„Nauczyciel powinien dążyć do wszechstronnego rozwoju ucznia, jako nadrzędnego celu pracy edukacyjnej” - czytamy w założeniach programowych reformy oświaty realizowanej w naszym kraju z mozołem od kilku już lat. Na pozór wszystko wygląda bardzo ładnie, a podmiotowość ucznia na każdym etapie edukacji jest gwarantowana i niekwestionowana. Słowem - reforma, że palce lizać. Czy jednak na pewno?
Dokładniejsza lektura tego ministerialnego dokumentu upoważnia do formułowania całkiem przeciwnych wniosków. Obok eksponowanych zapewnień o podmiotowości wychowanka, trafiamy na takie zapisy, jak choćby ten, który mówi, iż w zreformowanej edukacji należy kłaść „nacisk na kształtowanie umiejętności przygotowujących uczniów do odpowiedzialnego życia w demokratycznym społeczeństwie o wolnorynkowej gospodarce”. Dla współczesnej cywilizacji „najbardziej charakterystyczne są systemy demokratyczne, gospodarka rynkowa i typ społeczeństwa informacyjnego”.
Określenie celu edukacji jest tu aż nadto jasne i precyzyjne - mamy oto wyedukować człowieka, który będzie sobie dobrze radził w systemie demokratycznym opartym na gospodarce rynkowej. Jeśli tak, to między bajki trzeba włożyć zapewnienia o podmiotowości ucznia, gdyż nie on, a system do jakiego próbujemy go urobić staje się podmiotem edukacyjnych zabiegów. Taki kierunek w oświatowej reformie to kolejna próba uprawiania „jedynie słusznej” ideologii. „Lepienie” wychowanka zgodnie z wcześniej założonym celem to przykład niebezpiecznego aprioryzmu, który wcześniej bądź później prowadzi do ideologizowania w wychowaniu.
Aby sobie jasno uświadomić gdzie mogą nas zaprowadzić takie propozycje rodzimych reformatorów, warto je skonstatować z wzorcową dla totalitarnych systemów Ustawą rządu czechosłowackiego z 15 grudnia 1960 r. w której m.in. czytamy: „Zadaniem szkoły w Czechosłowackiej Republice Socjalistycznej jest wychowanie młodzieży i ludzi pracujących w duchu naukowego światopoglądu, na obywateli wykształconych... przenikniętych ideałami socjalistycznego patriotyzmu i internacjonalizmu, na świadomych obywateli Czechosłowackiej Republiki Socjalistycznej, na pełnych zapału budowniczych komunizmu” (cyt. za Źródła do dziejów wychowania i myśli pedagogicznej, Warszawa 1966, t. 3, s. 687).
A jaki jest cel naszej zreformowanej oświaty? Jeśli weźmiemy pod uwagę sposób traktowania wychowanka - niemal identyczny. Różnica jest tylko taka, że mamy dziś wychować hedonistycznego konsumenta, sprawnego biznesmena, a nie pioniera. Zadaniem szkoły ma być „lepienie” budowniczego gospodarki rynkowej w jakiej gustuje Europa Zachodnia. Zapewnianie w tej sytuacji o podmiotowości ucznia i jego wszechstronnym rozwoju w procesie wychowawczym zakrawa na kiepski żart. Zaproponowane edukowanie nie ma nic wspólnego z klasycznym i zrodzonym za czasów Homera bezstronnym dążeniem do prawdy i dobra, jako celu nauczania i wychowania. Wychowania, które stwarzając człowieka rozumnego i dzielnego, pozostawiało mu jednocześnie wolność wyboru, które nie przygotowywało do jakiegoś jednego systemu, czy jednej gospodarki uważanej w danej chwili za najlepszą. Próby przywrócenia utraconego Raju na Ziemi (próbuje się tego na razie w Europie) i ujarzmienia przyrody poprzez naukę, znane są już od czasów Franciszka Bacona. To im właśnie zawdzięczamy szereg zalewających szesnastowieczną Europę niebezpiecznych utopii, włącznie z koszmarną Rewolucją Francuską, której celem - jak zapewniali rewolucjoniści - miało być stworzenie szczęśliwego społeczeństwa. Już nie wiedza, lecz ideologia stała się pierwszym przedmiotem kształcenia. Po latach, kontynuator tej wychowawczej myśli Ilicz Lenin powie wprost: „szkoła ma uczyć komunizmu we wszystkich dziedzinach”. Tym sposobem edukację zastąpiono ideologiczną indoktrynacją, która jest zaprzeczeniem wszechstronnego rozwoju wychowanka. Wszystko wskazuje na to, że tak jak nigdy, blisko nam dziś do przerabianych już w historii, nie tylko pedagogicznych nieszczęść.
Pomóż w rozwoju naszego portalu