaków i gra w karty, popijając kawę. Wiatr przerzuca stosy śmieci. W dzień niektóre uliczki zamieniają się w tłoczne targowisko, częściowo adresowane do turystów, w większości wypełnione tłumem miejscowych. Inne uliczki pozostają puste, skwarne. Uliczki są tak niesamowicie wąskie, że wcale nierzadko sklep z boku jest dwa, trzy razy szerszy niż ulica. Dominują jednak sklepiki z trudem mieszczące właściciela i klienta. Co jakiś czas nad mediną unosi się głos muezina nawołującego do modlitwy. Okazuje się wówczas, że w tej plątaninie uliczek oprócz Wielkiego Meczetu i kilku innych wyróżniających się architekturą jest mnóstwo małych miejsc modlitwy, do których na wezwanie dąży sporo mężczyzn w różnym wieku. Sporo, ale zdecydowanie nie wszyscy. Wejście do meczetu odróżnić można łatwo: wśród arabskich napisów znajduje się jeden po angielsku: „Muslims only”, tylko dla muzułmanów. Z wielką uprzejmością, ale i ze stanowczością nie pozwolą niewiernemu wejść do miejsca modlitwy… Przypominałem sobie w takich sytuacjach tłumy turystów błyskających fleszami i głośno gadających w Bazylice św. Piotra w Rzymie. I pomyśleć, że u muzułmanów meczet jest po prostu salą do modlitwy, służącą skupieniu, pokazującą, w którym kierunku znajduje się Mekka… Nasze kościoły to domy Boga, który przebywa w nich w Najświętszym Sakramencie. Cieszy mnie, że nikomu nie zabraniamy wstępu, martwi mnie widoczny brak respektu dla wypełniającej kościół świętości.
CZYTAJ DALEJ

Ojciec Pio, dziecko z Pietrelciny

Niedziela Ogólnopolska 38/2014, str. 28-29

[ TEMATY ]

O. Pio

Commons.wikimedia.org

– Francesco! Francesco! – głos Marii Giuseppy odbijał się od niskich kamiennych domków przy ul. Vico Storto Valle w Pietrelcinie. Ale chłopca nigdzie nie było widać, mały urwis znów gdzieś przepadł. Może jest w kościele albo na pastwisku w Piana Romana? A tu kabaczki stygną i ciecierzyca na stole. W całym domu pachnie peperonatą. – Francesco!

Maria Giuseppa De Nunzio i Grazio Forgione pobrali się 8 czerwca 1881 r. w Pietrelcinie. W powietrzu czuć już było zapach letniej suszy i upałów. Wieczory wydłużały się. Panna młoda pochodziła z rodziny zamożnej, pan młody – z dużo skromniejszej. Miłość, która im się zdarzyła, zniwelowała tę różnicę. Żadne z nich nie potrafiło ani czytać, ani pisać. Oboje szanowali religijne obyczaje. Giuseppa pościła w środy, piątki i soboty. Małżonkowie lubili się kłócić. Grazio często podnosił głos na dzieci, a Giuseppa stawała w ich obronie. Sprzeczki wywoływały też „nadprogramowe”, zdaniem męża, wydatki żony. Nie byli zamożni. Uprawiali trochę drzew oliwnych i owocowych. Mieli małą winnicę, która rodziła winogrona, a w pobliżu domu rosło drzewo figowe. Dom rodziny Forgione słynął z gościnności, Giuseppa nikogo nie wypuściła bez kolacji. Grazio ciężko pracował. Gdy po latach syn Francesco zapragnął być księdzem, ojciec, by sprostać wydatkom na edukację, wyjechał za chlebem do Ameryki. Kapłaństwo syna napawało go dumą. Wiele lat później, już w San Giovanni Rotondo, Grazio chciał ucałować rękę syna. Ojciec Pio jednak od razu ją cofnął, mówiąc, że nigdy w życiu się na to nie zgodzi, że to dzieci całują ręce rodziców, a nie rodzice – syna. „Ale ja nie chcę całować ręki syna, tylko rękę kapłana” – odpowiedział Grazio Forgione, rolnik z Pietrelciny.
CZYTAJ DALEJ

Warto zrobić coś dla siebie i innych

2025-09-24 11:27

[ TEMATY ]

diecezja zielonogórsko ‑ gorzowska

Sołectwo Kruszyna

Gmina Sulechów

Wieniec dożynkowy

Archiwum KGW Kruszyna

Członkowie Koła Gospodyń Wiejskich Kruszyna, gm. Sulechów

Członkowie Koła Gospodyń Wiejskich Kruszyna, gm. Sulechów

Uczestniczymy w konkursach dożynkowych aby pokazać, że pomimo obecnego nowoczesnego trybu życia, nic nie stoi na przeszkodzie, aby pielęgnować polskie tradycje i zwyczaje – mówi Laura Vossen z Koła Gospodyń Wiejskich Sołectwa Kruszyna.

Kamil Krasowski: .. Wieniec przygotowany przez członków z KGW Kruszyna odniósł w tym roku wielki sukces.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję