Żeby zrozumieć sukces w sporcie, trzeba wiedzieć, jakiego wymaga wysiłku. Mówiąc językiem chrześcijańskim, do zmartwychwstania zawsze idzie się przez Wielki Piątek
- Napisał Ksiądz książkę dla młodzieży „Piłka jest okrągła”. O czym ona jest?
- O przyjaźni, wspólnocie, konieczności poświęcenia. Jest tam również, tak lubiany przez młodych, wątek z pogranicza świata realnego, powiedziałbym „nadprzyrodzony”.
- Po przeczytaniu tej książki ktoś spontanicznie zauważył, że to wręcz gotowy scenariusz filmu. Czy ma szansę trafić na ekrany dzisiejszego kina?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
- Dla reżysera patrzącego w przyszłość, ale szukającego jej źródeł w przeszłości może być scenariuszem z wartką akcją. Jeśli oczywiście znajdzie pieniądze i nie będzie mu przeszkadzało, że autor to duchowny i to katolicki.
- Jerzy Engel, były trener reprezentacji Polski w piłce nożnej, powiedział kilka tygodni temu „Niedzieli”, że gdy piłkarze szukali kontaktu z kapłanem, Ksiądz do nich poszedł. Engel podkreślił: „Kościół przyszedł do nas”.
Reklama
- Jerzy Engel, gdy był selekcjonerem reprezentacji Polski, dał mnie i ks. Mariuszowi Zapolskiemu wolny dostęp do piłkarzy. I rzeczywiście często byliśmy z nimi. Było wiele akcentów religijnych. Np. przed wyjazdem z Konstancina na lotnisko, skąd lecieli do Korei na mistrzostwa świata, odprawiliśmy krótkie nabożeństwo. Natomiast, gdy wracali po przegranych mistrzostwach, prasa odsądziła ich od czci i wiary. Traktowano ich, jakby byli obcy. Byłem tym zdegustowany. Bo przecież to byli nasi chłopcy, którzy pojechali i przegrali, ale to nie znaczy, że trzeba ich kopać.
- I co Ksiądz wtedy zrobił?
- Na szczęście nagonka mediów nie przełożyła się na kibiców. Razem z ks. Mariuszem w tych trudnych chwilach byliśmy z piłkarzami. Zobaczyliśmy kibiców witających chłopców Engela okrzykami: „Nic się nie stało”. Muszę się przyznać, że my jednak ulegliśmy presji propagandy i jechaliśmy z myślą, że to będzie raczej Wielki Piątek niż serdeczne powitanie. Dziś wiemy, że bardzo lękali się wyjścia z samolotu. Pierwszy ukazał się Engel i dostał aplauz.
- Poznał Ksiądz wtedy „amok” czwartej władzy, jej zakłamanie.
- Do dziś czuję niesmak tej kampanii. Znany dziennikarz powiedział mi, że prasa zrobiła Engelowi krzywdę i że nadal obowiązuje zasada: o Engelu raczej źle niż dobrze. Powiedziałem mu: „Napisz o tym”. Odpowiedział: „Nas obowiązuje solidarność zawodowa”. Na ile więc prasa jest wolna? Nie tylko w sensie politycznym, ale także towarzyskim, duchowym, moralnym. Może trzeba powiedzieć dziennikarzom: „Nie lękajcie się”.
- Czy zdaniem Księdza religia mocniej powinna przenikać sport?
Reklama
- Sport jest świetnym narzędziem ewangelizacji, choć nie docenianym przez księży. Dlaczego w seminariach nie ma Akademickiego Związku Sportowego? Z drugiej strony, obecność kapelanów przy zespołach sportowych nie jest sformalizowana. A więc znowu to pogranicze jest niezagospodarowane.
- Czy warto głosić Dobrą Nowinę poprzez sport?
- Zarówno sport, jak i Dobra Nowina mają wezwanie do doskonałości. Pięknie określił to bp Piotr Jarecki w czasie spotkania ze sportowcami. Mówił o logice sportu, że droga do sukcesu prowadzi przez Wielki Piątek. Żeby zrozumieć sukces w sporcie, trzeba wiedzieć, jakiego wymaga wysiłku. Mówiąc językiem chrześcijańskim, do zmartwychwstania zawsze idzie się przez Wielki Piątek.
- Ewangelia pomaga być lepszym sportowcem, a sport ułatwia stanie się dobrym człowiekiem.
- To obowiązuje w obie strony. Ewangelia chroni też człowieka przed smakowaniem doskonałości jedynie w wymiarze sukcesu, komercji i kasy. Pokazuje, że chodzi o inny wymiar.
- Skąd wzięły się u Księdza zainteresowania sportowe, literackie?
- Od dzieciństwa bardzo interesuję się piłką nożną. Fascynowała mnie jako swoisty mit. Może dlatego, że byłem dzieckiem chorym i samotnym. Miałem bardzo ciężką astmę. Nie mogłem uprawiać sportu. A literackie? Bardzo dużo czytałem, ukończyłem polonistykę.
- Teraz Ksiądz jest okazem zdrowia.
