Tu rozwija się prywatny kult ks. Popiełuszki.
Dokonuje się wiele dobra, które ludzie zabierają ze sobą
Rozmowa z ks. prał. Zygmuntem Malackim, proboszczem parafii św. Stanisława Kostki na Żoliborzu
Milena Kindziuk: - Do tej pory grób ks. Jerzego Popiełuszki odwiedziło ponad 15 mln pielgrzymów. Kim są pątnicy?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Ks. prał. Zygmunt Malacki: - To ludzie z całej Polski i ze świata. Wśród nich jest wielu dostojników państwowych i kościelnych, premierzy, prezydenci państw, m.in. George Busch, Edward Kennedy, Margaret Teacher. Był też Jan Nowak-Jeziorański, prezydent Kaczorowski, bratanek Stefana Starzyńskiego z Nowej Zelandii, nawet Dalajlama. No i oczywiście Papież Jan Paweł II. W Księdze pamiątkowej pod datą 14 czerwca 1987 r. widnieje jego wpis. A ostatnio podczas wizyty w Polsce hołd ks. Jerzemu złożył kard. Józef Ratzinger, prefekt rzymskiej Kongregacji Nauki i Wiary.
- Odwiedziny były jego inicjatywą?
- Tak, zawsze nawiedzenie grobu ks. Popiełuszki jest inicjatywą gości. Przyznam, że byłem zaskoczony, kiedy otrzymałem telefon z kurii, że przybędzie z wizytą kard. Ratzinger. Gdy patrzyłem na niego, jak z wielką pokorą klęczał przy grobie, jak się modlił, a potem z uwagą słuchał tego, co mówiłem o życiu księdza Jerzego, to naprawdę robiło wrażenie. Miałem przekonanie, że kard. Ratzinger doskonale to wszystko rozumie, że to do niego przemawia i że naprawdę wierzy, że ks. Jerzy jest męczennikiem za wiarę.
Reklama
- Wróćmy do pielgrzymek: 15 mln to dużo czy mało?
- Sądzę, że trzeba raczej mówić nie tyle o liczbie pielgrzymów, co o ich jakości. Ludzie, którzy przybywają do grobu ks. Jerzego, w ogromnej większości czynią to świadomie. Znaczy to, że doskonale wiedzą, po co i gdzie przyjeżdżają. Bo jak inaczej wytłumaczyć fenomen choćby zagranicznych wycieczek, które w program zwiedzania Warszawy wpisują nawiedzenie grobu ks. Jerzego na Żoliborzu? Także ci wszyscy, którzy wybierają się tu z rozmaitych zakątków Polski, rozumieją, że ks. Jerzy jest zbawiony. I pragną, by wysłuchał ich błagań, proszą o jego wstawiennictwo. Wielu też ma intencje dziękczynne, bo kiedyś w życiu ks. Popiełuszko im pomógł.
- Pamięta Ksiądz Prałat kogoś takiego?
Reklama
- Przykładów jest mnóstwo. Choćby z ostatnich dni: pewien mężczyzna był chory na jaskrę, czyli nieuleczalną chorobę oczu. Lekarze byli bezradni, jednoznacznie orzekli, że przypadek jest beznadziejny.
Ten mężczyzna przybył z pielgrzymką do grobu ks. Popiełuszki. Gorliwie się modlił. Po kilku tygodniach poszedł do lekarza. Ku jego zdziwieniu dowiedział się, że jaskra znikła. Otrzymał zaświadczenie
lekarskie, w którym zapisano, że z medycznego punktu widzenia poprawa nie miała prawa nastąpić. Podobnych przypadków jest wiele. Przy czym należy pamiętać, że nie wszyscy pątnicy
chcą się nimi dzielić. Wiele spraw bowiem dotyka problemów bardzo osobistych.
