Miniony tydzień to spotkanie Rady Stałej i Prezydium Konferencji
Episkopatu Polski. Spotkanie poświęcone było sprawie mediów katolickich,
a konkretnie Telewizji Niepokalanów i Radiu Plus. Temat od dawna
już dyskutowany, natomiast dosyć kłopotliwy ze względu na uwarunkowania
finansowe. Dzisiaj wytworzyła się sytuacja, że zarabiają pieniądze
nie ci, którzy dużo i dobrze pracują, ale ci, którzy potrafią je
wymóc. Jest to sytuacja paradoksalna - płaca przestaje być adekwatna
do pracy. Kościół ciągle przypomina o podstawowej zasadzie sprawiedliwości,
polegającej na adekwatności płacy do pracy, ale także o konieczności
zdobywania pieniędzy bez naruszania dóbr podstawowych należnych wszystkim
ludziom. Chodzi o cały problem ekologii, poszanowania przyrody, postawienia
tamy próbom eksploatowania dóbr naturalnych. Powstało przekonanie,
że konieczne jest ukradzenie pierwszego miliona dolarów, by można
było zarobić kolejne miliony. Nawet jeśli te kolejne miliony są zarobione
uczciwie, to rodzi się pytanie o moralny aspekt tego pierwszego miliona.
Wspominam o tym po to, by uświadomić, że w tak toczącym się biznesie
utrzymanie medium telewizyjnego jest bardzo drogie. Wstępne obliczenia
kosztów związanych z Telewizją Niepokalanów dochodzą do 20 milionów
dolarów rocznie. Kościół nie jest w stanie zdobyć takich sum, i to
przez kolejne cztery lata, bo obliczenia przewidują, że po czterech
latach te pieniądze zaczęłyby się zwracać.
Co więc robić? Trzeba znaleźć sponsorów. Ci sponsorzy
winni pochodzić z uczciwych środowisk. Uczciwi dla mnie to tacy,
którzy uczciwie zarabiają pieniądze i przeznaczają je na uczciwe
cele. I tu pojawiają się problemy. Bo czy uczciwe będzie wejście
w układ ze sponsorem, który za chwilę zwolni 1200 robotników, wyrzuci
ich na bruk? Nie ma pieniędzy na stworzenie nowych miejsc pracy,
ale znajdą się pieniądze na uruchomienie nowej linii telewizyjnej.
Nie ma też gwarancji, że program kolejnego kanału TV
będzie katolicki. A nawet już wiadomo, że będzie komercyjny, a więc
nastawiony na zysk. Po co więc tworzyć zamieszanie myślowe i narażać
utratę autorytetu głoszonego przez nas słowa?
To problemy, nad którymi pochylali się biskupi. Efektem
tego spotkania był pewien dystans do całej inicjatywy. Nie jest to
dystans do potrzeb stworzenia telewizji katolickiej jako takiej,
ale do sposobów jej finansowania. Nie jest to bynajmniej ucieczka
Episkopatu od zrozumienia potrzeby mediów, ale pewien realizm. Bo
z jednej strony inicjatywa związana z Telewizją Niepokalanów ujawniła,
że jest wielu dynamicznych ludzi świeckich, którzy widzą potrzebę
nowych możliwości dotarcia do społeczeństwa, umieją zdobyć na to
pieniądze, gotowi są ponosić ryzyko, ale dystans Konferencji Episkopatu
staje się tu swego rodzaju przestrogą, a także zostawieniem wolnego
pola pracy, którą realizatorzy wykonują na własną odpowiedzialność.
Z drugiej jednak strony - istnieje potrzeba przypatrywania
się tym inicjatywom i ewentualnego oceniania. Wejście w układ stawia
Kościół na straconej pozycji, gdy chodzi o wpływ na kształt proponowanych
programów, ponieważ wszystko regulowane jest prawnie i często nie
ma możliwości ingerowania. Pozostają zatem ubogie środki przekazywania
Ewangelii.
Podobne problemy jawią się przy okazji Radia Plus. Powstało
ono jako element łączący poszczególne radiostacje diecezjalne. To
spotkanie ujawniło, że Kościół ma w tym koncernie coraz mniejszy
głos. Nie wycofujemy się z pomysłu, ale projekt wymaga ciągle dopracowywania.
Zachodzi podstawowa rozbieżność między wizją ewangelizacyjną a medialną.
Aby jasno wytłumaczyć, podam przykład. Audycja Radia Watykańskiego
została w Radiu Plus przesunięta na późne godziny nocne. Słuchacze
katoliccy chcieliby, aby ta emisja miała miejsce wcześniej. Redakcji
zaś szkoda wcześniejszego czasu antenowego, który zostaje spożytkowany
na reklamy i inne, bardziej atrakcyjne medialnie audycje.
