Reklama
Wracam myślą do 1993 r. i 1995 r., czyli do wyborów parlamentarnych
i prezydenckich. Dwie porażki chrześcijańskiego nurtu prawicy. Doświadczenia
porażki zaciążyły nie tylko na życiu politycznym, społecznym, narodowym.
Weszły w nasze życie prywatne, podzieliły rodziny, ostudziły lub
zniszczyły przyjaźnie.
Czy wyciągnęliśmy z tych wyborów wnioski? W naszym życiu
społecznym często sprawdza się przysłowie: "Mądry Polak po szkodzie". Czy kiedykolwiek jesteśmy zdolni obalić ten stereotyp? Mam wątpliwości.
Wracam też do tych doświadczeń, które przesuwały się przez nasze
życie polityczne. W ciągu ostatniego półwiecza głosowaliśmy wiele
razy. W czasach komunistycznych ludzie szli głosować (nie wybierać),
bo kierował nimi strach o pracę, o studia dla dzieci, o paszport.
Było to głosowanie na mających władzę. Wyniki były już z góry przesądzone.
4 czerwca 1989 r. - pierwsze "prawie wolne wybory". "Prawie
wolne wybory", bo znaczna część mandatów była już z góry obsadzona.
Niepokoiliśmy się, ilu "naszych" będzie w parlamencie. Wyborcy sprawdzili
się i dopisali! Pamiętam, jak umierająca Halina Mikołajska, znana
aktorka i opozycjonistka, kazała się nieść do punktu wyborczego,
by "oddać głos na Polskę". Decydowaliśmy jak ludzie wolni. Naszym
ideałem była wtedy wolność - człowieka i narodu. Jak pisał w jednym
z wierszy C. K. Norwid, u podstaw wszystkich spraw musi być ideał:
Bo zaprawdę ci powiem, / że narodów losy, / I koleje ludzkości,
i świat, / i niebiosy, / I słońce, i gwiazd chóry, / i rdzeń minerału,
/ I duch!... / i wszystko, / bierze żywot z Ideału.
(W pracowni Guyskiego)
A jednak, gdzieś się ten ideał zapodział. Rozmył w doświadczeniu
przemian. Dla wielu ideałem stało się "być człowiekiem sukcesu", "
mieć jak najwięcej". Inni przestali myśleć o ideałach i o wolności.
Muszą myśleć o chlebie powszednim. Wielu przestało wierzyć w jakiekolwiek
ideały, w uczciwość, także sprawujących władzę. Jeszcze inni stwierdzili: "
komuno, wróć", bo sądzili, że wszystko otrzymają od zaraz.
Widuję w parlamencie klub postkomunistyczny - SLD. Sąsiaduje
z naszym klubem AWS. Tam codziennie jest pełno, nie tylko starszych,
byłych komunistów. Przyciągani są młodzi. I choć różnią się między
sobą i kłócą, i dzielą, niewiele z tego dociera do opinii publicznej.
Lewica ma wspólne interesy. Naprawdę jest w nich siła pieniądza.
Prawica ma jeszcze na sztandarach ideały. Tylko dziś te ideały nie
są wspólne. Zwyciężają ambicje i prywata. Dzielą urazy i "pycha żywota". Wielu naszych polityków uważa, że każdy z nich byłby najlepszym
ministrem, premierem, prezydentem. Nie do wiary, jak mamy mało realizmu
i krytycyzmu oceny własnej osoby. Nie tylko dobro wspólne, ale nawet
próg kompetencji się nie liczy. Prasowe wystąpienia w Gazecie Wyborczej
i w innych gazetach odkrywają prawdziwe twarze.
Czy skłóceni i podzieleni, po raz drugi w wolnych wyborach
prezydenckich wybierzemy niewolę? To pytanie stawiam w kontekście
wyborów prezydenckich z 1995 r. Data 19 listopada 1995 r. - to dzień
porażki czy hańby domowej, czy oszustwa? A może wszystkiego po trochu?
Nie wyjaśniony do końca dramat trwał do późnej nocy. A rankiem wielu
Polaków wyszło z domu z poczuciem, że wrócił 13 grudnia 1981 r. -
tragiczny dzień stanu wojennego. Wtedy też padał śnieg i wokoło była
przeraźliwa cisza. I wielki smutek wisiał w powietrzu. Wszystko było
podobne. Tylko, że w 1995 r. już strach nie czaił się za plecami
ludzi. Prasa katolicka i prawicowa napisała: "Polacy zadali cios
nowej Europie! Vous Polonais on ne vous comprand pas!" - Was, Polacy,
nie można zrozumieć.
Czy zapomnieliśmy o tamtym dniu? Czy jesteśmy w stanie w
tym kontekście i w tym doświadczeniu pozbierać siły? Co należy zrobić?
Kogo wybrać? "Polacy, kiedy zdają się na Boga, są zdolni do wielkich
czynów, kiedy zdają się na siebie samych, wracają do barbarzyństwa.
To już mówił Norwid, więc nie myślę, byście musieli obrażać się z
tego powodu" (Rocco Buttiglione).
Pomóż w rozwoju naszego portalu