Przy grobie zatem, na wielką skalę rozwija się prywatny kult ks. Jerzego. Świadectwem tego są również rzeczy bardzo prozaiczne, jak na przykład wciąż świeże kwiaty przy grobie. Niekiedy jest ich bardzo
wiele. Zwłaszcza w dni, kiedy obchodzone są popularne imieniny. Ludzie wtedy po prostu tutaj przychodzą i zostawiają wiązanki, które otrzymali od kogoś w prezencie. Nieustannie
płoną też znicze, zapalane zazwyczaj w jakiejś intencji.
Do grobu są też organizowane pielgrzymki środowiskowe, np. rowerzystów albo alkoholików. W kościele uczestniczą wtedy we Mszy św., potem modlą się przy grobie ks. Jerzego.
To wszystko świadczy o tym, że ks. Jerzy żyje, że nie poszedł w zapomnienie. Jak powiedział kiedyś Ojciec Święty, tak jak z krzyża Chrystusa zrodziło się zmartwychwstanie,
tak z tego grobu rodzi się dobro. Wierzę, że z męczeńskiej śmierci ks. Jerzego codziennie rodzi się dobro. Nawet jeśli tego gołym okiem nie widać. Ale przecież dobra zazwyczaj nie
widać. Jest ono ledwie dostrzegalne. Powstaje w cichości serca. Dobro, jakie pielgrzymi wynoszą od grobu ks. Jerzego, ma swoją dodatkową specyfikę: bo ludzie, którzy doświadczają tego dobra,
zabierają je ze sobą. I jest to często ich tajemnica.
- Czy do grobu pielgrzymują tylko ludzie wierzący? Czy zdarza się może, że poza pielgrzymkami pojawiają się wycieczki, które chcą "zwiedzić" to miejsce, bo wiąże się w jakiś sposób z historią Polski?
Reklama
- Oczywiście, że tak. Wiele razy rozmawiałem z ludźmi, którzy wręcz przyznawali się do tego, że są niewierzący, ale w programie zwiedzania stolicy mają wizytę przy grobie ks. Jerzego
z uwagi na to, że był on - jak mnie przekonywali - człowiekiem niezwykłym, wyjątkowym, który oddał życie za wartości bliskie wszystkim: za prawdę, wolność, godność ludzką.
Ci ludzie podkreślali, że są to wartości uniwersalne i że ks. Jerzy imponuje im swoją postawą, tym bardziej, że był bardzo młody. Pamiętajmy przecież, że gdy zginął, miał zaledwie 37 lat.
Jestem zdumiony postawą takich ludzi. Myślę, że oni też po swojemu się tu modlą, że chcą zaczerpnąć siły, by godnie żyć. Dla wielu nawiedzających grób niejako "magnesem" jest też hasło życia ks. Jerzego:
Zło dobrem zwyciężaj. Wiemy, jak bardzo jest to trudne w codziennym życiu. Człowiek z natury jest taki, że chce nieraz odpłacać innym złem za zło, krzywdą za krzywdę,
złością za złość itp. Ks. Jerzy natomiast uczył inaczej. Za każdym razem podkreślał, że każde zło rodzi kolejne zło, a przez to powstaje niekończący się łańcuch zła. Aby
go przerwać, trzeba właśnie zacząć czynić dobro. Uczył, że tych ogniw dobra, czyli ludzi dobra, powinno być jak najwięcej.
- Pątnicy mogą się zatrzymać w Domu Pielgrzyma, który znajduje się przy sanktuarium żoliborskim i przy grobie, czy tak?
- Tak. Przyjmujemy tu pielgrzymów zarówno indywidualnych, jak i całe grupy pielgrzymkowe. W Domu Pielgrzyma organizujemy też sympozja i spotkania poświęcone życiu i działalności ks. Jerzego. Ostatnio zaś odbyła się tu projekcja filmu Pawła Woldana Jestem gotowy na wszystko.
- Czy pielgrzymki są dla ludzi okazją do nawróceń, do spowiedzi po latach?
- Tak, takich przypadków jest bardzo wiele. Ale kryje je tajemnica spowiedzi.
- Od grobu ks. Jerzego powędrował ostatnio krzyż do kościoła św. Brygidy w Gdańsku. Dlaczego akurat tam?
