Gorzkie słowa o "Wyborczej"
W Naszej Polsce z 1 marca - obszerny wywiad Wojciecha Piotra
Kwiatka z autorem demaskatorskiej książki o początkach Gazety Wyborczej
- Stanisławem Remuszko. Pracował on w organie Michnika do końca sierpnia
1990 r. i był tam nawet przewodniczącym koła SDP. W końcu odszedł
jednak po ponad roku pracy, nie mogąc znieść tendencyjności linii
gazety i narzucanej w niej twardą ręką wewnętrznej cenzury. W wywiadzie
Remuszko mówi m.in.: "(...) istnieje taka opinia, dotyczyła ona nawet
najwyższych komunistycznych aparatczyków, że oni znali prawdę, wiedzieli,
że jest źle, że źle postępują, ale grali, oszukiwali. Moja opinia
- i o tych aparatczykach, i o szefostwie Wyborczej - jest inna: ci
ludzie załgali się już do tego stopnia, iż sądzą, że wszystko, co
robią, jest w porządku. Wykształcili w sobie własną etykę i w ogóle
nie dostrzegają, że ta ´etyka´ często ma niewiele wspólnego z zasadami,
jakimi kierują się normalni, uczciwi ludzie...(...) Dlatego sądzę,
że Ernest Skalski, Ewa Milewicz, Helena Łuczywo i inni naprawdę wierzą,
że to, co robią i jak to robią, jest dobre. A Adamowi Michnikowi
zapewne mało brakuje do uwierzenia w swą boskość. Ja chciałem to
zmienić! Dziś widzę, że nie była to naiwność, tylko po prostu głupota".
Remuszko na swój sposób włącza się też do tak zaciętej
dyskusji o sensie negocjacji "okrągłego stołu". Jego zdaniem: "do
tego ´stołu´ należało usiąść, ale zaraz potem należało ten kontrakt
renegocjować i równolegle zmieniać rzeczywistość polityczną. Przecież
ten kontrakt był ograniczony w czasie! (...) Należało, uchwyciwszy
35-procentowy przyczółek, jak najszybciej doprowadzić do prawdziwie
wolnych wyborów. Powinny się one odbyć najpóźniej jesienią 1990 r.
W tym czasie decydowały się nieodwracalnie losy Polski! I wtedy środowiska
dzisiejszej Unii Wolności i Gazety Wyborczej rozpoczęły swą wielką
grę na zwłokę. Zaczęło się odkładanie, odwlekanie, kurczowe trzymanie
się krawędzi tego okrągłego mebla. A przecież to właśnie ci ludzie
rządzili wtedy Polską! Więc to oni opóźnili polską drogę do normalności".
Pod koniec pełnego goryczy wywiadu Stanisław Remuszko
wypowiada jednak słowa nadziei na zmianę w mediach. Mówi: "(...)
nasze media są wprawdzie władzą, ale pozbawioną jakiejkolwiek kontroli,
odpowiedzialności, co na świecie się nie zdarza. Każda władza ponosi
odpowiedzialność, jest rozliczana. Polska ´czwarta władza´ - nie!
Ale ja wierzę, że to się zmieni. Może Pan uznać, że to też naiwność,
ale ja w to wierzę. Choćby dlatego, że zmierzamy ku społeczeństwu
informatycznemu. A to świetny bat na niewiarygodne, niemoralne media!"
Reklama
Koalicja antyglobalistyczna
Końcowe uwagi Remuszki zdaje się potwierdzać informacja z artykułu
Wprost, że "podstawowym środkiem komunikacji antyglobalistów stał
się Internet - najbardziej globalne medium". Wprost z 20 lutego zamieściło
bardzo interesujący artykuł Kim są przeciwnicy globalizacji, opracowany
przez Jarosława Gizińskiego i Marię Graczyk przy współpracy korespondentów
z Paryża, Rzymu i Waszyngtonu. Autorzy tekstu próbują zdefiniować,
co łączy uczestników coraz silniejszego międzynarodowego frontu przeciw
globalizacji, występującego przeciw potędze międzynarodowych korporacji,
masowej kulturze i wspólnym rynkom. Piszą o coraz silniejszych protestach
przeciw panoszeniu się międzynarodowych kolosów i "dzikiemu" liberalizmowi
gospodarczemu, który grozi jeszcze większym zaostrzeniem podziału
na biednych i bogatych, budowaniem muru nie do przebicia dla słabszych.
Autorzy ironizują na temat antyglobalistów, pisząc, że "na przykład
w USA przeciwko globalizacji występuje egzotyczny sojusz obejmujący
z lewej strony sceny politycznej związki zawodowe, organizacje ekologiczne,
organizacje obrony praw człowieka, praw konsumentów, praw zwierząt,
drobnych farmerów, a z prawej - izolacjonistów i religijną prawicę. (...) Dla najrozmaitszych ugrupowań globalizacja zdaje się być procesem
odpowiedzialnym za wszelkie zło współczesnego świata". Autorzy Wprost
twierdzą, że w ocenie prawicy religijnej i konserwatystów (w tym
antykomunistów), "globalizacja niszczy tradycyjny model rodziny,
przyczynia się do uniformizacji społeczeństw i ich laicyzacji, ponieważ
pogoń za dobrami doczesnymi stawiana jest wyżej niż wartości moralne
i religijne".
"Światowcy" z Wprost opowiadają się, oczywiście, za globalizacją,
ale przyznają również i pewne racje jej krytykom. Piszą: "Proces
globalizacji wydaje się dzisiaj nieuchronny, jednak racjonalna krytyka
towarzyszących mu zjawisk negatywnych jest niewątpliwie potrzebna (...) Pod wpływem antyglobalnych protestów nawet kierownictwo WTO (Światowej Organizacji Handlu - J.R.N.) zaczyna zadawać sobie pytania
- gdzie pobłądziło. Dyrektor generalny organizacji, Mike Moore, przyznał
w Davos, że istnieje niedostatek w przepływie informacji między awangardą
światowej ekonomii a poszczególnymi społeczeństwami. (...) Zwrócono
także uwagę, że np. dostosowująca się do zaleceń Banku Światowego
Tanzania, by spłacić swoje zadłużenie wobec krajów bogatych, drastycznie
obcięła wydatki na oświatę i wprowadziła obowiązkowe opłaty za naukę,
co spowodowało zaprzepaszczenie jedynej szansy na szybki postęp w
rozwoju tego kraju". A może zamiast Tanzanii "światowcy" z Wprost
zajęliby się w powyższym kontekście własnym krajem - Polską, gdzie
pod egidą wielce posłusznego MFW, Bankowi Światowemu i WTO wicepremiera
Balcerowicza już kolejny raz z rzędu prowadzi się politykę gospodarczą,
drastycznie oszczędzającą na nauce, oświacie i kulturze. Trzeba tu
przypomnieć jakże gorzkie słowa b. rektora Uniwersytetu Warszawskiego
Andrzeja Kajetana Wróblewskiego sprzed paru lat, iż pan Balcerowicz "
polubił plan zamordowania nauki polskiej". A także opinię francuskiego
noblisty z dziedziny fizyki - Charlesa Charpaka, który stwierdził,
że przeznaczając w Polsce tylko 0,5% z dochodu narodowego na badania
naukowe, musimy być niespełna rozumu. I dodał: "Wasze 0,5% to dywersja.
Przeciw Polsce i jej talentom. To zbrodnia".
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Ku republice bananowej?
W Polityce z 26 lutego - kolejny ważny głos w trwającej od
paru lat w prasie dyskusji o kryzysie polskiej klasy politycznej.
Prof. Andrzej Szahaj z Torunia w artykule zatytułowanym Solidarność
mandarynów pisze m.in.: "Mamy w Polsce do czynienia z formowaniem
się nowej klasy politycznej, która połączona więziami wewnętrznej
solidarności i w poczuciu wspólnoty interesów (abstrahując od wszelkich
różnic politycznych czy ideowych) działa na własną korzyść". Formowanie
tej klasy prof. Szahaj widzi w kontekście negatywnego kształtu całej
polskiej transformacji. Jego zdaniem: "coraz wyraźniej widać, że
zbliżamy się do modelu południowo-amerykańskiego. Jego najważniejsze
cechy to: peryferyjność gospodarcza, zapóźnienie cywilizacyjne, niesprawiedliwość
społeczna, słabość państwa, demokracja o charakterze formalno-populistycznym,
korupcja oraz oligarchizacja władzy. (...) Peryferyjność gospodarcza
wynika z wciąż ogromnego zapóźnienia technicznego i technologicznego,
charakteryzującego polską gospodarkę. Kiepskie wskaźniki rozwoju
eksportu oraz jego struktura wyraźnie wskazują, że przez ostatnie
dziesięć lat nie dokonał się w tej sprawie żaden przełom. Skala napływu
do Polski nowoczesnych technologii okazała się za mała, aby nadać
modernizacji naszego kraju przyspieszenie gwarantujące trwałe odwrócenie
tendencji do peryferyzacji gospodarczej, którą zawdzięczamy wieloletnim
rządom nomenklatury partyjnej z poprzedniego okresu.
Z kolei zapóźnienie cywilizacyjne najlepiej widoczne
jest na przykładzie roli i miejsca edukacji w polityce państwa. Państwo
faktycznie nadal preferuje prostą pracę fizyczną (kiedyś wynikało
to z pobudek doktrynalnych), co można dostrzec w sposobie wynagradzania
ludzi zatrudnionych w państwowych przedsiębiorstwach. Bardzo niskie
nakłady na naukę i oświatę, pogarda dla elity intelektualnej narodu,
objawiająca się haniebnie niskimi płacami nauczycieli akademickich,
zepchnięcie nauczycieli szkół podstawowych i średnich do roli pariasów,
to zjawisko aż nadto wyraźnie ilustrujące stosunek wszystkich sił
politycznych czy inaczej - całej klasy politycznej do spraw decydujących
o przyszłości Polski".
Reklama
Krzywdzące sankcje
Kolejny głos w wielkiej dyskusji wokół Haidera i sankcji wobec Austrii. Filozof, profesor Instytutu Nauk o Człowieku w Wiedniu, bardzo bliski różnym naszym "Europejczykom", wypowiada w Gazecie Wyborczej z 6 marca (Wiedniowi kazania nie pomogą) opinie wyraźnie zderzające się z opiniami rzeczników nagonki na Haidera. W ocenie prof. Krzysztofa Michalskiego: "Rezygnując ze stanowiska, może on (Haider - J.R.N.) tylko zyskać sympatię Austriaków. Same sankcje krajów Unii uważam za jawnie krzywdzące, niesprawiedliwe i szkodliwe. Podrywają zaufanie do instytucji europejskich i mogą najwyżej doprowadzić do wzmocnienia Haidera. (...) Próby demonizacji Haidera i wykluczenia go przez to z demokratycznej gry ułatwiły jego dojście do władzy. Unia Europejska, próbując go wykluczyć w podobny sposób, podlewa tylko ten kwiat. (...) Sankcje UE (...) utwierdzają w świętym oburzeniu idiotów, którzy karzą za Haidera studentów z Grazu i Montpellier, kasując ich wymianę. Albo wzywając do bojkotu austriackich stoków narciarskich. Jadąc na narty do Szwajcarii, gdzie zresztą podobny do Haidera publicysta odniósł ostatnio wyborczy sukces, nie pomożemy Austriakom w reformowaniu swojego kraju. To tylko głupi, pozornie moralny gest. A dokąd pojedziemy na narty, jak Berlusconi i Fini wygrają następne wybory we Włoszech, a Front Narodowy zdobędzie większość w alpejskich dystryktach Francji?".
Odmieniony Ciosek
Były członek Biura Politycznego KC PZPR Stanisław Ciosek jako ambasador RP w Moskwie skłonny był wciąż do winienia Polaków, a zwłaszcza " napastliwej polskiej prasy", za różne zakłócenia w stosunkach między Polską a Rosją. Nagle, cóż za zadziwiająca odmiana ocen, Ciosek zaczyna dostrzegać w Rosji ludzi dążących do zwady z Polską. Życie zwróciło się do Cioska, jako doradcy prezydenta Kwaśniewskiego, by skomentował obecny stan stosunków z Rosją. Odpowiadając na pytanie redakcji Życia: " Komu może zależeć w Rosji na podsycaniu tego konfliktu?" (tj. konfliktu z Polską - J.R.N.), Ciosek stwierdził m.in.: "Takich ludzi jest pełno. Oni nie tylko chcieliby zjeść żywcem Polaków, ale wszystkich myślących inaczej. To ludzie, którzy reprezentują prehistoryczną mocarstwowość" (Życie z 29 lutego, Pytania "Życia" - To nie jest zimna wojna).