Kard. Stefan Wyszyński wpisał się na trwałe w dzieje Kościoła
i Narodu Polskiego. Wspominamy go z szacunkiem, jako Księcia Kościoła,
Sługę Bożego, wielkiego patriotę, społecznika, męża stanu. W okresie
okupacji niemieckiej ks. Wyszyński ukrywał się na naszych terenach,
skąd udał się do podwarszawskich Lasek. Możemy też odkryć ślady jego
pobytu w Kozłówce, Żułowie, Podwysokiem, Marcinówce, Stanisławce,
Rozdołach i okolicach, Bończy.
Bronisław Wojtasiuk z Podwysokiego, urodzony w 1918 r.
mówił, że ks. Wyszyński w czasie II wojny światowej przez jakiś czas
przebywał u rodziny Szafranów w Podwysokiem. Z rodziną Szafranów
bliskie kontakty utrzymywał także przedwojenny proboszcz parafii
Skierbieszów, ks. Szymanek. Była to więc rodzina religijna i godna
zaufania. Pani Władysława Szafran potwierdziła tylko tę informację,
gdyż ze względu na sędziwy wiek i zły stan zdrowia, nie mogła już
podać bliższych szczegółów. Córka pani Władysławy, Leokadia Muda,
przygotowywała się do I Komunii św. w Żułowie u sióstr zakonnych.
I Komunię św. przyjęła z rąk samego ks. Wyszyńskiego. Razem z nią
do sakramentu przystępował Marian Baran z Podwysokiego oraz Zofia
Suwała z Lipiny Nowej. Pamiętna to była wówczas uroczystość, bo właśnie
w tym czasie Niemcy bombardowali lasy bonieckie i palili Podwysokie,
jako odwet za działalność polskich partyzantów. Dzieci mieszkające
poza Żułowem nie wróciły na noc do domów, zatrzymane w Żułowie przez
siostry i ks. Wyszyńskiego dla bezpieczeństwa.
O pobycie ks. Wyszyńskiego w niedalekiej Marcinówce dowiadujemy
się z ust urodzonego w 1915 r. Bolesława Wojtasiuka z Marcinówki. "
Jako młody chłopiec w wieku poborowym brałem udział w kampanii wrześniowej
w 1939 r. Po klęsce szczęśliwie wróciłem do domu, chociaż miałem
możliwość ucieczki za granicę. Uważałem jednak, że moje miejsce jest
w Polsce, bo wojna dopiero się zaczęła. Ks. Stefan Wyszyński ukrywał
się w naszym domu przez okres dwóch tygodni. Mój ojciec - Aleksander
Wojtasiuk mówił do Księdza szwagier, ja miałem nakazane, aby mówić
wujek, i tak też mówiłem. Zapamiętałem Księdza jako bardzo spostrzegawczego
człowieka, który miał poznać się na człowieku, zamieniając z nim
tylko kilka słów. Pewnego razu ostrzegł mnie przed człowiekiem, którego
widział pierwszy raz w życiu. Znałem tego człowieka wcześniej i nic
złego na jego temat nie mogłem powiedzieć. Ks. Wyszyński odwołał
mnie na bok i powiedział: Uważaj na tego człowieka, jemu źle z oczu
patrzy. Zdziwiony zapytałem: Skąd Ksiądz o tym wie? Wiem - odpowiedział
- to zły człowiek. Tak też się później okazało, to był bardzo zły
człowiek. Po dwóch tygodniach pobytu ks. Wyszyński wyjechał od nas"
.
Ks. Wyszyński ukrywał się także po okolicznych wioskach
w pewnych i bezpiecznych miejscach. Do dnia dzisiejszego w Stanisławce,
małej wiosce należącej do parafii Horyszów Polski, stoi stara stodoła,
kryta strzechą, w której prawdopodobnie w czasie II wojny światowej
ukrywał się ks. Wyszyński. O tamtych wydarzeniach opowiada Zygmunt
Kapica ze Stanisławki, który poniższe relacje zna z opowieści swojego
ojca Kazimierza i stryja Romana. "Ks. Wyszyński prawdopodobnie przybył
do Stanisławki w celu wyrobienia sobie dokumentów, gdyż tutaj był
punkt wyrabiania dokumentów przez członków AK. Wówczas ks. Wyszyński
ukrywał się przez kilka dni w stodole u Józefa i Apolonii Nowosadów.
Stąd miał być wysłany do Bończy na przeszkolenie. Nikt oprócz właścicieli
stodoły, nie wiedział, że to jest ksiądz, gdyż chodził w cywilnym
ubraniu. Tutaj było bezpiecznie, Niemcy nikogo nie aresztowali, nie
było wysiedleń. Gdy po wojnie bp Wyszyński przyjechał na Stanisławkę (
wizytując parafie już jako biskup lubelski), to mój stryj witał go.
Warto tutaj wspomnieć, że stryj był pierwszym nauczycielem, który
po odzyskaniu niepodległości zaczął nauczać w języku polskim. Przywitał
go, podali sobie rękę. Pamiętam, jak stryj mówił, że bp Wyszyński
powiedział wówczas do niego: Po tylu latach możemy jeszcze sobie
rękę podać. Później Ksiądz Biskup odwiedził dom Nowosadów, tutaj
koło nas też się zatrzymał, pomodlił się koło obrazu, jakieś 50-metrów
dalej też się zatrzymał, a później to aż koło kaplicy, gdzie nadał
odpust ku czci św. Stanisława".
