Zmartwychwstanie Chrystusa pokazuje, że koniec ludzkich możliwości nie oznacza tak naprawdę końca możliwości Boga. Co więcej, stanowi podstawę chrześcijańskiej nadziei, a ta - jak pisał św. Paweł - „zawieść nie może” (Rz 5,5).
Dla francuskiego poety Charles’a Peguy nadzieja jest najważniejszą z cnót. To właśnie w niej Bóg ma największe upodobanie. Nadzieja jest trudniejsza od wiary. Wymaga bowiem całkowitego zawierzenia Bogu. Nie przychodzi sama z siebie, ale „trzeba o nią zabiegać i otrzymać wielką łaskę” (zob. Misterium nadziei). Greckim odpowiednikiem nadziei jest słowo elpis. Odnosi się ono zarówno do pozytywnych, jak i negatywnych doświadczeń, jakie zapowiada przyszłość. W Biblii jednak elpis pojawia się tylko w tym pierwszym kontekście - ma więc bardziej optymistyczny wydźwięk. Jak twierdzi Anselm Grün, jeden z najpopularniejszych autorów chrześcijańskich, Chrystus poprzez swą śmierć na krzyżu przygotował dla nas przyszłość lepszą od przeszłości, a nawet teraźniejszości, stąd też jest przyczyną naszej nadziei. Śmierć nie oznacza jednak definitywnego końca. „Koniec - jak mawia ks. Jan Twardowski - to kłamczuch w świecie nieskończonym”, a „śmierć to nie dziura, ale życie dalej”.
Św. Łukasz, próbując wyjaśnić tajemnicę zmartwychwstania, odwołuje się do psalmu Dawidowego: „moje ciało spoczywać będzie w nadziei, że nie zostawisz duszy mojej w Otchłani, ani nie dasz Świętemu Twemu ulec rozkładowi” (Dz 2, 26-27; por. Ps 16, 8-10). Ażeby doświadczyć nadziei, trzeba jednak najpierw przejść przez bramę śmierci, którą nie musimy traktować tutaj dosłownie. Oznaczać ona może bowiem szeroko pojęte cierpienie. Nie zapominajmy także, że ta jedna z trzech cnót Boskich, podobnie jak wiara i miłość, wymaga stałego wewnętrznego wzrostu - jest więc zadaniem i próbą wierności Bogu.
Pomóż w rozwoju naszego portalu