Z pewnością zwróciliśmy uwagę, że przybywa wokół nas nazwisk dwuczłonowych. Tradycyjnie mogą je nosić kobiety, które wyszły za mąż i do swojego nazwiska panieńskiego dodały nazwisko męża. Mamy takich nazwisk wiele: Pawlikowska-Jasnorzewska, Skłodowska-Curie, Szelburg-Zarembina. Sama też przed laty podjęłam taką decyzję.
Nazwiska dwuczłonowe kobiet są bardzo częste np. w środowisku akademickim. Kiedy aktywność naukową prowadzimy najpierw pod jednym nazwiskiem, a później zmieniamy stan cywilny, drugie nazwisko dołączamy do pierwszego, które ma już pewną rozpoznawalność. Podobnie rzecz się ma zapewne i w innych środowiskach, zwłaszcza zawodowych. Napisałam o tym, że tradycyjnie z takiego prawa korzystały kobiety. Warto jednak wiedzieć, że przysługuje ono także mężczyznom, którzy wstępują w związek małżeński. Również oni mają możliwość przybrania nazwiska dwuczłonowego – i dziś mam wrażenie, że chętniej niż kiedyś korzystają z tego przywileju. Dość wspomnieć o takiej właśnie decyzji naszego astronauty – Sławosza Uznańskiego-Wiśniewskiego. Przyjął on nazwisko żony, Aleksandry Wiśniewskiej, która uczyniła podobnie i jest obecna w przestrzeni publicznej jako Aleksandra Uznańska-Wiśniewska. Można jednak ułożyć nazwiska inaczej. Kojarzymy z pewnością parę aktorską Emilię Komarnicką i Redbada Klynstrę. Kiedy w 2017 r. wzięli ślub, oboje zaczęli używać podwójnego nazwiska, tyle że z różną kolejnością członów: Emilia Komarnicka-Klynstra oraz Redbad Klynstra-Komarnicki. Te wszystkie decyzje są możliwe w świetle prawa. O strukturze i kolejności członów w nazwisku decyduje osoba, która będzie je nosiła. Takie nazwisko powinno mieć maksymalnie dwa człony. Zauważmy, że ta tendencja zaczyna obejmować również dzieci. Od kilku lat, kiedy co roku we wrześniu czytam listy przyjętych do naszej szkoły albo kiedy odczytuję listę studentów, zauważam, że nie ma klasy czy grupy, w której nie pojawiłoby się takie podwójne nazwisko. Jest to zazwyczaj kombinacja nazwisk ojca i matki. Ich decyzja o nadaniu takiego nazwiska dziecku musi być zgodna. Kolejność członów też podlega decyzji. Takie złożone nazwiska zapisujemy z kreską o nieprzypadkowej długości. Chodzi tu o łącznik, inaczej dywiz – bardzo krótką kreseczkę, która jest znakiem wewnątrzwyrazowym. Nie powinno się więc stosować przy niej spacji. Dotyczy to nazwisk, o których była już mowa, a także nazwisk, przeważnie męskich, zawierających tzw. zawołanie herbowe, np. Korwin-Mikke, Ścibor-Rylski czy Wieniawa-Długoszowski. Wreszcie – łącznika używamy w połączeniach nazwiska i trwale związanego z nim pseudonimu, np. Grot-Rowecki czy Boy-Żeleński. Sprawa jest nieco bardziej złożona w przypadku nazwisk góralskich, które często bywają dwuczłonowe. Podhalańskie przydomki są charakterystyczne i służą odróżnieniu osób o tych samych nazwiskach: Tutka, Curuś, Byrcyn. Tradycyjnie w takich połączeniach nie używamy kreski – to właśnie sygnał, że mamy do czynienia z przydomkiem. Bywa jednak, że przydomki są zgłaszane oficjalnie i traktowane jako drugi człon nazwiska. Wtedy ma zastosowanie zasada dotycząca nazwisk dwuczłonowych. Jednolitości tu nie ma, dlatego np. w słowniku ortograficznym znajdziemy nazwisko aktorki: Alicja Bachleda-Curuś zapisane z łącznikiem, ale gdzieniegdzie spotkać jeszcze można zapis ze spacją (por. nazwisko męskie: Adam Bachleda Curuś). Nie ma natomiast wątpliwości, jak zapisywać tego typu nazwiska w postaci inicjałów. W tej kwestii stanowisko zajęła Rada Języka Polskiego, która w uchwale z 2004 r. znormalizowała zapis. W zapisie skróconym powinniśmy używać tylko pierwszych liter i kropek. Pomijamy ewentualne spacje i łączniki. Będziemy więc mieli: M.S.C. (Maria Skłodowska-Curie) i A.B.C. (Alicja Bachleda-Curuś). Taka standaryzacja jest wygodna w użyciu, ale w praktyce – reguła nie zawsze jest stosowana. Przywołajmy chociażby tradycyjne skrócenia imion: Wł. (Władysław), St. (Stanisław) albo Cz. (Czesław). W użyciach nieoficjalnych nie ma chyba przeciwwskazań, żebyśmy trzymali się rodzinnego czy rodowego zwyczaju. Powiedzmy jeszcze o odmianie takich dwuczłonowych nazwisk. Zasada jest prosta: skoro są to elementy równorzędne, to każdy z nich odmieniamy według znanych reguł: Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej czy Wieniawy-Długoszowskiego. Do tej pory odrębne zasady dotyczyły nazwisk herbowych, w których pierwszy człon (o ile nie kończył się na -a) tradycyjnie pozostawał nieodmieniony, np. Korwin-Mikkego czy Dąb-Rozwadowskiego. Ponieważ jednak współcześnie świadomość na temat rodowodów i zawołań herbowych nieco się zaciera, nie popełnimy błędu, jeśli odmienimy obydwa człony. Bo odmieniać nazwiska powinniśmy – wbrew temu, co się czasem słyszy. Indywidualizacja, owszem, jest dziś rzeczywiście daleko idąca, ale w tej akurat kwestii warto zawierzyć gramatyce. Magdalena Wanot-Miśtura językoznawca, adiunkt w Instytucie Języka Polskiego na Wydziale Polonistyki UW, kierownik Laboratorium Efektywnej Komunikacji UW. Prezes zarządu Fundacji Języka Polskiego
językoznawca, adiunkt w Instytucie Języka Polskiego na Wydziale Polonistyki UW, kierownik Laboratorium Efektywnej Komunikacji UW. Prezes zarządu Fundacji Języka Polskiego
Pomóż w rozwoju naszego portalu
