Był artystą niejednoznacznym, objętym narodowym kultem, choć z pokolenia na pokolenie coraz słabiej rozumianym i postrzeganym coraz mniej jako standard pisarski, a w większym stopniu – jako jeden ze szpargałów uciążliwej podstawy programowej. Jak dzisiaj widzieć Stefana Żeromskiego?
Mit założycielski
Powstanie styczniowe, jak pokazała historia, posłużyło za katalizator i supernową, z której wybuchu zrodził się geniusz polskiej prozy (nie ujmując bynajmniej Janowi Potockiemu, Paskowi, Krasickiemu, Rzewuskiemu et consortes czy Kraszewskiemu, który lśni na polskim firmamencie literackim jako oddzielna konstelacja, osobliwość nieomal). Trauma zaprzepaszczenia Polski jako ojczyzny i realnego bytu polityczno-społecznego i pogrążenia się w, jak się wówczas musiało zdawać, wiecznym marazmie zaborczej nietzscheańskiej otchłani, wypaliła się piętnem na duszach dwóch pokoleń artystów próbujących nawigować rzeczywistość tak dalece niesprzyjającą. Pierwszą falę stanowili Prusowie i Sienkiewiczowie, którzy sami garnęli się do powstańczej bitki (pierwszy wychodzi z niej zraniony w głowę i odarty ze szlachectwa, drugi zraniony hańbą odmowy poboru restytuuje swą godność mitem „Małego Rycerza”), drugą zaś – ich niewiele młodsi spadkobiercy, błądzący, uwięzieni w społecznej klęsce powstańczego mitu, którego nie byli już częścią.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
