Chcę być w tym przedszkolu
- Wczoraj zadzwoniła kobieta. Proszę siostry, już urodziłam - opowiada s. Iwona, dyrektor przedszkola. - Zapisuję dzieci dopiero wtedy, kiedy są już na świecie - mówi urszulanka. Lista jest wypełniona do 2005 r. Zgłoszeń jest bardzo dużo. Niestety, wielu osobom trzeba odmówić. Niektórzy przysyłają listy od biskupa, dzwonią do matki generalnej.
Dzieci, które od września przyjdą do przedszkola, mogą już od wiosny zaglądać tu, żeby poznać miejsce i przyszłe ciocie. - Kocham swoją pracę, to moja pasja - mówi s. Iwona, a uśmiech nie znika z jej twarzy. - Nie robimy tutaj nic nadzwyczajnego - dodaje. Jest modlitwa, dużo zajęć takich jak rytmika, gimnastyka. Dzieci przygotowują dużo przedstawień. A problemy tak jak wszędzie. Maluchy nie lubią szpinaku. Siostra wprowadziła więc w czasie obiadu grę w zielone i szpinak zniknął z talerzy.
W przedszkolu są dwie grupy 3- i 4-latków oraz jedna 5-latków, razem ponad 50 dzieci. - Zadziwiająca rzecz, osoby które były u nas w przedszkolu chętnie tu wracają. Przedszkole jest otwarte na wizyty gości. W Wielkim Poście, w ramach rekolekcji, do urszulanek przyszli uczniowie z liceum. Tu mogli zapoznać się z życiem założycielki zgromadzenia Matki Urszuli Ledóchowskiej.
Siostra jak parafia
- Do chrztu przygotowała 284 osoby. Najstarsza miała 43 lata. Do małżeństwa: 242. S. Grażyna działa jak parafia - śmieje się s. Małgorzata Krupecka. S. Grażyna skończyła 75 lat. Porusza się energicznie, a poczucia humoru można jej pozazdrościć.
- 40 lat temu przestałam ubolewać, że nie mogę się uczyć. Odkryłam, że ani świadectwa dojrzałości ani doktoratu na tamten świat ze sobą nie wezmę. Ale przejdzie ze mną do wieczności tylko miłość - opowiada s. Grażyna. - Zobaczyłam, że tu trzeba przygotować kogoś do I Komunii, tam ochrzcić dziecko i tak się zaczęło. O wszystkich potrzebujących siostra dowiadywała się, kiedy stała w kolejkach po żywność dla sióstr. - Tam bieda, piątka dzieci bez chrztu - opowiadały panie w kolejce.
- Gdzie, gdzie? - dopytywała siostra.
Skuteczność często zapewniał siostrze wrodzony upór.
- Zaczęłam chodzić do domu dziecka w Falenicy. Po jakimś czasie w Wielkanoc mnie nie wpuszczono. Wracałam i płakałam. Ale tupnęłam nogą: "15 domów dziecka będę miała!". Od 1979 r. miałam 15 domów - wspomina siostra. Potem znalazł się sponsor, który ofiarował trochę pieniędzy i s. Grażyna kupiła tysiąc krzyży do więzień i do domów dziecka.
Teraz zanosi prasę katolicką do czterech zakładów karnych: na Białołęce, na Olszynce Grochowskiej, Służewcu i przy ul. Rakowieckiej. Do domów dziecka chodzi zawsze z kieszeniami pełnymi cukierków, nosi ciastka i Małego Rycerzyka. Maluchy czekają na swoją babcię.
Poza tym ciągle dużo pracy na mieście. Tu chrzest, tam Komunia czy ślub. Nieraz trzeba wszystko załatwić od początku: wyrobić metryki, zadbać o suknię i wiązankę ślubną, buty pana młodego, jedzenie i picie na stół. Na Wielkanoc było 5 chrztów i jeden ślub. Jedno z małżeństw po 38 latach stanęło na ślubnym kobiercu. Była też osoba, która po 50 latach poszła do spowiedzi.
- A skąd biorą się pieniądze na pomoc? - Ja jestem "kobieta pracująca". Starsze panie, które mają takie możliwości dają mi pieniądze i stąd pomoc mają potrzebujący - śmieje się s. Grażyna.
Do potrzebujących siostra chodzi w czasie swojej rekreacji. Zwykle wstaje przed piątą rano i zajmuje się przygotowaniem śniadania w kuchni. I jak mówi, siłę do pracy dają jej ci wszyscy, którzy na nią czekają.
Siostry pomagają też ludziom, którzy zapukają do bram klasztoru. Zdarzają się sytuacje, kiedy o pomoc proszą zwykli naciągacze. - Staramy się najpierw poznać sytuację potrzebującego - mówi s. Krupecka.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Praca dla dziewczyn z Mazur
Kolorowe narzuty na łóżkach, współgrające z odcieniem zasłon w oknie - wystrój skromny, ale urządzony z wielkim smakiem. Przy każdym z łóżek w pokoju szafka z nocną lampką. Na jednej ze ścian duże aż do sufitu szafy. Przy pokoju obszerna łazienka z pralką automatyczną.
- Pokoje są ośmioosobowe. Urządzenie bursy jest tak pomyślane, aby mobilizowało dziewczęta do szukania pracy i szybkiego usamodzielnienia się - mówi s. Ewa Ranachowska, kierowniczka Bursy Promocji Zawodowej na Krakowskim Przedmieściu. W bursie podział pracy jest jak w domu. Tu nie ma sprzątaczek, porządkami zajmuje się także personel.
Dzięki realizowanemu w Bursie programowi, w Warszawie znalazło pracę już ponad 100 dziewcząt z terenów popegeerowskich Warmii, Mazur, Suwalszczyzny i Podlasia. Bursa działa od półtora roku. Pomysłodawcą jest ks. Mirosław Jaworski, dyrektor Warszawskiej Caritas. Jest to wspólna inicjatywa Caritas i Agencji Rolnej Skarbu Państwa. O prowadzenie bursy ks. Jaworski poprosił Siostry Urszulanki.
- W Bursie panuje dyscyplina - mówi kierowniczka. S. Ewa jest energiczną i wymagającą osobą, jednocześnie bardzo oddaną swojej pracy. Od razu daje się zauważyć jej dobry kontakt z dziewczętami.
Cisza nocna jest o godz. 22.00. Do godz. 23 może być włączony telewizor. Ale konsekwentnie o tej porze nawet kiedy film jest wartościowy, telewizor zostaje wyłączony. - Bo przecież rano każda musi być wypoczęta albo do pracy albo do jej szukania - wyjaśnia siostra. Te dziewczęta, które zostają w bursie odbywają warsztaty. Uczą się pisać CV, list motywacyjny, jak rozmawiać z pracodawcą, jak wyglądać atrakcyjnie.
Dziewczęta mają 18-25 lat. Każda musi mieć przynajmniej maturę. Mogą przebywać w bursie do 6 miesięcy, ale zwykle już w 4 miesiącu się usamodzielniają, znajdują pracę i mieszkanie. Projekt realizowany w bursie należy do jednej z najskuteczniejszych form pomocy bezrobotnym w Polsce.
Greckokatolicki opłatek
- W Warszawie zawsze gdzieś spotkam swojego ucznia lub uczennicę - mówi dr Teresa Wójcik, urszulanka. Od 40 lat siostra zajmuje się katechezą. Ale osoba s. Teresy kojarzona jest zwykle z ekumeniczną działalnością Zgromadzenia Urszulanek. Człowiek jako ikona Boga, Matka Boża największą ikoną - to niektóre z tematów wykładów z antropologii prawosławnej, które siostra prowadzi w katedrze ekumenicznej UKSW.
W działalność ekumeniczną siostra zaangażowała się 40 lat temu.
- Wtedy zaczynały się pierwsze kroki ku ekumenizmowi. Kiedy przeniesiona zostałam do domu w Warszawie, zaczęłam chodzić z s. Andrzeją na spotkania ekumeniczne na ul. Miodową. Tam spotkaliśmy pierwszych ekumenistów warszawskich z różnych wyznań - mówi s. Teresa.
Ekumenizmem nacechowana jest praca siostry z młodzieżą. Studenci kontaktują się z przedstawicielami innych religii, uczestniczą w spotkaniach ekumenicznych również międzynarodowych, jeszcze w latach 80. byli w Gratz w Austrii. Do XII LO, gdzie uczy s. Teresa przychodzą na praktyki katechetyczne klerycy, głównie bazylianie. W okresie Bożego Narodzenia licealiści przeżyli więc greckokatolicką wigilię z dzieleniem się opłatkiem - pokrojonymi bułeczkami z miodem.
Drugi nurt ekumenizmu dotyczy inicjatyw kobiet. Od prawie 120 lat w pierwszy piątek marca odbywa się Światowy Dzień Modlitw kobiet chrześcijanek różnych wyznań. Każdego roku program opracowuje inny kraj. Za dwa lata taka rola przypadnie Polsce. S. Teresa zajmuje się przygotowaniami, co roku uczestniczy w modlitwie.
S. Teresa angażuje się też w działalność międzyreligijną. Jest członkiem Polskiej Rady Chrześcijan i Żydów. Uczestniczy też w spotkaniach zakonów różnych narodowości i wyznań, m.in. z Niemiec, Łotwy, Litwy i Białorusi.