Święto Wielkiej Nocy, Dzień Zmartwychwstania Pańskiego - to najważniejsze dla chrześcijan święto. To przez nie poznajemy tajemnicę Chrystusa, który pokonał śmierć. Czcimy odnawiające się życie. Stajemy pełni zamyślenia przed największą tajemnica chrześcijaństwa - zmartwychwstałym Jezusem Chrystusem. Dla nas wszystkich to czas refleksji, przemyśleń, czas nadziei.
Ale Wielkanoc - pierwsze wiosenne święto - to jedna z najbardziej barwnych uroczystości, okraszona wieloma tradycjami i zwyczajami. Szczególnie w Polsce zwyczaje te są niezwykłe. Cieszymy się z nadchodzącej pory roku, z pierwszych pączków na drzewach, bowiem dzięki temu przeżywamy tajemnicę odrodzenia nie tylko w sensie duchowym, ale także dosłownym. Robimy porządki - znów te w domu i te w naszych sercach i umysłach.
Każdy z nas inaczej, a jednak trochę podobnie przeżywa okres Wielkiego Postu, czas wielkiego oczekiwania i pokuty, a potem radość niedzielnego, świątecznego poranka. Jak przeżywał to bp Ignacy Dec? Jak wyglądało jego świętowanie kiedyś, przed laty, w rodzinnym gronie? A jak wygląda dziś, gdy niesie na swoich barkach ciężar odpowiedzialności za całą diecezję?
„Moje dzieciństwo było specyficzne, gdyż mieliśmy bardzo daleko do kościoła parafialnego - aż 11 kilometrów. Uczęszczaliśmy zatem do kościoła w sąsiedniej parafii - 3, 5 km. Też nie było to blisko. Była to więc cała uroczysta wyprawa. Liturgia wtedy była po łacinie, mniej czytelna niż dziś” - opowiada Ksiądz Biskup.
W czasie Wielkiego Postu w domu śpiewano Gorzkie Żale. Czasem do tej śpiewanej modlitwy dołączali się sąsiedzi. Razem wybierano się też do kościoła, w którym wierni słuchali długich kazań pasyjnych, specjalnie przygotowanych na tę okazję. Praktykowano uczynki pokutne, zwłaszcza różnego rodzaju umartwienia i ograniczenia.
„Nie było mowy o jakichś rozrywkach, tańcach czy nawet żartach. Wielki nacisk kładziono na udział w rekolekcjach wielkopostnych i na spowiedź wielkanocną” - podkreśla Ksiądz Biskup.
A jak wyglądał jego rodzinny dom w tym czasie? Działo się tam to, co niemal we wszystkich polskich domach. Krótko przed świętami robiło się gruntowne porządki. Aż przychodziła Wielka Sobota, dzień szczególny przede wszystkim dla dzieci.
„Pamiętam święcenie pokarmów w Wielką Sobotę. Sporo czasu zajmowało przygotowanie koszyka z pokarmami do poświęcenia. Ksiądz przyjeżdżał z parafii, a właściwie to przywożono go furmanką. Ludzie składali do kosza jajka dla księży. Było ich dużo, gdyż wszyscy hodowali sporo kur. Brało się święconą wodę. Oczywiście, nie wolno było jeszcze święconego kosztować, mimo że pachniała swojska kiełbasa” - snuje wspomnienia Ekscelencja.
Gdy święconka stała już na stole, przychodził najważniejszy moment oczekiwania. W wysprzątanym, pachnącym świątecznymi potrawami domu, czekano na świt. Najważniejszym punktem był udział w procesji i Mszy św. rezurekcyjnej.
„Podziwialiśmy straż przy grobie. Nazywaliśmy ją „Turkami”. Nie pamiętam już dlaczego. Może dlatego, że byli pięknie ubrani, kojarzyli się z czymś egzotycznym. Ładnie robili zmiany przy grobie. Nas, dzieci, wprawiało to w zachwyt. Każdy z chłopców chciałby być na miejscu tych, którzy pełnili straż” - mówi bp Ignacy Dec.
Po Rezurekcji biegło się szybko do domu na siadanie wielkanocne. Śniadanie zaczynało się, oczywiście, od dzielenia się święconym jajkiem i składaniem sobie życzeń. Kto nie był na rezurekcji, to mógł dopiero jeść święcone później, po powrocie z Sumy, gdyż święcone można było jeść dopiero, gdy się usłyszało w kościele „Alleluja”.
