Reklama

Fotograf dusz

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Jest fotografikiem znanym i cenionym, może tym bardziej, że jego prace są nierzadko kontrowersyjne. Krzysztof Gierałtowski od ponad 30 lat portretuje ludzi, utrwalając ich wizerunki, a raczej swoje wizje ich osobowości.

Wszystko zaczęło się prawie od przypadku. W drugiej połowie lat sześćdziesiątych, niedoszły absolwent Szkoły Filmowej i Akademii Medycznej zajmował się robieniem zdjęć dla miesięcznika Ty i Ja. Już wtedy był wziętym fotografem mody. Wysłano go do Wrocławia, by zrobił portret do wywiadu ze znanym matematykiem Hugo Steinchausem. Krzysztof Gierałtowski pojechał, profesora sfotografował i spodobało mu się to. Wykonał więc kilkanaście portretów innych osobistości i z teczką zdjęć pod pachą ruszył w świat.

W Hamburgu, dokąd trafił, zajmował się pracą zarobkową. Uczestniczył w sesjach reklamowych, robił zdjęcia modelkom francuskim, niemieckim i włoskim. Potem przez pół roku podróżował po świecie wydając zarobione pieniądze. Wiódł życie artysty. Po wyczerpaniu oszczędności wrócił do Polski.

Zastanawiał się wtedy, co mógłby robić? Sporządził listę i skreślał z niej kolejno pomysły, których nie udawało się zrealizować. Ostatnim punktem na kartce było fotografowanie ludzi. Krzysztof Gierałtowski jedynie to umiał robić naprawdę dobrze.

W latach 70. żyli jeszcze intelektualiści, którzy urodzili się na przełomie wieków, a wykształcenie zdobyli już w niepodległej Polsce. - Wspaniali szlachcice - wspomina Krzysztof Gierałtowski - Lorenz, Michałowski, Tatarkiewicz, Kotarbiński, wszystkie gwiazdy naszej sceny intelektualnej przyjmowały mnie życzliwie. Aparat fotograficzny był wówczas swego rodzaju przepustką, dzięki niej mogłem tym wszystkim wspaniałym osobowościom zadać nurtujące mnie wówczas pytanie: jak żyć?

Nie tylko czasy się zmieniają, ludzie, niestety, również. - Dzisiaj nikt dla nikogo nie ma czasu - z żalem mówi Krzysztof Gierałtowski. - Te wspaniałe indywidualności umarły, zostały nam tylko shomogenizowane grupy ludzi sukcesu, którzy za ten sukces płacą utratą swojej indywidualności i osobowości. Zatracają zdolność otwierania się na innych.

Portrety autorstwa Krzysztofa Gierałtowskiego, a ma ich na swoim koncie już około 70 tys., w ciągu 20 lat objechały muzea i galerie w Waszyngtonie, Moskwie, Bonn, Paryżu, Berlinie, Oslo, Dreznie, Wrocławiu i Warszawie. Wszędzie zarówno modele, jak i dyrektorzy galerii i muzeów, obdarzają fotografika zaufaniem. Jego wizje poruszają ludzi na całym świecie.

W ciągu czterdziestu lat pracy, robiąc zdjęcia dla różnych agencji reklamowych, pism ilustrowanych: kwartalników, miesięczników i tygodników, zdobył pozycję i środki do zbudowania, i wyposażenia własnego studia fotograficznego. Ma więc miejsce i czasem środki, by zaprosić ludzi, których chce sportretować. Praca fotografika nie jest łatwa, zwłaszcza jeśli nie jest tylko komercyjnym zajęciem. Inne jest zdjęcie zamówione na rzecz kampanii reklamowej, a co innego artystyczna wizja fotografa, portret, który potem będzie wisiał na ścianach muzeum lub galerii. - Robienie zdjęć to jest produkcja, w którą trzeba zainwestować - tłumaczy Gierałtowski. - Studio, współpracownicy, rekwizyty, filmy, ich wywołanie, powiększenie, ramy, oprawianie gotowych zdjęć: to wszystko kosztuje.

Modele czasem sami zgłaszają się do Krzysztofa Gierałtowskiego, zamawiając u niego portret dla celów Public Relation, lecz fotografik ma ten komfort wybierania samodzielnie ludzi, których chce uwiecznić w jakiś szczególny sposób. - Każdy ma nos, oczy, usta i brodę. Ja fotografuję wnętrze, duszę człowieka - tak o swoich pracach mówi Gierałtowski.

Fotografik stara się żyć z oczami szeroko otwartymi. Ogląda telewizję, czyta książki, spotyka się z ludźmi, rozmawia. W ten sposób znajduje swoich przyszłych modeli. Czasem trafia do nich bezpośrednio: poprzez wspólnych znajomych, coraz częściej jednak wykonuje żmudną wędrówkę przez sekretariaty, biura menadżerów i agentów. Jeśli mu się poszczęści, spotyka się z wybraną osobą, rozmawia, stara się ją poznać. - Czuję, że społeczeństwo zadaje mi pytanie jakim on lub ona jest człowiekiem i ja staram się na to odpowiedzieć środkami portrecisty - mówi Gierałtowski. - Jestem kronikarzem rzeczywistości.

