Kościół pw. św. Andrzeja Apostoła w Chełmie przy klasztorze Ojców
Franciszkanów - Reformatów cieszy się kultem modlitwy. Ta szczególna
świątynia miasta, zwana potocznie "małym kościółkiem", ma głęboką
charyzmę adoracji i modlitwy. Nigdy nie zastałem kościółka pustego,
o każdym czasie w zaciszu franciszkańskiej świątyni modlą się tam
ludzie. Chociaż jej oblicze zupełnie zmieniono po remoncie (nowe
ołtarze), świątynia nic nie zatraciła z chrześcijańskiego obyczaju
stałej modlitwy - czuwania.
Nowe czasy i nowy wiek naznaczyły ją szczególnym piętnem
kultu. Oto pośród błogosławionych z czasów II wojny światowej, wśród
stu ośmiu Męczenników Polskich znalazł się Brat Bruno, kiedyś zakrystianin "
kościółka" w Chełmie. Jakim pamiętają go Chełmianie? Uśmiechnięty,
dowcipny, pełen góralskiego żywiołu, nad każdą prośbą i pytaniem
drugiego człowieka pochylał się z głęboką pokorą. Obdarzony wieloma
zdolnościami i funkcjami klasztornymi spełniał wszystko z franciszkańską
radością. Nie minął dziecka bez uśmiechu, starca bez pocieszenia
- bezinteresowny w miłości Chrystusa, która promieniowała z młodej
twarzy. Cóż, miał wówczas trzydzieści cztery lata. Posługiwał tutaj
dwa lata. Potrafił być uczynny w kuchni, zająć się zakrystią i petentami (
a wówczas tylu żebraków pukało do furty!), zasiadał przy organach
i z radością śpiewał. Tercjarki powtarzały, że z nikim nie śpiewa
się tak lekko, jak z bratem Brunonem. W 1939 roku wojna zajrzała
także za furtę klasztoru. Już we wrześniu klasztor opustoszał, a
brat Bruno został aresztowany i jako więzień osadzony na zamku w
Lublinie.
Jego serce czuło męczeńską drogę - tęsknił do rodzinnych
gór, do chełmskiego kościółka, często adorując w duszy Drogę Krzyżową.
Jako "szczególnie niebezpieczny wobec okupanta" został szybko wywieziony
do obozu w Sachsenhausen, a później w Dachau. Tam w ciężkich warunkach
morderczej pracy nie zapominał o modlitwie. Chełmianie modlili się
o jego szczęśliwy powrót, ale już nie wrócił. W marcu 1942 roku zaczęto
go szczególnie prześladować, wszystkie jego czyny i każdy krok budziły
gniew oraz sprzeciw hitlerowskich oprawców. Wycieńczony franciszkanin
dochodził do kresu swojej Drogi Krzyżowej. W chłodne przedwiośnie
esesman zepchnął go do pojemnika z lodowata wodą, mocząc zziębnięte
ciało zakonnika. Wkrótce zachorował na zapalenie płuc, które zakończyło
się śmiercią. Był 21 marca 1942 roku. Bruno nie doczekał Zwiastowania,
o którym mówił współwięźniom. Do wiecznego klasztoru - nieba zabrał
go Bóg Miłości. Po wojnie Chełmianie często wspominali brata, który
nie wrócił. Pewnie też słano modlitwy do niego, wiedząc, że oręduje
z nieba. Wrócił dopiero 2 sierpnia 2001 r., kiedy to w chełmskiej
świątyni uroczyście odsłonięto i poświęcono obraz św. Brunona.
Jego skromna postać zajaśniała chwałą Ołtarza i odtąd trwa
przy nim modlitwa. Dziwne są wyroki Boże - barokowy, sześciowiekowy
Chełm, sławny z kultu Bogurodzicy nie miał dotąd swojego patrona.
Oto pojawił się nowy błogosławiony, który pracą i modlitwą służył
w tym mieście. Mały kościół zajaśniał sławą pokornego zakrystiana.
Cóż, Bóg upatruje maluczkich, czyniąc ich wielkimi przy Niebieskim
Tronie. Bł. Brunonowi Chełmianie powierzają troski swoje i miasta,
wszak jest on pierwszym z tych, którzy ich wyprzedzili w drodze do
chwały Ołtarza. A kościół, który w swojej dwustuletniej historii
był i cerkwią, i zborem, i rzymską świątynią obecnie stał się dachem
ołtarza bł. Brunona. Na obrazku z bł. Brunonem zapisana jest modlitwa: "
Wszechmogący i miłosierny Boże, Ty obdarzyłeś chwałą męczenników
bł. Brunona, który dzięki zjednoczeniu z Tobą stał się heroicznym
świadkiem wiary, mężnie znosząc udręki więzienia i obozu koncentracyjnego
oraz złożył swe życie w ofierze miłości. Przez jego wstawiennictwo
udziel mi łask, o które z ufnością proszę".
Pomóż w rozwoju naszego portalu