Rząd Millera przedstawił swój program gospodarczy. Program
ten nazwać można programem bezradności i rządzącej lewicy wobec nabrzmiewających
trudności gospodarczych i społecznych. Te gospodarcze to przede wszystkim
spadek rentowności przedsiębiorstw, spadek popytu, narastająca drożyzna;
te społeczne to przede wszystkim rosnące bezrobocie.
Zamiast powszechnej obniżki podatków (co ożywiłoby popyt
i rozruszało produkcję, ale musiałoby uderzyć w bezproduktywną biurokrację)
- rząd podniósł podatki, opodatkowując najpierw oszczędności obywateli,
wkrótce potem - ustanawiając podatek akcyzowy na energię elektryczną.
Podroży to, oczywiście, koszty produkcji, i tak już w Polsce wysokie
i nadal rosnące (głównie w wyniku spełniania kolejnych "warunków
dostosowawczych", dyktowanych przez Unię Europejską). Podwyższaniu
podatków towarzyszy likwidacja lub ograniczanie dotychczasowych ulg
i zasiłków, więc uderzanie po kieszeni głównie świata pracy. Natomiast
biurokracja; państwowa, samorządowa - której ograniczenie zapowiada
SLD w kampanii wyborczej - ma się dobrze: skończyło się na zapowiedziach
i symbolicznych gestach...
Staje się coraz bardziej widoczne, że rząd Millera nie
ma żadnego wiarygodnego pomysłu na ożywienie gospodarki, jak tylko
zdać się na coraz bardziej problematyczną "pomoc unijną"... Ale ostatecznie
decyzje UE (pomoc dla polskiego rolnictwa kilkakrotnie mniejsza niż
wspomaganie rolnictwa unijnego) stawiają pod znakiem zapytania i
tę taktykę rządu.
Cóż więc pozostaje z programu rządu Millera? Pozostaje
swoista filozofia, którą nazwać można: "Zabrać wszystkim - aby dać
niektórym". Jak to zresztą pisał niegdyś Orwell w swym Folwarku zwierzęcym,
przedniej satyrze na ustrój socjalistyczny: "Wszystkie zwierzęta
są sobie równe, ale niektóre są równiejsze od innych". Gdy zatem
podatkami (zapowiedziano już wyższy podatek tzw. przymusowych ubezpieczeń
komunikacyjnych!) rząd zabiera obywatelom coraz więcej pieniędzy
- jednocześnie ustanawia "kredyty gwarantowane" przez państwo dla
niektórych przedsiębiorców. Zapewne dla tych, którzy tworzą polityczne
zaplecze rządzącej koalicji lewicy, bo przecież jeśli o "gwarancjach"
decydować ma czynnik polityczny, to nie trudno domyślić się, komu
ten czynnik polityczny tych gwarancji udzieli... Bardzo trafnie rozszyfrował
i scharakteryzował ten pomysł rządu Millera Maciej Grabowski z Instytutu
Badań nad Gospodarką, który powiedział w wywiadzie dla Rzeczpospolitej: "
Gwarancje skarbu państwa oznaczają, że ryzyko inwestora prywatnego
jest zerowe. I zaangażuje się on w takie przedsięwzięcie, nie analizując
go w kategoriach rynkowych. Zbliżamy się w ten sposób do modelu planu
5-letniego z czasów PRL: to rząd będzie decydował o tym, jakie inwestycje
w gospodarce warte są finansowania. W takim systemie ryzyko nietrafionych
inwestycji jest ogromne. Za kilka lat może się okazać, że budżet,
więc podatnik musiał zapłacić za udzielone gwarancje i poręczenia
rządowe".
Nic dodać, nic ująć: "zabrać wszystkim, aby dać niektórym"
. Jesteśmy bardzo blisko słynnego już "Rząd się zawsze wyżywi" Urbana.
Czy jednak po rządzącej formacji politycznej można spodziewać się
innej filozofii?...
Pomóż w rozwoju naszego portalu