Po Janie Pawle II u Malachiasza jest jeszcze tylko jeden kryptogram:
Gloria oliwae - Chwała oliwki. Czy to oznacza, że czeka nas jeszcze
tylko jeden pontyfikat papieża o innej barwie skóry? Z pewnością
tak uważał św. Malachiasz, który na zakończenie proroctwa napisał: "
Podczas ostatecznego prześladowania Świętego Rzymskiego Kościoła
zasiądzie Piotr Rzymianin, który paść będzie owce wielu utrapień,
po przeminięciu których państwo na siedmiu wzgórzach położone zniszczone
zostanie, a straszny Sędzia będzie karał swój lud. Koniec".
Czy dzisiaj mógłby papieżem zostać Afrykańczyk? To pewne,
że tak. 5 czerwca 1993 r. po raz pierwszy w historii dziekanem Kolegium
Kardynalskiego, Senatu Kościoła, wybrano biskupa z Czarnego Lądu
- kard. Bernardina Gantina, urodzonego w Beninie, u zachodnich wybrzeży
Afryki. W Rzymie pracuje od 1971 r. Dziekanem Kolegium wybrany został
jednogłośnie. Wybór ten zaaprobowany został przez Papieża. Poprzednio
funkcję dziekana Kolegium Kardynalskiego pełnił watykański Sekretarz
Stanu - kard. Agostino Casaroli. Wybór na tak wysokie stanowisko
kard. Gantina wywołał zdumienie tak w samym Watykanie, jak i na całym
świecie. Powodem jednak tego zdumienia jest nie sama decyzja, a raczej
pytanie, co taki krok mógłby sugerować w sprawie przyszłej elekcji
papieża. Jeśli kard. Gantin mógł zostać wybrany przez innych kardynałów
dziekanem, to - rozumowali niektórzy obserwatorzy - kardynałowie
mogą również w przyszłości wybrać Afrykańczyka następcą św. Piotra
i głową Kościoła. "Obecność kard. Gantina na stanowisku dziekana
Senatu Kościoła być może stanowi zapowiedź wyboru afrykańskiego papieża"
- napisał watykanista dziennika Il Messaggero, Orazio Petrosillo.
Obok kard. Gantina w Kurii Watykańskiej od 1979 r. pracuje
inny Afrykańczyk, wybitny kard. Francis Arinze z Nigerii. Odpowiada
za stosunki z innymi religiami, zwłaszcza z islamem. Odznacza się
charyzmą i ciepłem. Nic więc obecnie nie stoi na przeszkodzie, aby
po 1500 latach papieżem został wybrany Murzyn. Nie byłoby to aż takim
novum, ponieważ Afrykańczykiem był papież Gelazy I, panujący w latach
492-496, urodzony w Rzymie, ale z afrykańskich rodziców. W każdym
więc razie następny papież mógłby pochodzić z Afryki, co nie znaczy,
że powinniśmy poważnie potraktować proroctwo św. Malachiasza. Są
w nim wszak miejsca pozbawione logiki i pełne fantazji. Jeśli jednak
poważnie potraktować przepowiednię św. s. Faustyny - a właściwie
słowa podyktowane jej przez Jezusa, że iskra, czyli Jan Paweł II,
przygotuje świat na ostateczne przyjście Pana - papieska mozaika
zawierałaby koniec historii świata, jaki jest nam znany. Myśląc więc
o wielkości Jana Pawła II, pamiętać wypada o tych wszystkich tajemniczych
zapowiedziach Papieża-Słowianina. Opatrzność bowiem nie pozostawia
nas bez znaków nadziei. A w życiu i działalności tego Papieża tych
znaków jest bardzo wiele.
Jednym z nich były okoliczności wyboru kard. Wojtyły
na Stolicę Piotrową. Pamiętamy, że wybór ten został poprzedzony krótkim
pontyfikatem Jana Pawła I. Zapewne chodziło Opatrzności o pontyfikat
przejściowy, otwierający papiestwo na sprawy duszpasterstwa. Papież
Luciani miał bowiem doświadczenia odmienne od poprzedników, był tylko
biskupem, a przed samym wyborem - patriarchą Wenecji. Nie był nigdy
administratorem, poza tym raczej ukrywał niż ukazywał swoje zalety. "
W jego sklepie było więcej, niż pokazywał w witrynie" - powiedział
o nim obrazowo były sekretarz Jana XXIII, abp Loris Capovilla. Mówił
np. bardzo dobrze po angielsku, ale był zbyt nieśmiały, by posługiwać
się tym językiem. Na Stolicy Piotrowej przeżył tylko jeden miesiąc.
Jako wspomnienie pozostawił swój uśmiech. Przyjął to niezwykłe podwójne
imię, aby podkreślić swoje przywiązanie do polityki poprzedników,
choć natychmiast pokazał, że jest inny. Nie miał nic z mocnej ufności
Jana ani ze stylu intelektualnego Pawła VI. Podobno jego uśmiech
nie był jednak zawsze uśmiechem radości, ale wypływał z napięcia
nerwowego. Dziwne, bo kiedy 5 września zaprosił do Watykanu na pierwsze
ekumeniczne spotkanie Nikodema, głowę rosyjskiej Cerkwi prawosławnej,
ten padł martwy u stóp papieża powalony piątym atakiem serca. Jan
Paweł I bardzo to przeżył, był dłuższy czas przygnębiony, jakby czuł
się odpowiedzialny za ten wypadek. Sam już zresztą miał poważne kłopoty
ze zdrowiem, nogi mu puchły tak bardzo, że nie mógł założyć butów,
dlatego godzinami spacerował po wewnętrznym ogrodzie, żeby poprawić
krążenie. Podobno żaden lekarz nie interesował się specjalnie jego
zdrowiem, choć Papież powinien był codziennie brać lekarstwo na krzepliwość
krwi. Również każde z jego działań nosiło znamię jakiejś niepewności.
Opowiadano, że Jan Paweł I był przerażony, gdy zobaczył papieskie
biurko ze stertą dokumentów oczekujących na jego decyzje, a Kuria
wywierała nacisk, aby pospieszył się z załatwianiem zaległych spraw.
On wszak nie podejmował żadnych decyzji, jakby wiedząc, że jego dni
są policzone. Z pewnością w fatalnym stanie jego zdrowia należy szukać
rozwiązania zagadki nagłej śmierci, ale równocześnie pamiętać trzeba,
że on jakby o tym wiedział, co zupełnie paraliżowało mu możliwości
działania. Chory na serce, mający poważne kłopoty z krążeniem, nie
wytrzymał bieżącego naporu spraw ani myśli o czekających go zadaniach,
decyzjach, podróżach apostolskich...
CDN.
Pomóż w rozwoju naszego portalu