My, dorośli (jak to dumnie brzmi!), jesteśmy przyzwyczajeni do
kojarzenia słów z ich znaczeniowym sensem. Ale dzieci... Zaskakują
nas nieoczekiwaną interpretacją wyrazów. Dla nas królik - to zwierzątko;
dla nich... mały król. Czemu by nie? Opowiadamy dzieciom, że deszczyk
pada z nieba, a nieboszczyk leży na desce, one zaś dobrze wiedzą,
że jest dokładnie odwrotnie! Świeżość dziecięcej interpretacji przetrwała
u dorosłych, którzy traktują słowo jako tworzywo swej pracy. Żeby
nie sięgać aż do C. K. Norwida, wystarczy wskazać twórczość ks. J.
Twardowskiego czy choćby fraszki Sztaudyngera ("tuli pan tulipana")
.
Piszę o tym wszystkim, gdyż coraz częściej zastanawiam się,
czy jesteśmy świadomi sensu słyszanych i wypowiadanych słów, zwłaszcza
na płaszczyźnie religijnej. Wiara przecież "rodzi się z tego, co
się słyszy", według określenia św. Pawła. Zatem jest sprawą niezmiernie
ważną, by wszelkie mówienie o Bogu opierało się o słownictwo adekwatne
i zrozumiałe. Problem ten dotyczy m.in. kazań i egzaminów przed przyjęciem
kolejnych sakramentów. Pomagałam ostatnio pewnej młodej osobie w
przygotowaniach do bierzmowania i wiem, jak bardzo dalekie od życia
mogą być terminy teologiczne. Rozmawiam z ludźmi niewierzącymi i
często muszę zmagać się z abstrakcyjnością słownika religijnego.
Sprawa dotyczy nie tyle zwrotów niezrozumiałych, co zwykłych,
codziennych słów, które jako nośniki treści religijnej docierają
do nas podczas Eucharystii, z kart Pisma Świętego czy z ust przyjaciela.
Kiedy dzieci słysząc "Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata",
myślą o baranku, który nóżką "gładzi" coś, głaszcze - jeszcze nie
jest źle. Ale gdy dorośli w znanej pieśni Kochajmy Pana śpiewają: "
dla nas Mu włócznią boleść zadana" - sprawa się komplikuje. Czy
nikt ze śpiewających nie pomyśli, że Jezus już nie żył, gdy żołnierz
przebijał Mu bok, a zatem nie czuł bólu (w tekście oryginalnym jest
oczywiście rana, nie boleść)? Przykłady takie można mnożyć. Ilu z
nas zastanawia się, dlaczego trzeba wierzyć w ... Kościół - choć
wyznaje to każdej niedzieli w Credo? Co kryje się dla nas pod pojęciami:
zmartwychwstanie, niebo, grzech, łaska, odkupienie? Dlaczego mimo
kilkudziesięciu lat na karku mówimy "Bozia"? Skąd bierze się ten
rozdźwięk między słowami a rzeczywistością?
Wydaje się, że współdziałają tu dwie płaszczyzny: z jednej
strony pewna nieudolność istniejącego słownictwa religijnego, z drugiej
- nasze własne zaniedbanie. Może za mało czytamy, za mało troszczymy
się o pogłębienie i rozwój naszej duchowej formacji? Może... nie
modlimy się i stąd nie potrafimy przyswoić sobie, przełożyć na swój "
osobisty" język prawd podawanych przez Boga za pośrednictwem Kościoła?
A może po prostu... nie myślimy? Odpowiedź na powyższe pytania każdy
z nas musi znaleźć sam. Warto to uczynić, bo przecież Bóg wypowiedział
do nas Słowo, swego Syna - i od tego, na ile Je zrozumiemy zależy
bardzo wiele. Może wszystko.
Pomóż w rozwoju naszego portalu