Niebo pełne było światła. Słońce panowało nad horyzontem, nie
zagrożone przez najmniejszą nawet chmurkę. Wiał silny wiatr, który
potęgował i tak spory tego dnia mróz. Ludzie na przystanku przytupywali
rytmicznie i chuchali w dłonie. Para wydobywająca się z ust tworzyła
wokół zacieranych dłoni jasne obłoki, ginące szybko w porywach wiatru.
W rogu wiaty stało dwóch mężczyzn. Prowadzili ożywioną rozmowę, wymachując
energicznie rękami. Do zacisznego kąta wiaty wiatr prawie nie docierał,
dlatego obłoki pary wydobywające się z ust rozmówców nie były rwane
od razu na strzępy, lecz stapiały się w jedną chmurkę unoszącą się
powoli. Wyglądało to tak, jakby ich oddechy stapiały się, co kontrastowało
z energiczną gestykulacją. Jeden z mężczyzn był wysoki i miał na
sobie długi, czarny płaszcz, drugi, nieco niższy, ubrany był w brązową
kurtkę i kapelusz tego samego koloru.
- Rozmawiałem dzisiaj z moim synem - powiedział wyższy mężczyzna.
- Co, znowu? - zapytał mężczyzna w kapeluszu.
- To nie wiesz, że z dziećmi trzeba często rozmawiać? -
odpowiedział wysoki.
- Ale ty rozmawiasz ze swoim synem od lat i nie możesz się
dogadać - podśmiewał się rozmówca.
- Nigdy nie należy tracić nadziei - padła odpowiedź.
- Znowu coś przeskrobał? - zapytał mężczyzna w kurtce.
- Nie żeby przeskrobał, ale po prostu nie możemy znaleźć
wspólnego języka. Ja mówię co innego, a on rozumie przez to co innego.
Nawet nie mogę mieć mu tego za złe, bo on czasami chce rozumieć,
ale nie może. Nie tak dawno jeszcze, bo w zeszłym roku, to go karałem.
A to go odłączyłem od Internetu, jak mi za duże rachunki za telefon
przychodziły, a to mu konto w banku zablokowałem, a to mu nawet kiedyś
szlaban na sobotnie wyjścia do pubu położyłem - rozgadał się mężczyzna
w długim płaszczu.
- Szlaban na pub mu położyłeś? - zdziwił się niższy mężczyzna.
- No, to, bracie, zuch jesteś. Ja się na nic takiego nie odważyłem.
Najwyżej mojego chłopaka od Internetu odciąłem. Bo on, jak nie może
korzystać z grup dyskusyjnych, to jest chory. No, czasami może jeszcze
łapę na kasie położę. Ale to wtedy, jak mnie bardzo zdenerwuje.
- No tak. Ale co z tego, że czasami ukarzesz, jak się dalej
dogadać nie możesz? - ciągnął wysoki mężczyzna.
- A ty, jak się ze swoim ojcem dogadywałeś? - zapytał kolega.
- Różnie bywało. Najtrudniej było, jak na studia szedłem.
Ojciec koniecznie chciał, żebym został inżynierem, a ja chciałem
zostać nauczycielem - odpowiedział mężczyzna w długim płaszczu.
- I jak to się skończyło? - pytał dalej kolega.
Wysoki mężczyzna odpowiedział po chwili milczenia:
- W końcu ojciec się ze mną zgodził.
- No widzisz, może i ty powinieneś czasami się zgodzić ze
swoim synem? Przyznałeś mu kiedyś rację? - pytał dalej mężczyzna
w brązowej kurtce.
- Co ty, przecież to ja mam zawsze rację, to jak mam się
z nim zgadzać? - odpowiedział ze zdziweniem w głosie wysoki mężczyzna.
- Rzeczywiście, zawsze masz rację? Nie zdarzyło ci się nigdy
pomylić, choćby w jakimś drobiazgu? - pytał dalej kolega.
- Ja, pomylić? Przecież to niemożliwe - odpowiadał z rosnącym
zdziwieniem wysoki mężczyzna. - Jakoś tak wychodzi, że zawsze mam
rację, nawet jak tego nie chcę.
- A twój ojciec przyznał ci rację w sprawie studiów. Prawda?
Czemu ty nie możesz przyznać racji choćby w jakimś drobiazgu swojemu
synowi? Jakbyś się z nim zgodził w paru sprawach, to i on na pewno
zacząłby zgadzać się z tobą. A tak to jest walka i tyle - tłumaczył
niższy mężczyzna.
- Psycholog się znalazł - żachnął się mężczyzna w długim
płaszczu. - Mam sobie wymyślić jakiś spór, w którym nie miałbym wcale
racji? Tak? I z moim dorastającym synkiem sobie trochę podyskutować,
a potem zgodzić się z nim? O to ci chodzi?
- Ty to zawsze musisz kota ogonem obrócić. Wystarczy, jak
go trochę będziesz szanował, przecież to twój syn, więc nie jest
głupi...
- No jasne, że mój syn nie jest głupi - przerwał w połowie
zdania wysoki mężczyzna.
- To znaczy, że czasami powie coś mądrego - dokończył niższy.
- Pewnie, że powie coś mądrego, i to często, ale nie mądrzejszego
ode mnie - odparł wysoki.
- Ciężka jest z tobą rozmowa. Jak ktoś musi mieć zawsze
rację, to nie powinien się dziwić, że nie znajduje wspólnego języka
z innymi. I to niekoniecznie musi być syn. Sam się dziwię, jak z
tobą wytrzymuję.
- Co ty wygadujesz? Ze mną nie można wytrzymać? Przecież
ja wszystkich potrafię zrozumieć. Tylko ciebie teraz zupełnie nie
rozumiem. O co ci właściwie chodzi? - irytował się wysoki mężczyzna.
- Co by było, gdyby twój ojciec nie zgodził się z tobą w
sprawie twoich studiów i musiałbyś zostać inżynierem? Byłbyś szczęśliwy?
Twój ojciec miał chyba więcej oleju w głowie niż ty?
Dalszą część dialogu zagłuszył nadjeżdżający autobus, z
którego wysiadła grupka młodych ludzi. Z rozmowy, która wywiązała
się między nimi, dało się usłyszeć tylko jedno zdanie, wypowiedziane
przez chłopaka w dżinsowej kurtce: Nie ma jak dziadek.
Pomóż w rozwoju naszego portalu