Konkludując, chcę powiedzieć, że oczywista jest potrzeba
mediów katolickich, ale także nieodzowny jest dystans wobec rozwiązań
pozornych, takich jak np. różne formy zadłużeń, za które nikt nie
chce wziąć odpowiedzialności.
Wyłonił się też kolejny problem, który mnie niepokoi.
Odnoszę wrażenie, że pojawia się niebezpieczeństwo, iż przez program
tzw. mediów katolickich niektóre środowiska pragną wykorzystać Kościół
dla tworzenia zaplecza dla niektórych partii czy nowych środowisk
politycznych. Jestem temu całym sercem przeciwny. To nie jest zadanie
Kościoła. Owszem, można pomagać tym ludziom, ale nie można narażać
autorytetu Kościoła i jego tożsamości doktrynalnej. Potem może się
okazać, że w mediach tych nie wolno poruszać niektórych tematów,
że trzeba wycofać się z poparcia jednych na rzecz innych.
Na spotkaniu Rady Stałej nie rozważano sprawy Radia Maryja,
ale przy okazji można wspomnieć, że jest to dobre Radio, które ma
solidny program formacyjny. Pieczę nad nim mają Ojcowie Redemptoryści.
W moim przekonaniu, przy całym szacunku i podzięce za to, co Radio
to zrobiło dla ewangelizacji, potrzebuje ono głębszego związku z
Episkopatem. Stanowi też ono wyrazisty przykład, jak niebezpieczne
jest preferowanie jakiejkolwiek linii politycznej czy partyjnej.
Nie warto tego robić. Raz pojawiają się w eterze jedni politycy,
wkrótce zostają odsyłani jako źli, ich miejsce zajmują inni, by wkrótce,
być może, również odejść.
Mam nadzieję, że w tym trudzie medialnej ewangelizacji
bardzo mogą pomóc radiostacje diecezjalne. One ciągle są zagrożone
z powodu przepisów prawnych, ale - jak dotąd - gromadzą młodych ludzi
pracujących za darmo i ci ludzie wiele się tam uczą. Trzeba doskonalić
warsztat tych stacji i mam nadzieję, że z czasem wpiszą się one w
pole zainteresowania lokalnych słuchaczy.
Wreszcie ostatnia, także medialna sprawa, zaistniała
ostatnio w Przemyślu. Miasto znów zostało oskarżone, że nie przyjęło
inicjatywy z zewnątrz, która to akcja miała nas rozsławić czy pomóc
- nie bardzo wiadomo, w czym. Cały sposób rozwijania dyskusji wokół
tego problemu jest, w moim odczuciu, głęboko nieuczciwy. Nie wolno
czynić bohaterem czy świętym człowieka, który nim nie jest, a wskazują
na to inne jego inicjatywy rozrywkowe dla młodzieży, które budzą
poważne etyczne zastrzeżenia. Jestem zdegustowany tym, że Przemyśl
wyciągnięto po raz kolejny jako miejscowość, w której dzieje się
coś niewłaściwego. A nic niewłaściwego się nie stało. Po pierwsze,
jeśli się prawa uchwaliło, to trzeba, aby były przestrzegane. Dlatego
trzeba pochwalić ludzi wymagających przestrzegania praw administracyjnych.
Jest jeszcze druga strona medalu, której, jak widzę, wielu ludzi
nie dostrzega. Obok inicjatywy pomocy dzieciom ta sama grupa ludzi
organizuje "Przystanek Woodstock". Gdy słucham dziś wypowiedzi organizatora
tego drugiego spotkania i braku jego otwarcia na możliwość obecności
na tym spotkaniu inicjatywy zwanej "Przystanek Jezus", dostrzegam
w tym po prostu zwyczajną nietolerancyjność. Trzeba, abyśmy jako
uczciwi ludzie odpowiedzieli sobie na pytanie, czy możemy się podpisać
pod stylem, w jakim tam, w Żarach, nawiązuje się kontakt z młodzieżą,
pod wzorcami, które się tam proponuje ludziom młodym. Ja jestem zdecydowany
powiedzieć: Nie! Nie mogę zaakceptować stylu takiej rozrywki ani
stylu prowadzenia całej dyskusji rozmywającej kryterium prawdy i
dobra. Polska potrzebuje dzisiaj ludzi zaangażowanych, ale potrzebuje
też ludzi, którzy staną uczciwie w prawdzie. I o tym nie wolno zapominać,
chcąc rzucać kamieniem w którąkolwiek stronę.
Pomóż w rozwoju naszego portalu