Chińska mądrość ludowa określa zawiść mianem "choroby czerwonych
oczu". Nazwa ta najprawdopodobniej wzięła się z okresu komunistycznej
rewolucji, kiedy to zwykli ludzie szybko zorientowali się, że ideologia
komunistyczna opiera się na sianiu zawiści, zazdrości i nienawiści.
Odwoływanie się do takich niskich uczuć, jak zawiść i zazdrość, stanowi
i dzisiaj, niestety, jedną z metod działania propagandy lewicowej.
Właśnie w dzisiejszych czasach, gdy poważna część środków
masowego przekazu jest w rękach lewicy, często antykościelnej - szczególnej
aktualności nabiera ewangeliczna przypowieść o robotnikach w winnicy.
Jakaż to aktualna przestroga dla naszych czasów!... Właściciel najmuje
rano pracowników do pracy i umawia się z nimi na wynagrodzenie dzienne (dniówkę) w wysokości jednego denara. W południe, zauważywszy grupę
bezrobotnych, najmuje ich także do pracy. Wieczorem płaci pracownikom
najętym rano, według umowy, jednego denara - i tyle samo wypłaca
tym, których najął w południe. Pracownicy najęci rano zaczynają szemrać,
że to "niesprawiedliwe": oni, którzy pracowali cały dzień, dostają
tyle, ile ci, najęci dopiero w południe? Jednak właściciel winnicy,
pracodawca, pyta: "Czy was skrzywdziłem? Czyż nie umówiliśmy się
na dniówkę w wysokości jednego denara? Dlaczego macie do mnie pretensję
o to, że okazałem dobroć tym pracownikom, którzy przyszli później?"...
Ci protestujący widzieli swą urojoną krzywdę, nie zauważyli
realnego dobra, wyświadczonego przez pracodawcę przyjętym później
pracownikom.
Przypowieść o robotnikach w winnicy zawiera potępienie
zawiści i zazdrości.
Odkąd Kościół w Polsce odzyskał (jeszcze nie całkowicie) mienie
zrabowane przez komunistów od czasu do czasu pojawiają się w lewicowej
prasie rozmaite artykuły utrzymane w stylu: "Ach, jaki ten Kościół
bogaty, ile ma nieruchomości, ile buduje, ile ma samochodów"...
Budzi szczere zdumienie, jak wiele uwagi autorzy tego
typu "podniecających" tekstów poświęcają stanowi posiadania Kościoła
- a jak niewiele warunkom i potrzebom ewangelizacji w dzisiejszym
świecie. Dzisiaj samochód nie jest luksusem, ale często wręcz nieodzownym
narzędziem pracy - także w pracy parafialnej; dzisiaj kościół, kaplica
czy jakikolwiek inny obiekt kościelny nie jest wznoszony z łaski
władzy i według jej widzimisię - ale wynika z potrzeb wiernych, którzy
budowę tego rodzaju obiektów finansują z własnych, dobrowolnie płaconych
ofiar (nie zaś z podatków nakładanych na obywateli przez władzę!);
dzisiaj rozgłośnia radiowa, telewizyjna czy gazeta nie jest już niepodzielnym
monopolem władzy, ale - na szczęście - może również służyć ewangelizacyjnej
misji Kościoła.
Zauważyłem, że w napastliwych tekstach, zarzucających
Kościołowi "bogactwo", jak diabeł święconej wody unikają autorzy
uczciwego przedstawienia celów i zadań Kościoła, realizowanych na
co dzień i od święta, jak Polska długa i szeroka, w imieniu i na
rzecz milionów wiernych. W ten sposób autorzy owych pobudzających
zawiść i zazdrość tekstów tworzą z gruntu fałszywy, często propagandowy
obraz Kościoła: jako jakiejś zamkniętej enklawy wielkiego "bogactwa",
służącego wyłącznie hierarchii...
Metoda kłamstwa i pobudzania zawiści nie jest nowa. Sięga
rewolucji francuskiej, ludobójstwa i grabieży dokonywanych wówczas
na duchowieństwie: aby usprawiedliwić bandytyzm - trzeba było pobudzać
zawiść... Udoskonalili ją komuniści podczas rewolucji rosyjskiej
i walki z Kościołem w Związku Sowieckim. Odpowiedzialni za komunistyczne
ludobójstwo, za obozy koncentracyjne dla milionów obywateli i za
wielką nędzę "państw budujących socjalizm" - wprost prześcigali się
w atakowaniu Kościoła, który jednocześnie ograbili w sposób uniemożliwiający
Kościołowi pełnienie jego naturalnej misji...
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
A kto dzisiaj atakuje Kościół, odwołując się do "choroby czerwonych
oczu"? Czy są to ci biedni na ogół Polacy, którzy ze swych dobrowolnych
ofiar wspierają Kościół? Oczywiście nie: te ataki dokonują się na
łamach tej prasy, która wyłoniła się z mroków "transformacji ustrojowej"
i grabieży narodowego majątku. Właściciele pism, obłudnie i brutalnie
atakujących dziś Kościół za rzekome "bogactwo" - uczyniliby lepiej,
gdyby sami odpowiedzieli szczerze, skąd właściwie w wyniszczonej
pod koniec lat 80. Polsce wzięli wielkie pieniądze na swe wielkonakładowe
tytuły... W jaki tak naprawdę sposób stali się tymi "grubymi rybami",
wielkimi "kapitalistami" w biednej Polsce?... Przecież biedni obywatele
dobrowolnie się na ich majątek nie złożyli... Ba! Odnieść można przykre
wrażenie, że te media, które ujeżdżają konika propagandowego pt. "
bogactwo Kościoła", jak najstaranniej unikają takich tematów, jak:
rozgrabienie Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego (okradziono
budżet państwa na miliardy dolarów!), osłaniana przez "bezpiekę"
afera Art B ("wyprowadzono" z polskiego systemu finansowego kwoty
rzędu wielu miliardów złotych!...), afera "Żelazo" (bandytyzm, rozboje
i kradzieże z udziałem funkcjonariuszy komunistycznej bezpieki),
złodziejskie "uwłaszczenia"... - no, długo by cytować olbrzymie bogactwo,
jakie zgromadziła b. nomenklatura, okradając własny naród...
Czy aby nie dla odwrócenia uwagi od tego zagrabionego,
niewyobrażalnego bogactwa owi podejrzanej proweniencji "wydawcy"
wysilają się dziś, odgrzewając stare metody propagandy i "politgramoty"?
Bo trudno sobie wytłumaczyć - mimo najszczerszych chęci
- te ataki inaczej, niż pewnym polskim ludowym porzekadłem: "Na złodzieju
czapka gore". Czyż zresztą "choroba czerwonych oczu" - zawiść - to
nie jest właśnie chroniczna "choroba złodziei"?...
Powyższe uwagi kieruję do redaktorów tygodnika Angora, którzy w numerze 52/99 szeroko rozpisywali się o rzekomym "bogactwie Kościoła".