W swoim studiu, pomieszczeniu wysokim na 4,5 metra, wyposażonym w profesjonalne oświetlenie, przechowuje rekwizyty, którymi posługuje się podczas pracy. Maski, stroje, niewielkie przedmioty, które "pasują" do modela. Ważny jest pomysł Gierałtowskiego. Zanim sfotografuje człowieka, już widzi jak powinien to zrobić. - Robię portrety subiektywne - mówi artysta - mój subiektywny wizerunek człowieka. Traktuję swoich modeli jak świnkę skarbonkę: biorę w ręce i potrząsam, by wydobyć ukryty w środku skarb.

Prócz rekwizytów i makijażu, tworzącego czasem nastrój zdjęcia, na jaki niekiedy zgadzają się modele, Gierałtowski posługuje się również wieloma technikami. Na początku były to portrety czarno-białe. W czasach, gdy na Zachodzie wszyscy robili zdjęcia w kolorze, w Polsce technika ta nieco kulała. - Chciałem zielony, wychodził pomarańczowy, chciałem pomarańczowy, wychodził czerwony, w końcu zrezygnowałem z koloru - wspomina fotografik. Za granicą jego czarno-białe portrety robiły ogromne wrażenie. - Na zachwyty jednego z tamtejszych fotografików, że moje zdjęcia są takie odważne, takie artystyczne, bo bez kolorów odparłem: to z biedy mój drogi, z biedy... - opowiada Gierałtowski.

Czarno-białe portrety z tamtych lat rzeczywiście poruszają. Choć pozbawione kolorów, posiadają treść przekazywaną za pomocą kodów obrazowych, wydobywają charakter fotografowanego człowieka. Portret Tadeusza Kantora w konwencji zdjęć Witkacego, pełna światła odbijającego się od białego habitu fotografia o. Józefa Marii Bocheńskiego czy ekspresyjny wizerunek barda Przemka Gintrowskiego w kaftanie bezpieczeństwa - te subiektywne wizje Gierałtowskiego czasem wywołują sprzeciw, zdziwienie, ale niekiedy chciałoby się powiedzieć: tak, to jest to, to właśnie on!

W wydawanych katalogach do wystaw lub w albumach swoich zdjęć Krzysztof Gierałtowski umieszcza komentarze pod niektórymi portretami. Opowiada o swoim osobistym stosunku do danego pisarza, malarza czy człowieka nauki, zdradza okoliczności powstania fotografii. Niekiedy podpis jest bardzo ważny, bo na zdjęciu widać tylko... ręce. Tak jest w przypadku fotografii Józefa Czapskiego, malarza i pisarza, z głębokiej czerni tła wysuwają się jego złożone dłonie - narzędzie sztuki artysty.

W pracy fotografika pomaga przypadek. Nieoczekiwany promień słońca, majacząca w tle sylwetka przechodnia, chwila uniesienia modela czy jego niekontrolowany grymas. Bywa, że w portrecie niczego nie trzeba reżyserować. Sama twarz bądź sylwetka modela mówi najwięcej. - Kiedy pokazałem portret prof. Stanisławowi Lorenzowi, przez ramię zerknęła na zdjęcie jego żona. "Stasiu, jak ty strasznie wyszedłeś!" - zawołała. "Cicho, jest dobrze" - odparł spokojnie profesor - opowiada Gierałtowski. Stanisław Lorenz rozumiał, że nie o urodę modela tu chodzi.

Nie wszyscy to jednak pojmują. Krzysztof Gierałtowski robi czasem zdjęcia wyreżyserowane, zmontowane, poddawane obróbce komputerowej. Kieruje się wówczas swoją wizją i ze swoim pomysłem zgłasza się do modela. - Kiedyś chciałem zrobić Jerzemu Waldorffowi zdjęcie bez głowy, jedynie z jego głową z brązu pod pachą - wspomina Gierałtowski. - Waldorff nie zgodził się i ja jego decyzję szanuję. Gorzej przychodzi artyście pogodzić się z chwiejnymi postawami bardziej współczesnych modeli. - Gdy ktoś zgadza się na zrealizowanie mojej wizji, a potem żona, przyjaciółka czy kolega mówią: Józek, jak ty okropnie wyglądasz! i Józek biegnie do mnie, żebym nie publikował zdjęcia, to bardzo mnie to dziwi - irytuje się Gierałtowski - zaczynam się zastanawiać czy nie zakończyć poszukiwań modeli wśród polskich " elit", a raczej zająć się zwyczajnymi ludźmi.

Z upływem czasu również do Polski dotarły zdobycze techniki. Krzysztof Gierałtowski rozpoczął eksperymenty z kolorem, jego portrety nabrały żywych barw. Zaczął się bawić konwencjami i technikami: od tradycyjnych, po obróbki komputerowe, przy których zdjęcie nie istnieje materialnie, jest jedynie plikiem na dysku. Zmiana technik nie zmieniła podejścia artysty do modeli, nadal chce pokazywać ich osobowość, charakter i temperament.

Przez studio fotograficzne Krzysztofa Gierałtowskiego przewinęły się setki osób, przed obiektywem jego aparatu stawały tysiące ludzi: malarze, pisarze, aktorzy, piosenkarze, reżyserzy, postaci historyczne, politycy, a ostatnio również liczący się biznesmeni. Zbigniew Herbert, Gustaw Herling-Grudziński, Ryszard Kapuściński, Tomasz Stańko, Daniel Olbrychski, Nina Andrycz, Kalina Jędrusik, Andrzej Wajda, Adam Ważyk, Jerzy Andrzejewski, Stasys Eidrigevicius, Jerzy Gruza, Czesław Miłosz, Jerzy Grotowski, Jerzy Kosiński, Jacek Wójcicki, aktorska rodzina Peszków, Jan Karski, Tadeusz Konwicki, Stanisław Tym - te nazwiska mówią same za siebie, a to tylko wierzchołek góry lodowej. Ostatnio do znakomitego grona dołączają zwykli śmiertelnicy: szwagier fotografika czy jego syn.

- Robię portrety subiektywne, bo tylko takie mają sens - mówi Krzysztof Gierałtowski. - Dla każdego z nas dużo ważniejsze są przecież wyobrażenia o nas samych niż rzeczywisty wizerunek. Kiedyś zrobiłem sobie rentgenowski autoportret. Mój profil grającego na nosie sowizdrzała. Poproszono mnie, bym zrobił takie samo zdjęcie, ale z "mięsem". Efekt wytrącił mnie z równowagi na wiele tygodni. Zawsze wyobrażałem sobie, że mam kanciasty i wysunięty podbródek twardego mężczyzny, a ujrzałem niewielką, cofniętą bródkę - wspomina z uśmiechem artysta. - Poprzez moje fotografie pokazuję ludziom jak ich widzę.

Po tylu latach pracy emerytura Krzysztofa Gierałtowskiego wynosi 530 zł miesięcznie. - Muszę do niej dorabiać. Pracuję w usługach, za fizycznego - śmieje się artysta. - Fotografowanie jest moją pasją, moim całym życiem. Jestem takim frajerem, który siedzi sobie w kątku, puka się w głowę i zajączki z niej wylatują.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2001-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Dziś my możemy się wzorować na Świętej Rodzinie

[ TEMATY ]

homilia

rozważania

Agata Kowalska

Rozważania do Ewangelii Mt 2, 13-15. 19-23.

Niedziela, 28 grudnia. Święto Świętej Rodziny Jezusa, Maryi i Józefa.
CZYTAJ DALEJ

Kraków: wiadomo, kto będzie osobistym sekretarzem kard. Grzegorza Rysia

2025-12-27 15:05

[ TEMATY ]

katedra na Wawelu

osobisty sekretarz

ks. Łukasz Jachymiak

Archidiecezja Krakowska

Ks. Łukasz Jachymiak, osobisty sekretarz kard. Grzegorza Rysia

Ks. Łukasz Jachymiak, osobisty sekretarz kard. Grzegorza Rysia

Kard. Grzegorz Ryś mianował swoim osobistym sekretarzem ks. Łukasza Jachymiaka. 36-letni kapłan był wcześniej m.in. wikariuszem parafii katedralnej na Wawelu i dyrektorem Katolickiej Szkoły Podstawowej im. Świętej Rodziny z Nazaretu w Krakowie.

W Boże Narodzenie w katedrze na Wawelu za posługę ks. Łukasza Jachymiaka podziękował proboszcz ks. Paweł Baran. Dziś informację o decyzji metropolity krakowskiego podało Biuro Prasowe Archidiecezji Krakowskiej.
CZYTAJ DALEJ

Zakończenie Roku Jubileuszowego

2025-12-28 18:10

Ks. Wojciech Kania/Niedziela

Wypełniona wiernymi bazylika katedralna w Sandomierzu, wspólna modlitwa rodzin i dziękczynienie za czas szczególnej łaski – w takiej atmosferze Diecezja Sandomierska zakończyła Rok Jubileuszowy 2025.

Uroczystej Mszy św. sprawowanej w Niedzielę Świętej Rodziny przewodniczył Biskup Sandomierski Krzysztof Nitkiewicz. Eucharystię koncelebrował biskup pomocniczy senior Edward Frankowski, a wraz z nim księża diecezjalni i zakonni. We wspólnej modlitwie uczestniczyli przedstawiciele ruchów i stowarzyszeń katolickich, małżonkowie oraz całe rodziny. Z racji Niedzieli Świętej Rodziny uroczystość została połączona ze spotkaniem Duszpasterstwa Rodzin.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję