Nawet gdyby Herod był cnotliwym królem, Herodiada wierną żoną,
a Salome w tańcu nie tak kusząca, to Jan Chrzciciel i tak byłby świętym.
Przecież wszystko, co robił przed uwięzieniem było nad wyraz czytelnym
świadectwem oczekiwania na Mesjasza i szokującego z Nim spotkania.
Zapewne Maryja nie obnosiła się wobec dalszych krewnych ze swoją
tajemnicą, że Jezus jest Synem Bożym. Stąd Janowe stwierdzenie: "
Ja Go przedtem nie znałem", choć należy przypuszczać, że młodszego
o pół roku Krewniaka spotkał nie pierwszy raz wtedy, nad Jordanem.
Któż by zgadł, że Mesjasz był tak blisko! Najtrudniej przecież uwierzyć
w nadprzyrodzoność tego, co jest w zasięgu ręki.
Autentyzm i heroizm Janowego świadectwa wyrażały się
nie tylko w surowości diety i stroju. Dotyczyły również pokornego
uniżania się przed Chrystusem i oddania Mu swoich uczniów. Całe życie
proroka, od samego poczęcia, było podporządkowane Chrystusowi. Świadectwo
było zwyczajną konsekwencją poznania Prawdy, mającej dla Jana znaczenie
egzystencjalne, a nie wyłącznie teoretyczne, było sensem jego życia.
Ten człowiek zmuszał do myślenia przez wszystko, co robił, mówił
i jak wyglądał. I wreszcie - jak umarł, choć może najmniej bezpośrednio
wspólnego ze świadectwem o Jezusie miała Janowa śmierć jako skutek
mściwości Herodiady.
Świadectwo o Chrystusie nie zawsze składa się przy dźwiękach
fanfar, bo tylko niektórzy są powołani do męczeństwa lub do prowadzenia
otwartych dysput z adwersarzami na forum nauki, sztuki, mediów czy
z kościelnej ambony. O wiele częściej jest to świadectwo dawane w
szarej codzienności, każdą chwilą, czynem i słowem. Ono bowiem weryfikuje
deklaracje wierności składane w porywie serca i uczone wywody pełne
intelektualnie niepodważalnych argumentów. Ba, nawet utrata życia,
aby była nazwana męczeństwem, nie może być kwestią zbiegu okoliczności,
lecz zwieńczeniem egzystencji naznaczonej heroizmem cnót. Dlatego
na miano męczenników zasługują wyłącznie ci, którzy nawet bez męczeństwa
byliby świętymi. Nie umniejsza to roli i potrzeby "okazjonalnego"
świadectwa na miarę zaistniałych potrzeb, ale pokazuje wagę uświęconej
codzienności, bez której przecież złotouści kaznodzieje ani profesorowie
teologii, nie zostają świętymi.
Świętość nie jest czymś, co się człowiekowi przytrafia
znienacka. Nawet do męczeństwa dojrzewa się przez długi czas codziennego
świadczenia o Chrystusie. Bynajmniej nie tylko słowami, choć czasem
samo publiczne wyznanie wiary może wymagać sporo odwagi i gotowości
poniesienia ofiar. Ale w praktyce trudniejsze i ważniejsze bywa świadczenie
o Jezusie świętym życiem, którego nie można mylić z dewocją.
Pomóż w rozwoju naszego portalu