Kiedy Chrystus określa siebie mianem dobrego pasterza, zwraca uwagę na dwie prawdy: o powiązaniu z każdym człowiekiem i życiu jako drodze. Obraz Chrystusa jako pasterza i obraz ludzkości jako owczarni to stwierdzenie, że życie jest drogą przez świat z Chrystusem.
Wiele do myślenia dają słowa Zbawiciela: „Ja jestem dobrym pasterzem i znam owce moje, a moje mnie znają... Życie moje oddaję za owce”. To one wyrażają właśnie ten związek Chrystusa z człowiekiem. Zaistniał on wtedy, gdy Stwórca w przedwiecznych planach i w akcie stwórczym powołał do bytu cały świat. Dopełnił się ten związek, kiedy Syn Boży stał się człowiekiem i umarł za człowieka, aby ten mógł mieć szansę życia nieśmiertelnego. Ze śmierci Chrystusa narodziło się życie. To, które jest w człowieku, wydłuża jego egzystencję poza czas i przestrzeń. To, którym jest On mówiący, że zna swoje owce i że one Go znają.
Nazywając siebie pasterzem, widzi swoją rolę wobec ludzi w funkcji prowadzenia. Szczęśliwy człowiek, który odkryje w swoim życiu tę niezwykłą prawdę, że Bóg jest dobry, że troszczy się o każdego człowieka, szukając go i wzywając po imieniu. On jest tą cudowną bramą, która otwiera się dla każdego w sakramencie chrztu św. Również dla tych owiec zabłąkanych na manowcach swego życia.
Całe piękno prawdy o Chrystusie jako pasterzu uwidacznia się dopiero wtedy, gdy spojrzymy na Chrystusa w kontekście Jego stosunku do konkretnego człowieka. Zwykłe, codzienne życie pokazuje, że Boża owczarnia - pomimo trudności i prześladowań - trwa do dziś i trwać będzie do skończenia czasów. Bramy piekielne jej nie przemogą. Bo ta owczarnia - czyli Kościół - jest oparta na miłości. Pasterz musi często poszukiwać zabłąkanych ze swej owczarni.
W niedzielę Dobrego Pasterza myśleliśmy o naszych duszpasterzach. Ilekroć podejmuję ten temat, przywołuję w myślach znany wiersz poety francuskiego, ojca poezji współczesnej Charles’a Baudelaire’a pt. Albatros. Obraz ptaka oceanów imponująco wspaniałego, gdy na ogromnych skrzydłach wzniesie się do lotu ponad wodami mórz: „Ptaki dalekolotne, albatrosy białe…” - a tak niezdarnego i biednego, kiedy marynarze czasem pochwycą go i umieszczą na pokładzie okrętu. Taki „piękny w locie, wysoko, daleko…”, a gdy znajdzie się na ziemi, „wiecznie się o swe skrzydła olbrzymie potyka”. Nie wiem, czy mam rację…
Często wymagamy od księdza, by był oratorem na ambonie, wokalistą przy ołtarzu, psychologiem w konfesjonale, pedagogiem w szkole. Ale on ma być przede wszystkim pasterzem. Dobrym pasterzem, który „daje życie swoje za owce”. Wtedy jest sobą, kiedy ofiarowuje się ludziom, służy im, przekracza niejako siebie i jest przedłużeniem życia Zbawiciela świata. Wtedy jest sobą, kiedy przestaje być sobą. Kiedy żyje nie dla siebie, kiedy niepokoi się nie o siebie. Wtedy życie swoje daje za swoje owce. Wtedy przybliża się moment, w którym będzie jedna owczarnia i jeden pasterz. Wtedy jest jak ptak najwyższych lotów. Nie jest to łatwe.
Podobnie trudno jest zrozumieć motywy człowieka, który całe swoje życie ofiarowuje misji głoszenia tej prawdy, że Bóg stał się człowiekiem, umarł za ludzi i zmartwychwstał.
Tyle już razy poruszano ten temat. Tyle mają do powiedzenia niektórzy o ludzkich konfliktach wewnętrznych księży. Tyle wtedy taniej sensacji, o wiele łatwiej niż w każdym innym przypadku. Bo przez obecność kapłana fakt życia zostaje postawiony w niepokojącym pobliżu faktu wieczności, co z kolei wytwarza atmosferę osobliwego napięcia, w którym najdrobniejsze odchylenie od dobra, niedostrzegalne prawie gdzie indziej, w życiu kapłana nabiera cech monstrualnych. W tajemnicy życia kapłana zmieniają się wymiary i proporcje wartości, niezależnie od tego, czy on sam zdaje sobie z tego sprawę, czy nie. Nawet niezależnie od tego, czy on sam tego chce, czy nie, zawsze wyrasta ponad pospolitość życia. Także wtedy, gdy nie porywa pięknem swego życia osobistego, wtedy, gdy usiłuje przewalczyć w sobie i zdusić owo ciśnienie wielkości i być przeciętnym jak wszyscy. Gdy ulega bez reszty pokusie tak niekiedy pociągającej zwyczajności. Także wtedy wyrasta ponad tę zwyczajność, zwyczajny i zatroskany tylko o siebie, przestaje w pełni być sobą. Dlatego jest potrzebny. Jest jak zapomniana myśl o tym, że dobro i miłość mają w życiu sens. Samym faktem swej obecności mówi, że taka postawa dawania siebie innym ma sens.
Podczas Mszy św. Krzyżma w katedrze szczecińskiej abp Zygmunt Kamiński mówił do nowo promowanych lektorów spośród ministrantów archidiecezji, by od młodości stawali się świadkami Jezusa Chrystusa i by wnosili w środowisko młodzieży życzliwość, dobroć, uczciwość i mądrość. Stąd winna towarzyszyć modlitwa, by młodzi usłyszeli głos: „Pójdź za Mną…”.
Warto wyrazić miłość i wdzięczność Chrystusowi, który jest naszym pasterzem, słowami psalmu: „Pan jest moim pasterzem, niczego mi nie braknie. Pozwala mi leżeć na zielonych pastwiskach. Prowadzi mnie nad wody, gdzie mogę odpocząć. Orzeźwia moją duszę, wiedzie mnie po właściwych ścieżkach przez wzgląd na swoją chwałę”.
Warto też modlić się za powołanych, gdyż Zbawiciel wzbudza wciąż w młodych ludziach chęć występowania wobec świata z misją zbawienia i porywa bez przerwy do tej najpiękniejszej ze służb. Ci, którzy stoją przed nami - młodzi czy starzy, mniej czy więcej wymowni, mniej czy więcej inteligentni i wykształceni - stają w imieniu Chrystusa, upoważnieni przez Niego i przed Nim odpowiedzialni za wierność w spełnianiu Jego misji. To jedno. A nie wolno zapominać i o tym, jaką cenę płaci młody człowiek za to, że podejmuje się tak wielkiego zadania. A ile kosztuje na co dzień taka decyzja o tym wiedzą ci tylko, co ją podejmują, lub ci, których złamał ów trud wybierania. I wychodzą ciągle w świat ludzie, którzy szczególnie głęboko przeżyli prawdę Chrystusa rozumianą jako naukę miłowania wszystkich ludzi, jako pragnienie Boga, by nikt nie czuł się w życiu sam, by wszyscy mieli świadomość, że żyją w rodzinie.
Pomóż w rozwoju naszego portalu