Listopad to wyjątkowy czas modlitwy, wspomnień, zadumy nad sensem życia. Jest słoneczny jesienny poranek. Wchodzę za bramę Starego Cmentarza przy ul. Targowej i wydaje mi się, jakbym opuściła gwar miasta. Nie odwracam się, by nie widzieć autobusów, samochodów i zabieganych ludzi. Stoję na ziemi uświęconej przez wiarę, cierpienie, bohaterstwo i szlachetność spoczywających tu ludzi, którzy przez wiele lat tworzyli moje miasto - pracowali w szkołach, urzędach, walczyli w obronie mojej ojczyzny w czasie wojen i powstań narodowych. Ta wędrówka w czasie poprzez tablice nagrobkowe podobna jest do listopadowych „wypominków”: ukochany mąż i ojciec; założyciel fundacji dla młodzieży; nauczyciel gimnazjum; żołnierz powstania styczniowego - proszą o modlitwę.
Tuż za bramą stoi pomnik odbiegający stylem od wszystkich innych - przyniszczona konstrukcja i świeże kwiaty, zapalone znicze. Znam osobę, której zdjęcie wetknięto pod metalowy krzyż. To ks. Jerzy Popiełuszko. Na Starym Cmentarzu znalazło się miejsce na symboliczny grób młodego kapłana-męczennika. Idę dalej główną aleją. Szukam nazwisk, o których słyszałam w szkole, na studiach. Śp. Jan Warna Towarnicki, emerytowany fizyk, twórca fundacji stypendialnej dla młodzieży. Zm. 10 lipca 1865. Wiele razy przechodzę ulicą nazwaną imieniem tego człowieka. Pamięć o ludziach, którzy mieli wpływ na nasze życie przez dobre i szlachetne inicjatywy, bardzo zobowiązuje. Spacer po przeszłości zmienia się w wędrówkę w przyszłość.
Tuż przy bramie widzę pomnik Józefa Łukaszewicza z datą śmierci - 1794, zatem pamięta początki tego miejsca. Przy głównej alei znajdują się groby przypominające raczej dzieła sztuki rzeźbiarskiej - piękne, mimo upływu lat. Na wielu nie da się już odczytać nazwisk ani dat. W uliczce na prawo stoi cenny nagrobek Leona Scotta, wykonany w 1903 r. w warsztacie J. Kuleszy w Krakowie. Mijam groby wielu osób znanych i zasłużonych dla miasta, mogiły powstańców z 1831 i 1863 r. oraz ofiar II wojny światowej. Przy jednym z pomników nauczyciela rzeszowskiego gimnazjum, zmarłego w roku 1840, spotykam p. Barbarę. To starsza osoba, która nie ma w Rzeszowie grobów swoich bliskich, bo pochodzi z innej części Polski, ale przychodzi tu czasem wspominać najbliższych, którzy już odeszli.
Wychodzę ze Starego Cmentarza, wstępuję jeszcze do kościółka Świętej Trójcy, by pomodlić się za dusze spoczywających tu mieszkańców Rzeszowa. To nie był przygnębiający spacer, ale chwila zadumy nad tym, co po nas zostanie… „Wznieś się myśli! Rozwiń skrzydła niby lotne ptaszę, wzleć w niebo, co zabrało całe szczęście nasze, po którem pozostała pamięć święta, czysta, szacunek, uwielbienie i miłość wieczysta. A gdy osieroconym trudno wyżyć będzie, niech miłosierny Jezus na pomoc przybędzie!” (napis na nagrobku Leona Scotta).
Tzw. Stary Cmentarz w Rzeszowie został założony pod koniec XVIII w., kiedy cesarz Józef II zakazał grzebania zmarłych obok kościołów. Zlikwidowany cmentarz koło fary, zastąpiono nekropolią stworzoną przy kościółku Świętej Trójcy. Ziemia ta przyjmowała ciała swoich dzieci aż do 1910 r., kiedy zdecydowano o zamknięciu cmentarza. Kolejne pogrzeby szły stąd aż na Pobitno. Pochowano tu jeszcze w zbiorowych mogiłach osoby, które zginęły w czasie bombardowań 7 i 8 września 1939 r. i podczas jednego z ostrzałów miasta w 1944 r. Potem kult tego miejsca niemal zupełnie zanikł, a piękne zabytkowe nagrobki, zdewastowane przez niemieckich żołnierzy w czasie wojny, a później przez miejscowych wandali poszedł w zapomnienie. W 1968 r. Stary Cmentarz zyskał miano zabytku, ale jego renowację podjęto znacznie później - w 1981 r., kiedy to bp Ignacy Tokarczuk powołał do istnienia rektorat kościoła Świętej Trójcy, a na tutejszego gospodarza powołał ks. Feliksa Flejszara, który sprawuje pieczę nad tym wyjątkowym dla Rzeszowa miejscem. Powstało także Stowarzyszenie Opieki nad Starym Cmentarzem w Rzeszowie im. Włodzimierza Kozła.
Pomóż w rozwoju naszego portalu