W Wiedniu powstało tzw. Europejskie Centrum Monitorowania Rasizmu
i Ksenofobii. "Europejskość" tego Centrum staje się wszakże
dość wątpliwa, zważywszy, że jego dyrektor ujawnia, iż celem Centrum
ma być "śledzenie ksenofobii i antysemityzmu". Śledzenie
ksenofobii i antysemityzmu to, oczywiście, śledzenie ludzi, których
ów ośrodek uzna za nosicieli ksenofobii i antysemityzmu - mamy więc
oto do czynienia z samozwańczą instytucją, która według sobie tylko
wiadomych kryteriów będzie podejrzewać rozmaite osoby o "ksenofobię
i rasizm", a następnie śledzić je. W tym właśnie miejscu rodzą
się wątpliwości co do europejskiego charakteru tego ośrodka...
W państwach europejskich z ducha, a nie tylko "z geografii&
quot; - śledzeniem osób podejrzanych o przestępcze zachowania zajmuje
się policja i prokuratura, niekiedy służby specjalne państwa. Zarazem
prawo określa, jakie zachowania są dopuszczalne, mieszczą się w granicach
prawa - a jakie są przestępcze. Prawo i jego kryteria tworzą ustawy,
a te uchwalane są przez parlamenty. Śledzenie ludzi za poglądy lub
emocje, w dodatku samozwańczo kwalifikowane przez samozwańczych &
quot;śledczych" jako "ksenofobia" lub "rasizm&
quot; - mieści się raczej w praktykach rozmaitych "czerezwyczajek&
quot;, ugrupowań terrorystycznych czy bojówek niż w akceptowanym
kanonie "europejskości".
Tymczasem niemal w dzień po powstaniu w Wiedniu owego dziwnego &
quot;Centrum" do premiera Buzka zgłosiła się delegacja ze Stowarzyszenia
przeciwko Antysemityzmowi i Ksenofobii "Otwarta Rzeczpospolita&
quot;. Co za dziwny zbieg okoliczności... No i co to właściwie znaczy &
quot;otwarta Rzeczpospolita"? Otwarta - ale na co? Na owo wiedeńskie
Centrum do śledzenia obywateli za poglądy?...
Delegacja tego Stowarzyszenia zażądała od razu, żeby premier
Buzek... zakazał kolportowania przez "Ruch" (przedsiębiorstwo
państwowe!) dwóch tygodników - Naszej Polski i Myśli Polskiej. Premier
Buzek zareagował na te żądania prywatnych bądź co bądź osób wyjątkowo
pospiesznie i - jak się wydaje - w sposób wysoce nieprzemyślany:
nakazał wiceministrowi sprawiedliwości, aby spraw "antysemityzmu
i ksenofobii" - jak się wyraził - "nie rozmydlał",
ponadto obiecał delegacji, że "wpłynie" na ministra skarbu,
aby wydał stosowne decyzje w sprawie kolportażu ww. tygodników. Rodzi
się więc pytanie: czy wystarczy już w Polsce donos jakiegoś stowarzyszenia,
by ograniczyć w prawach - bez wyroku sądowego - obywateli, dziennikarzy,
redakcje?... Bo jeśli premier spełni swe obietnice dane delegacji &
quot;Otwartej Rzeczpospolitej", będzie to sygnał, iż donos liczy
się bardziej niż wyrok sądowy. Byłaby to taka sama "europejskość&
quot;, jak owego wiedeńskiego Centrum, co to będzie śledzić obywateli
samozwańczo, wskazawszy ich uprzednio jako "ksenofobów i antysemitów&
quot;...
Czy w pozorach demokracji i praworządności nie byłby to
krok w stronę totalniactwa?...
Pomóż w rozwoju naszego portalu