Niczego nie można być pewnym na 100%, poczucie bezpieczeństwa to wielka iluzja. Ten oczywisty wniosek można wysnuć na podstawie sytuacji na krajowym rynku pracy. Łomżyńscy dyrektorzy nie zostają w tyle, jeśli chodzi o porównanie z nieetycznymi zachowaniami pracodawców ze stolicy. Mentalność krwiożerczej Warszawy panoszy się nie tylko w dużych ośrodkach urbanistycznych. Ofiary składane przez pracowników na ołtarzu wymagań pracodawców zakrawają na absurd. W tym kraju można wszystko, odpowiedzialność za popełnione niesubordynacje nie obowiązuje. Kompromitacje pracowników, niedotrzymywanie umów, brak realnych szans na rozwój zawodowy, to tylko nieliczne ze zjawisk, które na stałe wpisały się w kanon zachowań osób piastujących wysokie stanowiska. Z dnia na dzień można stracić pracę, nie będąc nawet poinformowanym o przyczynach tej decyzji. Świadkiem takiej sytuacji jest Zofia Zambrzycka-Szenk, naczelna pielęgniarka zatrudniona w Zakładzie Podstawowej Opieki Zdrowotnej, która po wieloletnim sprawowaniu swojej funkcji została zwolniona z dwutygodniowym wypowiedzeniem i pozbawiona jakiegokolwiek słowa wyjaśnienia.
Zawód pielęgniarki jest jednym z najbardziej poszukiwanych zawodów na świecie. Tysiące polskich pielęgniarek, co roku wyjeżdża za granicę w celu podjęcia pracy. Warunki oferowane przez inne kraje są diametralnie różne od warunków pracy w Polsce. Niedługo zajdzie konieczność posiłkowania się pielęgniarkami z krajów wschodnich. Już teraz brakuje pielęgniarek w szpitalu w Jedwabnem. Polska kształci za darmo pracowników innym krajom. Pieniądze podatników umożliwiają studentom państwowych uczelni bezpłatne zdobycie wykształcenia, co nie obliguje ich w żadnym stopniu do wiązania przyszłej kariery zawodowej z Polską. Trudno się dziwić, biorąc pod uwagę krajowe warunki finansowe i bytowe.
Możliwość wyjazdu bierze też pod uwagę pani Zofia Zambrzycka-Szenk. Niesnaski rozpoczęły się dwa lata temu, kiedy jako naczelna pielęgniarka sprzeciwiła się prywatyzacji zakładu. Jak pokazało życie, pielęgniarki nie mają z tytułu prywatyzacji żadnych profitów. Pielęgniarka, która nie przystała na propozycję prywatyzacji poddawana była licznym szykanom ze strony przełożonej. Polityka prowadzona przez dyrektora ZPOZ-u woła o pomstę do nieba. Trudno oprzeć się wrażeniu, że nawet prasa przez liczne personalne ataki wykonuje syzyfową pracę. Dotarcie do prawdy w tak skorumpowanym mieście jakim jest Łomża graniczy z cudem. Koteria, nepotyzm i tzw. układy rodzinne to nasza lokalna rzeczywistość.
Który z dyrektorów ponosi odpowiedzialność za popełnione zaniedbania i błędy? Dla którego priorytet stanowią działania korzystne dla mieszkańców i dobra miasta? Podciąga się pod normę patologie zawodowe. Uprawianie prywaty w miejscu pracy nie pociąga za sobą żadnych konsekwencji.
6 lat nienagannej, co potwierdzają współpracujący z panią Zofią lekarze, pracy w Zakładzie Podstawowej Opieki Zdrowotnej nie zasługuje, na co wskazują wydarzenia ostatnich dni, na godne potraktowanie. Dostała wypowiedzenie, bo jak uważa - stała się niewygodna. Motywy, którymi kierował się przełożony na pewno nie wynikały z jej nieodpowiedniego stosunku do pracy. Jakimi pobudkami podyktowana była ta decyzja? Pytanie to leży w sferze domysłów. Faktem jest utrata pracy i lęk o własną przyszłość.
Pomóż w rozwoju naszego portalu