Cóż się dziwić, że w te pędy pobiegłem do Galerii Pod Arkadami, gdzie właśnie w ramach Łomżyńskiej Jesieni Kulturalnej wystawiono grafiki Maxa Ernsta. Ten słynny Niemiec może nie jest aż tak sławny jak wspomniany Salvador Dali, ale z pewnością jest niemniej od niego zasłużony. Kto wie zresztą, czy to właśnie nie Ernstowi nie należałoby wręczyć „medalu pierwszej klasy za upowszechnianie w świecie idei surrealizmu”... gdyby oczywiście taki istniał. Hiszpan bowiem przystąpił do ruchu bardzo późno, dopiero w 1930 r., kiedy surrealizm wyszedł już z fazy niemowlęctwa i coraz powszechniej zjednywał sobie umysły artystów. Dali przyszedł w jakimś sensie „na gotowe”, choć bez wątpienia potem pchnął ideę nadrealizmu na nowe tory.
Co innego Max Ernst, który tworzył nowy kierunek współczesnej sztuki od samego początku. To on między innymi wpłynął na decyzję twórcy idei surrealizmu André Bretona, by ruch rozszerzyć poza granice literatury także na inne dziedziny sztuki. Przed 1925 r. nie wyobrażano sobie, by np. w malarstwie można było oddać „czysty automatyzm psychiczny, przez który zamierza się wyrazić (...) rzeczywiste funkcjonowanie myśli”, jak nadrealizm opisywał Breton. I - zwróćmy uwagę - styl twórczości Salvadora Dali z trudem można zmieścić w tej definicji. Owszem, przedstawiał marzenia senne lub wewnętrzne stany psychiczne. Jednak jego „paranoiczno-krytyczna metoda”, jak sam ją nazwał, wymagała dobrej znajomości warsztatu malarskiego, choćby drobiazgowych studiów z natury. Tak, by płonące żyrafy, zwisające zegarki i kosmiczne pejzaże sprawiały jak najbardziej naturalne wrażenie. Czyż iluzjonistyczny styl Dalego nie stoi w sprzeczności z pierwotną ideą surrealizmu, który miał wyrażać odruchy wewnętrzne, zwłaszcza irracjonalne, spontaniczne, nieuświadomione, nielogiczne?
Styl Ernsta znacznie bardziej odpowiada nadrealistycznej koncepcji. W szczególności wynalezione lub przynajmniej z powodzeniem rozwijane przez artystę techniki dobrze mieściły się w nowym kanonie. Niemiecki twórca upodobał sobie zwłaszcza technikę kolażu. Stosowana wcześniej przez kubistów miała charakter jedynie incydentalny, ponieważ Picasso i Braque do swoich płócien przyklejali fragmenty rzeczywistej materii (np. gazety lub tapety), aby niejako podkreślić przestrzeń w gruncie rzeczy malarską. Ernst komponował całe dzieła sztuki z różnych ilustracyjnych fragmentów czasopism - zupełnie tak, jak dzisiaj rozumie się kolaż. Drugą z ulubionych technik surrealisty - frotażu - możemy podziwiać na wystawie. Na jednej z prac widzimy większy fragment papieru zadrukowany odbiciem słojów drewna, uzupełniony wyżej delikatnym rysunkiem liści. Ich matryce są całkowicie naturalne, a więc z drewna właśnie i liści.
Choć twórczość Ernsta jest bliższa idei surrealizmu, to jednak paradoksalnie malarstwo Dalego stało się synonimem kierunku. Trwająca tylko do połowy listopada lekcja historii sztuki w Galerii Pod Arkadami uczy nas, że prawda jest dużo ciekawsza niż obiegowa opinia. To tak, jak z pokazanym frotażem - dostrzegamy drobiazgowo namalowane żyłki listków. Można uwierzyć, że artysta bardzo się przy nich napracował, ale w rzeczywistości odbił je z natury.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