„Po południu strzelaliśmy przy pomocy prochu lub karbidu. Zaraz po wojnie było sporo różnych materiałów wybuchowych. Na szczęście nikomu z kolegów nic się nie stało” - śmieje się Ksiądz Biskup.
Ale wszyscy czekali niecierpliwie na Poniedziałek Wielkanocny, a szczególnie śmigus-dyngus. W ruch szły drewniane sikawki i różnego rodzaju naczynia. Zabawa była przednia, szczególnie dla chłopców. „Tato po południu objeżdżał rowerem pola i je święcił święconą wodą, żeby były dobre urodzaje” - dodaje Biskup.
Potem przyszedł czas Seminarium i pierwsze Święta Wielkanocne daleko od rodzinnego domu. Klerycy uczestniczyli w liturgii Triduum Sacrum w katedrze.
„Naszą rolą było przygotowanie śpiewów i asysta przy ołtarzu. Liturgia była celebrowana przez biskupów. Gdy byłem na KUL-u przyjeżdżałem co roku na cały Wielki Tydzień do słuchania spowiedzi w katedrze. Pamiętam - w któryś Wielki Piątek siedziałem w konfesjonale z krótkimi przerwami ponad 13 godzin! - wspomniał Ekscelencja.
Już jako profesor, ks. Ignacy Dec, Wielki Czwartek spędzał przy katedrze. Uczestniczył w kapłańskiej porannej Mszy św. Krzyżma, a potem we Mszy św. Wieczerzy Pańskiej. W ciągu dnia pomagał w słuchaniu spowiedzi, ale najważniejsze dni świąt starał się spędzać z rodziną.
„W rodzinne strony wyjeżdżałem w Wielki Piątek rano, by dojechać przed wieczorem na Liturgię Męki i Śmierci Pańskiej już w swoim kościele, który został wybudowany w 1978 r. Tam sprawowałem liturgię Wielkiego Piątku, liturgię Wigilii Paschalnej i Niedzieli Zmartwychwstania” - opowiada.
Wreszcie nadszedł okres sprawowania biskupstwa, gdy do tradycyjnych obowiązków kapłańskich doszły te, wynikające z kierowania diecezją.
„Święta Wielkanocne spędzam w kościele i w domu. Trzeba się przygotować do liturgii, a potem ją sprawować. Jest ona dłuższa niż zwyczajna. W Niedzielę Zmartwychwstania odprawiam zwykle dwie Msze święte - Rezurekcję i Sumę. Święta dla księdza mają trochę inny charakter niż dla ludzi żyjących w rodzinach. Bywają to dla nich najbardziej pracowite dni” - mówi biskup z uśmiechem.
Ale Wielkanoc to nie tylko zwyczaje, tradycje, określona liturgia. Czym w ogóle dla nas, katolików, powinien być ten czas? Jakie refleksje i przemyślenia powinny temu towarzyszyć? Co powinno dziać się w naszych sercach i umysłach, ale także przy naszych stołach. Przecież Dzień Zmartwychwstania nie powinien kojarzyć się nam tylko ze święconką... - pytamy Ekscelencję.
„Zwykle takie są święta, jakie jest do nich przygotowanie. Na początku Wielkiego Postu są nam zadane uczynki pokutne: jałmużna, post i modlitwa. Trzeba je spełniać łącznie, gdyż tylko wtedy dochodzimy to błogosławionych owoców pokuty” - podkreśla Ksiądz Biskup.
Bardzo ważne, jego zdaniem, jest przeżywanie liturgii Wielkiego Tygodnia. Sama nazwa tego Tygodnia jest wymowna. Dzień Zmartwychwstania jest dniem wielkiej radości, jest zapowiedzią naszego własnego zmartwychwstania, jest ogłoszeniem, że na końcu jest życie, a nie śmierć. I tego, że ostatnie słowo należy do prawdy i do dobra, że do radości idzie się przez krzyż.
Radość paschalną ze świątyni trzeba zabierać do naszych rodzin i dzielić się nią z naszymi bliskimi. I ja chcę wszystkim wiernym przekazać dziś tę radość. Czytelnikom tygodnika „Niedziela” życzę zaś „radosnego Alleluja” - kończy swój wywód Pasterz naszej diecezji.
Pomóż w rozwoju naszego portalu