Reklama

Roztoczańskie zamyślenia...

Klasztor był ocaleniem (I)

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Nie milknie dyskusja na temat losu Żydów podczas drugiej wojny światowej. Środowiska żydowskie zarzucają Polakom nie tylko brak dostatecznej pomocy ich rodakom, ale nawet udział w holokauście. Zapomina się przy tym często o prostej prawdzie, że oba narody były skazane przez Niemców na zagładę. Zarządzenia władz niemieckich były jasne: Polakom za wszelkie formy pomocy udzielanej Żydom groziła śmierć. I wielu z nich tę cenę zapłaciło. Mimo tego z narażeniem życia osobistego, całych rodzin, a nawet miejscowości udzielali pomocy i schronienia Żydom. Mieszkańcy Zamojszczyzny skazanej na wysiedlenie i zagładę, przeżywającej dramat dzieci zamykanych w obozach lub wysyłanych na zniemczenie, w miarę swoich ograniczonych możliwości, starali się pomagać Żydom, szczególnie dzieciom. Czynili to, mimo że pamiętali moment wkroczenia Armii Czerwonej na te tereny w trzeciej dekadzie września 1939 r., kiedy to wielu Żydów założyło czerwone opaski i współpracowało z NKWD we wprowadzaniu ładu komunistycznego.

Są liczne świadectwa Żydów, którzy przeżyli czas okupacji dzięki pomocy mieszkańców Zamojszczyzny. Do nich należy też świadectwo Jakuba Hersza Gintera, urodzonego w Zamościu w 1931 r. Jego rodzice zostali rozstrzelani przez Niemców w Izbicy w 1942 r. Ocalał dzięki pomocy kilku rodzin z Zamościa, Białowoli, Majdanu Górnego koło Tomaszowa Lubelskiego i Tomaszowa. W Zamościu otrzymał polską metrykę urodzin i nowe nazwisko - Grzegorz Pawłowski. Po wojnie przyjął chrzest i Pierwszą Komunię św. w Tomaszowie, zdobył wykształcenie, dzięki opiece m.in. zakonnic, wstąpił do Seminarium Duchownego w Lublinie, w 1958 r. przyjął święcenia kapłańskie, pracował m.in. w Żółkiewce, a następnie wyjechał do Izraela, gdzie pracuje do dzisiaj. Z jego pomocy duszpasterskiej i materialnej korzysta wielu Polaków. Szczególną życzliwością darzy mieszkańców Zamojszczyzny, wyjeżdżających do Izraela w poszukiwaniu pracy lub na pielgrzymkę. W 1966 r. na łamach Tygodnika Powszechnego ( nr 15/16) opisał swoje przeżycia, które są także jednym ze świadectw pomocy Żydom przez Polaków.

W ratowanie dzieci żydowskich zaangażowały się także siostry ze 189 klasztorów przedwojennej Polski, w tym również pracujące na naszym terenie. Badaczka problematyki pomocy udzielanej dzieciom żydowskim przez siostry zakonne, Ewa Kurek-Lesik, w książce Gdy klasztor znaczył życie (Kraków 1992) pisze: "Najpiękniejszą kartę w dziejach ratowania dzieci w Polsce w czasie drugiej wojny światowej, w tym także żydowskich zapisały Franciszkanki Misjonarki Maryi. To ubogie zgromadzenie, liczące niespełna dwieście sióstr, zachowało najbardziej otwartą postawę w stosunku do wszystkich dzieci: polskich, żydowskich i ukraińskich" (s. 62). Ta ocena dotyczy sióstr pracujących na Zamojszczyźnie: w Zamościu i Radecznicy.

Siostry Zofia Bogumiła Makowska, Emilia Potoczna i Maria Toczko z Łabuń, które uczestniczyły w tej akcji, wspominają jak do wysiedlonych w połowie czerwca 1941 r. z Łabuń do Radecznicy sióstr " dniem i nocą zaczęły się sypać dzieci". Były to dzieci polskie oderwane od rodziców lub zbiegłe z transportów niemieckich, obozów przejściowych oraz dzieci żydowskie zbiegłe z gett. Nikt w domu zakonnym w Radecznicy, ani w domach w Zamościu nie pytał je o metryki, pochodzenie, narodowość czy też przynależność religijną. Ponieważ dzieci potrzebowały pomocy, to pomieszczenia klasztorne zostały dla nich otwarte. Dzieci było tak dużo, że nawet z kaplicy siostry urządziły dla nich sypialnię. Msza św. była odprawiana w małym pomieszczeniu, a siostry uczestniczyły w niej, przebywając na korytarzu. Z powodu braku miejsca, wiele dzieci siostry przekazały polskim zaufanym rodzinom, by przyjąć następne. Władze miejskie Zamościa przekazały siostrom budynek szkoły handlowej w Zamościu przy ul. Łukasińskiego, ale i on szybko zapełnił się dziećmi. Siostra Makowska mówi, że w czasach okupacji dla bezpieczeństwa klasztoru i dzieci nie rozmawiano na temat ich pochodzenia. Nikt wprawdzie tego oficjalnie nie zabraniał, ale siostry intuicyjnie wyczuwały, że lepiej mało wiedzieć, a jeszcze lepiej nie wiedzieć nic. Za przechowywanie dzieci żydowskich groziła przecież śmierć, a kontrole niemieckie były bardzo częste. Dla bezpieczeństwa do rozmowy z Niemcami były delegowane siostry znające język niemiecki i takie, które w ogóle nie wiedziały o ukrywanych. Stąd też na pytania Niemców, zgodnie z własnym przekonaniem odpowiadały, że dzieci żydowskich nie ma.

