Zmieniały się czasy, przychodziły nowe pokolenia, lecz szacunek dla krzyży w Lisowie był ciągle ten sam. Nie zmienił tego nowy ustrój, nowy ład i porządek. Jednak 20 lat temu stało się coś, co na zawsze zostanie w pamięci mieszkańców tej miejscowości, którzy „w wolnej Polsce” musieli upomnieć się o krzyże.
Po zrywie Solidarności w roku 1980 wydawało się, że wszystko się zmieni, że wolność, która zagościła w Polsce zamieszka w niej na zawsze, że nie przyszła tylko na chwilę. To wtedy w wielu polskich szkołach na ścianach klas zawieszono krzyże. Po wprowadzeniu stanu wojennego, socjalistyczne władze zmuszały dyrektorów szkół oraz rodziców do tego, aby te krzyże zdejmowali. W obronie krzyża stawali księża, nauczyciele, rodzice oraz młodzież i dzieci.
Znana jest chyba wszystkim obrona krzyży we Włoszczowie, o której głośno było w mediach w latach 80. ubiegłego wieku. Jednak niewiele osób wie, że takich miejsc, gdzie broniono krzyża było znacznie więcej - jednym z nich był Lisów.
Jak wspomina jeden ze świadków tych wydarzeń, walka o krzyże rozpoczęła się w 1985 r. Wtedy to, w sierpniu, w szkole podstawowej w Lisowie zdjęte zostały ze ścian krzyże. W szkole rozpoczął się dwumiesięczny remont, więc na czas prac wynoszono całe wyposażenie poszczególnych klas. Po wakacjach do klas wróciły ławki, tablice, mapy, obrazy, lecz na swoje miejsce nie wróciły krzyże. Zostało to zauważone od razu. Rodzicie, w pierwszej chwili zaskoczeni, mieli nadzieję, że krzyży „jeszcze nie zdążono zawiesić po przeprowadzonych pracach”. Niestety, w ciągu kolejnych dni krzyże nadal nie zostały zawieszone.
„Remont klas był tylko pretekstem, aby symbol chrześcijaństwa zniknął z klas lekcyjnych” - mówi jeden ze świadków tych wydarzeń. Kobieta nie chce podawać nazwiska - jak twierdzi, nie walczyła o krzyże dla sławy, ale z potrzeby serca. Nie chce również sprawiać przykrości tym, którzy żyją, a którzy byli współodpowiedzialni za to, co wtedy się wydarzyło. Dziś - po latach - ci, co zdejmowali krzyże i ci co o nie walczyli modlą się w Lisowskiej świątyni i na pewno woleliby, aby tamte wydarzenia nigdy nie miały miejsca.
Mijały tygodnie, a krzyże nie wracały na swoje miejsce. Rodzice coraz ostrzej domagali się ich zawieszenia. W styczniu1986 r. podczas szkolnej wywiadówki rodzice w ostrych słowach zaczęli się domagać od dyrektora placówki powieszenia krzyży. W końcu, po ostrej wymianie zdań, krzyże zostały oddane, a rodzice je roznieśli do klas i powiesili.
„Szłam z krzyżami od klasy do klasy i wraz z moim znajomym zawieszaliśmy krzyże - wspomina uczestniczka tamtych wydarzeń - nie mieliśmy pod ręką żadnego młotka, którym moglibyśmy wbić gwoździe. Towarzysząca mi osoba zdjęła buta i butem wbijała gwoździe”.
Na reakcję ówczesnych władz nie trzeba było długo czekać. Już następnego miesiąca do szkoły zjechali się przedstawiciele władz gminnych, próbując zmusić rodziców, aby ci zdjęli zawieszone krzyże. Rodzice pozostali nieugięci, mimo iż pod ich adresem kierowane były różnorakie groźby. Grożono m.in., że dzieci nie ukończą szkoły, a rodzice zostaną aresztowani. W marcu 1986 r. do szkoły przyjechał pracownik Służby Bezpieczeństwa, aby nakłonić ks. Józefa Wójcika i rodziców do zmiany ich decyzji. Nikt nie ustąpił. Protestujący rodzice szykanowani i zastraszani szukali pomocy w kieleckiej Kurii. Bp Mieczysław jaworski zachęcał do wytrwania i zapewniał o pomocy Kościoła.
7 marca do szkoły przyjechał gminny sekretarz Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej z zaleceniem, „aby sprawę zostawić w spokoju, ponieważ nabrała rozgłosu na cały kraj”. Krzyże w szkole pozostają do dzisiaj.
Postawę parafian z Lisowa docenił Prymas Józef Glemp, który przyjechał do Lisowa w drugi dzień Zielonych Świąt 19 maja 1986 r. i tu przewodniczył uroczystej Mszy św., która zgromadziła setki osób. Dziękował zebranym za to, że dochowali wierności krzyżowi i Kościołowi.
Na pamiątkę tej wizyty oraz walki o krzyże ufundowana została okolicznościowa tablica, która przypomina wydarzenia sprzed 20 lat.
Pomóż w rozwoju naszego portalu