Reklama
Bardzo trudno obliczyć, ile już nastąpiło zgonów spowodowanych
AIDS. Nie chciałbym w tym miejscu pisać o AIDS z punktu widzenia
medycyny - staram się tylko ukazać stanowisko Kościoła, a przede
wszystkim Jana Pawła II, wobec niespotykanego dotąd zagrożenia, jakie
zawisło nad ludzkością. Uważa się bowiem, że AIDS, mimo całej tragedii,
jaka się za tym zjawiskiem kryje, jest w pewnym stopniu wyzwaniem
dla Kościoła, stanowi dla chrześcijan próbę realizowania przykazania
miłości.
Określając AIDS próbą dla chrześcijan, mam na myśli właśnie
tę siłę miłości, jaką należy otoczyć chorych. Ich sytuacja bowiem
podobna jest do sytuacji trędowatych, których do dzisiaj wyklucza
się ze społeczności żywych, skazuje za życia na śmierć. Stąd także
o chorych na AIDS mówi się nierzadko jako o przeklętych, ukaranych
przez Boga za grzechy nieprawości seksualnej. Perwersja jest zawsze
wyzwaniem rzuconym naturze, jest ciężką obrazą społeczeństwa, a więc
kara spadająca na grzeszących uważana jest za coś normalnego. Takie
rozumowanie byłoby nawet logiczne, gdyby nie fakt, że chorują również
dzieci.
Uważanie AIDS za karę Bożą ma jednak określone przesłanki
wyniesione z lektury Pisma Świętego Starego Testamentu. Do XIX w.,
a więc do okresu szybkiego rozwoju medycyny, każdą epidemię łączono
z karą Bożą, przy każdej, katastrofie doszukiwano się winnych, najczęściej
wśród heretyków i jawnogrzeszników. Wielkie zarazy przyczyniały się
do rozbudowywania ceremonii pokutnych, zbiorowych aktów skruchy,
do podejmowania pielgrzymek. Dzisiaj wiemy, że te epidemie i katastrofy
miały swoje konkretne przyczyny i jeśli wolno do tych spraw mieszać
Boga, to nie należy w Nim widzieć sprawcy zła, ale raczej Tego, który
miłosiernie, cudownie, pomagał człowiekowi zażegnać jeszcze większą
katastrofę. Bóg nie jest tym, który chce człowieka karać i chłostać
za grzechy, nie jest, w ludzkim rozumieniu, mścicielem, choć niektórzy
takim chcieliby Go widzieć. Jeśli nawet przyjmiemy, że Pan Bóg dopuszcza
na człowieka dzisiaj taką karę, jak AIDS, to daje jednocześnie szansę,
by świat wrócił na właściwą drogę życia, odnalazł sens miłości.
Czy AIDS jest klątwą? Dlaczego w ogóle stawiamy to pytanie?
Czy nie jest ono wynikiem niepokoju sumienia u osób, które, odrzucając
wszelkie normy etyczne, zrozumiały nagle, że nie może się to obyć
bez określonych konsekwencji? Z pewnością można tę chorobę potraktować
jako sygnał alarmowy, jako znak, że ludzkiego seksualizmu nie można
pozbawić odniesień etycznych.
Jan Paweł II naucza, że "płciowość, przez którą mężczyzna
i kobieta oddają się wzajemnie we właściwych i wyłącznych aktach
małżeńskich, nie jest bynajmniej zjawiskiem czysto biologicznym,
lecz dotyczy samej wewnętrznej istoty osoby ludzkiej jako takiej.
Urzeczywistnia się ona w sposób prawdziwie ludzki tylko wtedy, gdy
stanowi
integralną część miłości, którą mężczyzna i kobieta wiążą
się ze sobą aż do śmierci" (Familiaris consortio, 32).
Sięgając do zasad etyki katolickiej, aby ukazać ludzką
płciowość w pełnym wymiarze, tzn. w łączności z darem miłości i przekazywaniem
życia, przekonujemy się, że płciowość jest Bożym darem. Bóg związał
z nią konkretne cele. Odarcie jej z miłości i macierzyństwa prowadzi
prostą drogą do hedonizmu i rozpusty.
Przypomnę, że walka z AIDS, podejmowana przez rządy wielu
krajów, sprowadza się głównie do premiowania badań medycznych zmierzających
do zneutralizowania wirusa, a także propagowania profilaktyki, wiążącej
się z koniecznością stosowania prezerwatywy. Niewiele mówi się natomiast
o wartościach ludzkiego seksualizmu, o miłości rodzicielskiej, wierności
małżeńskiej. Stąd również wypływa zadanie dla Kościoła, aby jeszcze
krytyczniej odnieść się do swobody seksualnej, do związków pozamałżeńskich,
które w efekcie rodzą samotność, lęk, agresję.
Kościół ma okazję być wysłuchany. Jego duchowość, łącząca
się z ascezą, jest przyjmowana ze zrozumieniem. "Nie ma alternatywy:
AIDS lub środki antykoncepcyjne. Jest wyjście trzecie: powrót do
Ewangelii" - oświadczył katolicki arcybiskup Westminsteru kard. Basil
Hume.
W blasku prawdy
Jan Paweł II pracował jeszcze nad swoją encykliką Veritatis
splendor (Blask prawdy) i daleko było do jej opublikowania, a ataki
przeciw temu - jeszcze nieznanemu - tekstowi pojawiały się ze wszystkich
stron. Pisze o tym szczegółowo Andre Frossard w książce Bronię Papieża (Palabra, Warszawa 1995). Autor wymienia kolejne osoby, od czcigodnych
profesorów teologii począwszy - poprzez tych, którzy "w encyklice
oczekiwali kazania o seksualności i bardzo się zawiedli", aż do E.
Drewermanna i H. Kuanga, którzy nie rozumieli (lub nie chcieli zrozumieć)
znaczenia tego wielkiego dokumentu.
Encyklika, podpisana przez Papieża 6 sierpnia 1993 r.,
a ogłoszona dwa miesiące później, spotkała się z silnym odzewem,
bowiem dotykała istoty współczesnego dramatu: napięcia między prawdą
a kłamstwem. Jest to najistotniejszy dramat człowieka, który poprzez
kłamstwo traci wszystko: wolność, godność, wrażliwość sumienia.
CDN.
Pomóż w rozwoju naszego portalu