O tej porze roku szkolnego moje notatki mogłyby swobodnie przekształcić sie w grubą książkę. Jest już po radzie pedagogicznej, oceny mamy zatwierdzone, więc w szkole cała masa "okienek", na których można zapisać setki informacji. Ale najważniejsze, że czuje się już wakacyjną wolność. Upalny początek czerwca sprawił, że w szkole wszyscy chodzą ubrani wręcz plażowo. Moda na krótkie stroje dotarła i do szkół. Chłopaki niemal obowiązkowo chodzą w krótkich spodenkach, a dziewczyny prześcigają się w "miniówkach". I pomyśleć, że były kiedyś takie czasy, że do szkoły trzeba było chodzić w fartuszkach lub szkolnych mundurkach... Choć przykrótkie spodnie, koszulki czy spódnice mogą czasem w bardziej zmysłowej głowie narobić dużo zamieszania, jednak nam obnażyły chyba większy problem. Wszystko zaczęło się od nieco bardziej odsłoniętych nóg Iwony. Kiedy spacerowała po korytarzu, zauważyliśmy na jej prawej nodze, powyżej kolana, rany po ukłuciach. Wiedzieliśmy, że na pewno nie była to sprawa grasujących ostatnio w naszym kraju meszek. "Mówię wam - Marcin próbował w naszym męskim gronie podjąć diagnozę - to wszystko efekt narkotyków. Może to głupie, że nogi Iwony zdominowały naszą dyskusję, ale każdy chciał o tym porozmawiać. "To niemożliwe - stwierdził Konrad - Iwona to najlepsza uczennica w naszej klasie. Ma porządnych rodziców, zero problemów w domu. A do tego jest przecież bardzo atrakcyjna i chyba nie może rozpaczać z powodu braku adoratorów". Te argumenty były tak mocne, że szybko odrzuciliśmy podejrzenia, że Iwona jest narkomanką. Okazało się jednak, że o ile my, mężczyźni, próbujemy być czasem delikatni, o tyle nasze klasowe panie postanowiły problem rozdmuchać. Po długiej przerwie wdarliśmy się do szkolnej świetlicy, uradowani nieobecnością profesorki od angielskiego. I dopiero tam się zaczęło. Niby wszystko miało charakter damskiej rozmowy, w której my, chłopcy, uczestniczyliśmy z boku. Najpierw konkretne pytanie postawiła Magda. "Iwona, czy ty bierzesz narkotyki? Na prawej nodze masz straszne rany". W sali zrobiło się cicho jak makiem zasiał. Wszyscy chcieli dobrze usłyszeć odpowiedź Iwony. "Aaa, chodzi wam o te rany na nodze - odpowiedziała trochę zawstydzona. - O tak, to jest taki mój prywatny narkotyk, który muszę brać codziennie. Nie mówiłam wam o tym nigdy, bo uznałam, że nie trzeba. Od paru lat choruję na cukrzycę. Kilka razy dziennie muszę wstrzykiwać sobie insulinę". Ogarnął nas wstyd, a jednocześnie podziw dla Iwony. Nigdy nie skarżyła się na swoją chorobę. Zawsze jest świetnie przygotowana do lekcji, zadbana, radosna i bardzo rozmowna. "To chyba musi być trudne, takie chorowanie na cukrzycę?" - postawił pytanie Wojtek. "No, jest z tym trochę kłopotu, ale da się żyć. Muszę tylko wcześnie wstawać, żeby zrobić sobie zastrzyk, a potem cały dzień muszę się kontrolować. Najważniejsze, nie poddawać się różnym słabościom i śpiączkom, a poza tym wszystko jest do przetrzymania. Może trochę trudniejsze są wakację, bo zamiast na obóz w góry czy nad morze, muszę jechać do sanatorium, żeby nabrać sił na kolejny rok szkolny" . Przyznam wam się szczerze, nawet nie podejrzewałem, że w naszej klasie mamy tak dzielną dziewczynę. Po rozjaśnieniu sprawy wszyscy wrócili do swoich prywatnych ploteczek. A mnie ciągle chodziła po głowie sprawa Iwony, a najbardziej to, że umie tak zwyczajnie o tym mówić i tak spokojnie to przeżywać. Pewnie ja, chłop, na jej miejscu dawno miałbym podcięte skrzydła i mnóstwo pretensji do Pana Boga. Musiałem więc zapytać Iwonę: "Skąd ty masz tyle siły na to wszystko?" . "Nie wiem - odpowiedziała znowu bardzo spokojnie. - Może dlatego, że oprócz sanatorium, w jedyny wolny tydzień wakacji zamykam się na rekolekcjach i mocno proszę Boga, by mi naładował akumulatory" . Po takiej odpowiedzi zrobiło mi się głupio, bo mnie szkoda nawet trzech dni wakacji na rekolekcje z Panem Bogiem.
Pomóż w rozwoju naszego portalu