- Bo ks. Jerzy głosił tam Słowo Boże. Ten krzyż, poświęcony przez bp. Tadeusza Pikusa w imieniny ks. Jerzego, przenieśli pątnicy pieszej pielgrzymki ludzi, którzy pozostali wierni ideałom życia ks. Popiełuszki. Ma on uczyć, że dla człowieka wiary najważniejsza jest wierność prawdzie i że człowiek tylko w krzyżu odnajdzie moc urzeczywistniania Ewangelii na co dzień.
- A najbardziej pamiętne wydarzenie, jakie miało miejsce przy grobie ks. Jerzego?
Reklama
- Oprowadzam kiedyś wieczorem pielgrzymkę młodzieży szkolnej. Przyjechali autokarem, razem z nauczycielami. Zaobserwowałem, że uczniowie rozeszli się po placu przykościelnym, być może nawet nie zwrócili uwagi na to, gdzie jest grób. Zagadnąłem ich więc i zacząłem opowiadać o ks. Jerzym. Zrobiło to na nich wrażenie, a niektórzy mieli nawet łzy w oczach. Uświadomiłem sobie wtedy, że istnieje luka w przekazywaniu historii Polski.
- Czy dlatego właśnie teraz jest mniej pielgrzymek do grobu ks. Jerzego niż dawniej?
- Myślę, że pielgrzymek jest mniej, bo inne są realia historyczne. Wyrosło już nowe pokolenie Polaków, dla których stan wojenny jest historią. Dzisiejsi dwudziestolatkowie przecież w ogóle
nie pamiętają okresu komunizmu, bo urodzili się po stanie wojennym.
Nic więc dziwnego, że nie są związani z tym miejscem i że dla wielu z nich sam ks. Jerzy niewiele znaczy. Oczywiście, odpowiedzialność za taki stan świadomości
młodych ludzi ponoszą rodzice, ale też szkoła. Programy nauczania nie dosyć mocno akcentują widocznie te kwestie. Jest to dramat Polski i dramat śmierci ks. Jerzego.
- Księdza Popiełuszkę znał Ksiądz osobiście...
Reklama
- Tak. Utkwiło mi w pamięci ostatnie nasze spotkanie. Był rok 1984. Kilka dni przed śmiercią ks. Jerzy niespodziewanie mnie odwiedził. Byłem wtedy rektorem kościoła akademickiego św. Anny.
Jurek wracał od Księdza Prymasa. Nie wiem, dlaczego przyszedł akurat do mnie. Nie wiem też dlaczego podczas rozmowy zapytałem go wtedy: Jurek, czy ty jesteś świadom zagrożenia życia? "Tak, jestem świadom"
- odpowiedział z absolutnym spokojem. Był poważny, skupiony. A ja - kompletnie zaskoczony. Po raz pierwszy chyba wówczas zrozumiałem, że w wybór swojej drogi życiowej
Jurek wkalkulował śmierć. To niesamowite, jak trafnie potrafił odczytywać wolę Bożą w swoim życiu.
Gdy się rozstawaliśmy, ks. Jerzy wzrok miał utkwiony gdzieś daleko, jakby już nieobecny. Powiedział "Szczęść Boże" i przez mały dziedziniec wyszedł na Krakowskie Przedmieście. Nie przypuszczałem,
że było to nasze ostatnie spotkanie.
- Czy odczuwa Ksiądz dzisiaj obecność ks. Jerzego?
-Tak, zwłaszcza w ostatnich latach, kiedy jestem proboszczem w jego parafii. Miewam też niekiedy wyrzuty sumienia, że za mało z nim rozmawiam, za mało się go radzę w różnych sprawach dotyczących parafii. Ale wciąż czuję jego opiekę. Gdy musiałem rozwiązać trudne problemy, wiele razy prosiłem go o pomoc. I za każdym razem wszystko pozytywnie się kończyło. To jeden z wielu cudów, jakie wciąż dokonują się przy grobie ks. Jerzego.
- Dziękuję za rozmowę.