Siostry były bardzo zapracowane. Na przykład w Zamościu przy ul. Łukasińskiego było 100 dzieci, a tylko dwie siostry wychowawczynie i jedna pielęgniarka. Każda z nich pracowała przez cały dzień z krótką przerwą na posiłek i modlitwę. W nocy wychowawczynie spały z dziećmi. Kilka innych sióstr było zajętych aprowizacją i administracją. Największym problemem było zdobycie żywności dla dzieci. Siostry ciężko pracowały, służąc ludności jako pielęgniarki, robiły na drutach, szyły, pracowały na polach, a nawet musiały kwestować. Starsi mieszkańcy wiosek jeszcze do dziś wspominają siostry, które w białych habitach zjawiały się w gospodarstwach, prosząc o produkty żywnościowe dla dzieci. Obecny proboszcz parafii Łabunie, ks. Aleksander Sieciechowicz, często wspomina siostry franciszkanki, które przychodziły na kwestę do jego rodzinnego domu w Torubinie. Mieszkańcy wiosek i miasteczek, sami biedni, dzielili się tym, co mieli. Największy problem był z transportem produktów z dalszych wiosek, ponieważ Niemcy zabrali siostrom konie. Wtedy wpadły one na pomysł, by wykorzystać psi zaprzęg. Dwa psy, przed nosami których siostry zawiesiły na kiju smakowity kawałek kiełbasy, ciągnęły wózek lub sanie naładowane produktami rolnymi.

Siostry nie wiedziały w czasie wojny i do tej pory nie wiedzą, ile dzieci uratowały i jakiego były pochodzenia. Ratowanie najmłodszych uważały za rzecz naturalną, nie wymagającą arytmetyki. Pod ich opieką były dzieci polskie, żydowskie, ukraińskie, a pod koniec wojny także i niemieckie, zagubione podczas działań wojennych. Na pytanie: dlaczego to robiły? cytowana Ewa Kurek-Lesik odpowiada: " Gdy w klasztornej furcie stawało proszące dziecko, siostry zadawały sobie pytanie: jak wobec tego dziecka zachowałby się Chrystus? Bóg-Chrystus, który stał się Człowiekiem i umarł na krzyżu, dlatego tylko, że tak bardzo umiłował ludzi. Stojące przed klasztorną furtką dziecko było dla zakonnic człowiekiem. Człowiekiem, którego życie w imię Chrystusa i nakazanej przez Niego miłości bliźniego należy ratować. Nawet wtedy, gdy ratując, przyjdzie oddać życie. Jedynym zgromadzeniem misyjnym, które w czasie wojny ratowało żydowskie dzieci, były Siostry Franciszkanki Misjonarki Maryi. Klasztory Zamościa i Łabuń-Radecznicy stały otworem dla wszystkich dzieci Zamojszczyzny i akurat w nich nikt nie pytał, skąd dzieci pochodzą i jakiego są wyznania. Zgodnie z 112 paragrafem zakonnych konstytucji, który mówi: ´Niech otaczają szczególną troskliwością dzieci ubogich i opuszczone pamiętając, iż Pan Jezus ponad wszystko umiłował maluczkich tej ziemi´" (s. 117).

cdn.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2001-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Beata Kempa dla portalu niedziela.pl: Przyglądałam się temu szaleństwu Zielonego Ładu z niedowierzaniem

2024-04-25 10:01

[ TEMATY ]

Łukasz Brodzik

Beata Kempa

Archiwum Beaty Kempy

Beata Kempa

Beata Kempa

Ostatnia kadencja Parlamentu Europejskiego obfitowała w szereg absurdalnych dyskusji - powiedziała portalowi niedziela.pl Beata Kempa. Jak podkreśliła europoseł Suwerennej Polski kompletną aberracją było m.in. ponad sto debat, które łajały Polskę tylko dlatego, że w naszym kraju były konserwatywne rządy.

Beata Kempa dodaje, że w Europie jest sporo problemów gospodarczych spowodowanych nie tylko wojną na Ukrainie, ale także Zielonym Ładem. A to pcha elity europejskie, bojące się teraz własnych wyborców, do debat, które mocno elektryzują społeczeństwa ideologicznie.

CZYTAJ DALEJ

W Lublinie rozpoczęło się spotkanie grupy kontaktowej Episkopatów Polski i Niemiec

2024-04-24 17:59

[ TEMATY ]

Konferencja Episkopatu Polski

Konferencja Episkopatu Polski/Facebook

W dniach 23-25 kwietnia br. odbywa się coroczne spotkanie grupy kontaktowej Episkopatów Polski i Niemiec. Gospodarzem spotkania jest w tym roku abp Stanisław Budzik, przewodniczący Zespołu KEP ds. Kontaktów z Konferencją Episkopatu Niemiec.

Głównym tematem spotkania są kwestie dotyczące trwającej wojny w Ukrainie. Drugiego dnia członkowie grupy wysłuchali sprawozdania z wizyty bp. Bertrama Meiera, ordynariusza Augsburga, w Ukrainie, w czasie której odwiedził Kijów i Lwów. Spotkał się również z abp. Światosławem Szewczukiem, zwierzchnikiem Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego.

CZYTAJ DALEJ

Opole Lubelskie. Wierni Chrystusowi

2024-04-25 17:51

Paweł Wysoki

W niedzielę Dobrego Pasterza abp Stanisław Budzik przeprowadził wizytację parafii Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Opolu Lubelskim.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję