Zima nie dawała za wygraną. Mimo zbliżającej się wiosny, ranek
był mroźny. Asfalt parkingu i gałęzie drzew pokrył biały osad. Samochody
jechały ostrożnie, aby nie wpaść w poślizg. Mimo godziny szczytu,
kiedy ludziom spieszy się do pracy, żaden kierowca nie użył klaksonu.
Nad Rynkiem Wieluńskim panowała cisza.
Pod przystankową wiatą siedział starszy mężczyzna. Obok,
na ławce, leżała niewielka skórzana torba, dość już sfatygowana.
Mężczyzna trzymał na niej dłoń i spoglądał czujnie w jej kierunku,
jakby znajdowało się w niej coś drogocennego.
Autobusy odjeżdżały jeden za drugim, a samotny podróżny
nie ruszał się z miejsca. Patrzył nieruchomymi oczyma przed siebie
w stronę wznoszącej się nad dachami wieży jasnogórskiej. Starzec
miał siwą brodę, poorane zmarszczkami czoło i policzki, a spod zmęczonych,
opadających brwi jaśniały bystre młodzieńcze oczy.
Stojący nieopodal chłopak nie spuszczał mężczyzny z oczu.
W końcu zbliżył się i nieśmiało zapytał:
- Dobrze się pan czuje?
Starzec zachowywał się, jakby nie usłyszał pytania, lecz
po chwili spojrzał na chłopca zdziwionym wzrokiem i odpowiedział
niskim, zachrypniętym głosem, wskazując miejsce obok siebie:
- Siadaj, człowieku, zmieścimy się obaj.
Chłopak nie dał się długo prosić i natychmiast skorzystał
z zaproszenia.
- Widziałem, że długo pan czeka, to pana pewnie nogi
musiały zaboleć. Po co się męczyć, skoro jest miejsce na ławce -
zagadnął mężczyzna.
- Ja nie z powodu nóg usiadłem, tylko... - chłopak nie
dokończył, ponieważ starzec przerwał w połowie zdania swoim charakterystycznym
barytonem, jakby bał się, że chłopak może zadać niewłaściwe pytanie:
- Nic nie szkodzi, młodzi też muszą czasami odpocząć.
- Czy mogę o coś zapytać? - powiedział chłopak już nieco
pewniejszym głosem.
- Tego się właśnie obawiałem - odparł mężczyzna, uśmiechając
się łagodnie.
- To nie chce pan ze mną rozmawiać? - spytał ostrożnie
chłopak.
- Tego nie powiedziałem - odparł mężczyzna. - Nie lubię
tylko ciekawskich.
- Ja nie jestem ciekawski - ciągnął chłopak. - Obawiam
się tylko o pana. Przecież pan od pół godziny, odkąd tu przyszedłem,
a może i dłużej, tak siedzi i patrzy przed siebie, jakby się pan
czymś martwił.
- Masz oko, chłopcze, będą z ciebie ludzie - mężczyzna
klepnął rozmówcę w kolano, aż ten gwałtownie podskoczył. - No to,
co chciałbyś wiedzieć?
- Na co pan czeka? - chłopak spytał bez zastanowienia,
jakby pytanie miał przygotowane już od dawna.
- Na odwagę - starzec odparł równie szybko.
- Jak to? Czego pan się boi? Coś panu grozi? Przecież
tu nikogo nie ma - dziwił się chłopak.
- Przyjechałem tutaj z drugiego końca Polski, żeby pogadać
z moim przyjacielem, którego nie widziałem już od wielu lat, a któremu
dawno temu wyrządziłem krzywdę. Chciałem go za to przeprosić. Już
długo nie pożyję, a nie mam ochoty umierać bez załatwienia tej sprawy.
Nie bałbym się śmierci, gdyby nie ta jedna sprawa - wyjaśnił mężczyzna.
- No to czemu pan do niego nie idzie? - zapytał chłopak
zdziwiony. - Daleko pan ma jeszcze do niego? Czeka pan pewnie na
pekaes?
- On mieszka tu, niedaleko - starzec wskazał na chylącą
się ze starości kamienicę. - W drugim oknie od prawej strony na parterze.
Jeśli nie zmienił przez te lata mieszkania, to w jego oknie właśnie
zapaliło się światło. To jest ciemne mieszkanie.
- To pan przyjechał z daleka i nie wie nawet, czy on
tu jeszcze mieszka? - pytał chłopak.
- Nie można w życiu nie ryzykować - odparł mężczyzna
zmęczonym głosem.
- Jeszcze chciałem pana o coś zapytać - powiedział chłopak.
Starzec wstał i ruszył wolno, lecz zdecydowanie w stronę
kamienicy z jedynym oknem, w którym paliło się światło.
- Na to pytanie, chłopcze, będziesz sobie musiał już
sam odpowiedzieć - rzucił przez ramię, nie oglądając się za siebie.
- Bywaj zdrów!
Pomóż w rozwoju naszego portalu