Genowefa Sztafij ze Stanisławki też fakt pobytu ks. Wyszyńskiego
w Stanisławce w czasie II wojny światowej zna tylko z opowieści,
natomiast dobrze pamięta moment wizytacji. "Ks. Wyszyński w czasie
wojny przebywał u Nowosadów. Jako Biskup Lubelski wizytował wiele
parafii, w tym też parafię Horyszów Polski. Jadąc z Horyszowa Polskiego
do Łazisk przejeżdżał przez Stanisławkę. Wówczas zatrzymał się w
domu Nowosadów. Jak wyszedł to, wszyscy byli zaciekawieni, po co
Ksiądz Biskup tam poszedł? Wówczas pani Nowosadowa odpowiadała, że
on u nas w czasie wojny się ukrywał.
Podobne świadectwo przytacza pani Czady, która też o
pobycie ks. Wyszyńskiego w Stanisławce wie tylko z opowieści. "Prawdopodobnie
było ich trzech. Ukrywali się w stodole, myli się przy studni. W
czasie wizytacji pani Nowosadowa przeczuwała, że ks. bp Wyszyński
może do nich wstąpić. Obrazek wystawiła w okno, wysprzątała mieszkanie,
a teściowa mówiła wówczas też mi co, jeszcze Biskup przyjdzie do
ciebie. W czasie wizytacji Ksiądz Biskup wstąpił jednak do Nowosadów
na krótką rozmowę. Myślę też, że nie bez powodu jadąc po wojnie,
już jako biskup, do Łazisk nadał odpust ku czci św. Stanisława bpa
przydrożnej kapliczce w Stanisławce. Pewnie musiało go coś z tą kapliczką
wiązać, bo przecież wiele kapliczek przydrożnych mijał na swoim szlaku
podróży i żadnej inne odpustu nie nadał".
Maria Smoleń ze Stanisławki urodzona w 1917 r. tak wspomina
tamte czasy: "Jechaliśmy furmanką, z mężem Janem i dziećmi, ze Stanisławki
do Dębowca. Między Sławęcinem a Kopaniną (Kol. Kornelówka) spotkaliśmy
ks. Wyszyńskiego. Szedł od strony Stanisławki w stronę Kopaniany.
Mąż go znał wcześniej i rozpoznał. Wówczas nastąpiła rozmowa. Ks.
Wyszyński pytał nas o cel podróży i po rozmowie pojechaliśmy dalej.
Ks. Wyszyński nie wsiadł do nas, bo było nas dużo na wozie". Pani
Maria opowiada jeszcze jak mąż Jan mówił: "Jeden raz orałem na swoim
polu między Stanisławką a Żukowem. Ks. Wyszyński szedł z Żukowa w
stronę Stanisławki i zatrzymał się na rozmowę na ´Flisowym dole´
- tam jest nasze pole. Nie pamiętam jak mąż mówił, o czym rozmawiali.
Po rozmowie ks. Wyszyński poszedł w stronę Stanisławki". Był to teren
w czasie wojny dość bezpieczny. Brak dróg, rozległe lasy, ukształtowanie
terenu (z licznymi wzgórzami i dolinami) sprawiały, że ks. Stefan
Wyszyński wielokrotnie bezpiecznie przemierzał okolicę. Wiemy przecież,
z relacji, że był w leśniczówce, która do dziś stoi (jako jeden z
domów mieszkalnych) w Rozdołach, że chodził polami między Sławęcinem
o Kopaniną, między Żukowem i Dębiną.
Fakt pobytu ks. Wyszyńskiego w Stanisławce w czasie II
wojny światowej potwierdzają także pan Nowosad oraz Julia Pyś ze
Stanisławki, którzy całą tę historie znają także tylko z opowieści.
Ciekawa to historia, szkoda tylko, że nikt tego dużo wcześniej nie
spisał, gdy żyli jeszcze ludzie, u których się ukrywał w Stanisławce,
ci którzy bezpośrednio go widzieli, rozmawiali z nim, a może nawet
przyjaźnili się z tym niezwykłym księdzem. Związane było to prawdopodobnie
z tym, że bezpośrednio po wojnie ówczesne władze PRL niechętnie odnosiły
się do członków Armii Krajowej. Wobec tego niewiele mówiło się w
rodzinach, przez długie lata, o czasach wojennych. Wiemy też, że
ksiądz prymas Stefan Wyszyński w niedługim czasie został aresztowany,
a więc temat jego pobytu wśród mieszkańców był znowu owiany tajemnicą.
Dochodziło do tego, że jak wspomina jeden z moich rozmówców: "gdy
poruszano temat pobytu ks. Wyszyńskiego w Stanisławce, to w tym czasie
dzieci wyprowadzano z domu (nie tylko z pokoju)".
Niewątpliwie prawdą jest, że ks. Stefan Wyszyńskiego
w czasie II wojny światowej ukrywał się w Stanisławce. Prawdopodobnie
przybył tutaj z Żułowa, będąc w tym czasie w Marcinówce, Podwysokiem,
Majdanie Skierbieszowskim. Będąc zaś w Stanisławce (jak długo nie
wiadomo ze wspomnianych wcześniej względów) odwiedzał Rozdoły, Żuków,
okolice Dębiny, by następnie udać się z powrotem, wraz z partyzantami,
do lasów bonieckich. Kolejne losy wojenne ks. Wyszyńskiego to pobyt
w Laskach, gdzie zajmował się duszpasterstwem ociemniałych.
W marcu 1946 r. ks. Stefan Wyszyński został mianowany
przez Piusa XII ordynariuszem diecezji lubelskiej. O tym, jak w krótkim
czasie swoich rządów bp Wyszyński dokonał wielkiego dzieła odnowy,
szczególnie na terenach naszej diecezji, już w następnym numerze
Niedzieli.
Pomóż w rozwoju naszego portalu