Reklama
- Rzeczywiście. Ale w 20-tysięcznych Starachowicach, gdzie się wychowałem, tak chory byłem ja i jeszcze jeden chłopiec. W książce znalazły się moje osobiste doświadczenia. Jeden z bohaterów też cierpi na astmę. Ale przede wszystkim bardzo chciałem napisać nową wersję Chłopców z Placu Broni. Książka Ferenca Molnara była jedną z moich ulubionych lektur dzieciństwa. Na ile się to udało...? Poza tym chciałem zanotować to, co się stało w Polsce w 1989 r. Pokazać, że nie wyrosło to z próżni. Jest więc i wątek martyrologiczny. Wśród bohaterów są także postaci autentyczne - Kazimierz Górski i Zbigniew Boniek.
- Z tego, co Ksiądz mówi wyłania się smutne dzieciństwo.
- Tak. Byłem samotnym dzieckiem, zwłaszcza przez okres szkoły podstawowej. Nie miałem przyjaciół, nie bawiłem się z innymi dziećmi, nie biegałem, nie grałem w piłkę (bo zaraz się przeziębiłem), nie jeździłem na wycieczki. Nauczycielka po latach powiedziała mi, że czasami cieszyła się, gdy nie było mnie w klasie, bo kichałem, charkałem i głośno oddychałem. Natomiast miałem ciepłych, dobrych rodziców i piękną atmosferę rodzinną, do której wracam. Choroba znikła w okresie dojrzewania, widzę to w kategoriach cudu.
- Co znaczy mieć dobrych rodziców, rodzinną atmosferę?
Reklama
- Rodzice pochodzili ze wsi. Mama nie pracowała, więc była zawsze w domu. Ojciec miał firmę malarską. Był to model rodziny klasyczny: to, co na zewnątrz załatwiał tata, wewnątrz domu - mama. Prowadziła dom, zajmowała się wychowaniem. Dzisiaj widzę to jako wielką wartość. Nigdy nie nosiłem klucza na szyi, drzwi do domu zawsze były otwarte. Cała magia Bożego Narodzenia z czekaniem na ojca, który poszedł kupić choinkę, jej ubieranie, wieszanie bombek, zasiadanie do stołu wigilijnego. Mama kupowała mi wiele książek. Ojciec - jedną, którą pamiętam do dziś, western Transport złota Eduarda Kleina. Był żołnierzem Armii Krajowej u legendarnego dowódcy Kielecczyzny Antoniego Hedy „Szarego”. Prowadzał mnie na spotkania akowskie, na Msze św., które organizowali z różnych okazji, a kościół był pełny...
- Wiem, że interesują Księdza także inne pogranicza: np. organizuje Ksiądz w parafii spotkania księży, psychiatrów i psychologów?
- Nie udało się stworzyć z młodzieżą kółka filmowego. Za to mam kilku przyjaciół psychoterapeutów. Spotkania są pouczające i wzbogacające dla obu stron. Rozmawiamy o relacjach między psychoterapią a Ewangelią, między gabinetem psychoterapeutycznym a konfesjonałem. Jak rozpoznać, że kogoś już trzeba kierować do terapeuty? Dla mnie jest to wzbogacenie wiedzy w rozpoznawaniu duszy człowieka po to, by mu pomóc.
- Czy widzi Ksiądz inne dziedziny, gdzie religia może być bardzo pomocna?
- Jedną z nich jest polityka. Niestety, religia zamiast przenikać polityków jest przez nich wykorzystywana.
- Pamiętamy jednak, jak księża spowiadali strajkujących robotników w Stoczni. Przyniosło to wspaniałe efekty.
- To nie była polityka, a właśnie religia. Oni chcieli się wyspowiadać, żeby mieć czyste serca, bo w każdej chwili mogli zginąć. Strajkowanie wówczas to nie chodzenie dzisiaj pod Sejm. Ludzie ryzykowali życiem i chcieli pojednać się z Panem Bogiem. Zresztą modlitwa zawsze daje siłę.
- Ksiądz organizuje też życie nowej parafii, buduje kościół. Czy te wszystkie aktywności nie przesłaniają kapłaństwa?
- Zbytnia aktywność zawsze jest niebezpieczna dla kapłaństwa. Ale trzeba być wiernym sługą modlitwy - misterium między Bogiem a człowiekiem. Wtedy się nie zginie.
Ks. Adam Zelga od 2001 r. jest proboszczem parafii bł. Edmunda Bojanowskiego na warszawskim Ursynowie. Wcześniej był wikariuszem w Żychlinie, Sulejówku, Pruszkowie i w warszawskich parafiach św. Trójcy, św. Andrzeja Apostoła i św. Katarzyny.
Absolwent polonistyki UW i Seminarium Duchownego w Warszawie. Za kadencji Jerzego Engela był kapelanem reprezentacji Polski w piłce nożnej.
Autor felietonów o sporcie i książek: Abp Zygmunt Szczęsny Feliński 1822-1895, Zajączek na koniu, tomiku poezji Zapis bólu. Po śmierci Alfreda Szklarskiego dokończył powieść Tomek w grobowcach faraonów.
