Głównymi architektami obecnej Unii Europejskiej były Francja
i Niemcy, stąd słuszne postrzeganie UE jako instrumentu francusko-niemieckiej
polityki europejskiej. Po zjednoczeniu Niemiec sytuacja uległa zmianie:
instrument ten zaczyna lepiej służyć polityce niemieckiej niż francuskiej.
Zauważyli to Francuzi, którzy ostatnio nader sceptycznie wypowiedzieli
się na temat niemieckiej propozycji jeszcze większego scentralizowania
UE (federacyjny projekt rządu niemieckiego, przewidujący silnie umocowany "
europejski rząd"). Francuzi dystansują się też ostatnio od prób tworzenia
wspólnych sił zbrojnych UE, niezależnych od NATO: czyżby w takich
próbach upatrywali możliwości wyprowadzenia Bundeswehry spod NATO-wskiej
dotąd kurateli?
Ostatni szczyt UE w Nicei wskazuje, że władze francuskie
zaczynają postrzegać Polskę jako kraj, który znalazł się już w orbicie
polityki niemieckiej: na tym szczycie Francja podjęła próbę ograniczenia
polskich wpływów w przyszłej rozszerzonej UE. W kategoriach politycznych
trudno to interpretować inaczej: Francja nie szuka już w Polsce przeciwwagi
dla polityki niemieckiej w Europie, ale najwyraźniej traktuje Polskę
jako kraj popadający w uzależnienie polityczne od Niemiec, a zatem
którego wpływy trzeba ograniczać.
Można by powiedzieć, że wiązanie się polityki polskiej
z polityką niemiecką nie jest złe: Niemcy to silny i bogaty kraj,
jedna z najsilniejszych światowych gospodarek, z wyraźną ambicją,
by zagospodarowywać swym kapitałem Europę Środkowo-Wschodnią, Rosję,
Ukrainę, Bałkany... Zresztą - czy Polska ma wielki wybór? Alternatywą
dla polityki proniemieckiej może być polityka prorosyjska albo wyrazista
polityka proamerykańska (pojawiają się takie głosy, ale nie są liczne)
. Niemcy tymczasem chętnie wchodzą w rolę "adwokata Polski" na forum
europejskim...
Jest jednak pewne istotne "ale". Na początku lat 90.
Polska podpisała z Niemcami dwa traktaty: o nienaruszalności obecnych
granic i o dobrosąsiedzkich stosunkach. W traktatach tych jednak
nie uregulowano kwestii własności na polskich ziemiach zachodnich.
Do tej własności lub do odszkodowań za nią Niemcy zgłaszają pretensje,
i chociaż są to pretensje dotąd bagatelizowane - przynajmniej publicznie
- przez dotychczasowych kierowników polskiej polityki zagranicznej
- problem istnieje.
Po ewentualnym przystąpieniu Polski do UE wyroki sądów
zapadające w dowolnym kraju członkowskim UE będą też obowiązywać
na terenie Polski, i odwrotnie. Może więc dojść do sytuacji, że skarżący
o tę własność Niemcy uzyskiwać będą przed niemieckimi sądami korzystne
dla siebie orzeczenia, z którymi zgłaszać się będą do władz polskich
w celu ich wyegzekwowania. Za tym, że takie wyroki mogą zapadać,
przemawia fakt, że na mocy obecnej konstytucji niemieckiej Niemcy
istnieją w granicach z 1937 r., a zatem na mocy prawa niemieckiego
sądy niemieckie będą jak najbardziej uprawnione do orzekania w tych
sprawach: w sprawach własności na polskich ziemiach zachodnich.
Zapewne Polacy zgłaszać się będą wówczas do polskich
sądów celem uzyskania potwierdzenia własnych tytułów własności. Powstanie
więc kwestia jurysdykcji nadrzędnej, która rodzące się spory będzie
rozstrzygać. Będzie to zapewne jurysdykcja ponadnarodowa, unijna.
Jeśli jednak prawdziwa jest obserwacja, że UE staje się
coraz bardziej instrumentem polityki niemieckiej - czy aby na pewno
orzeczenia instancji unijnych będą dla Polaków korzystne?
Dlatego uregulowanie kwestii własności w kolejnym polsko-niemieckim
traktacie wydaje się niezbędne - jeszcze przed przystąpieniem Polski
do UE.
Decyzję o wysiedleniu Niemców, jak również o pozbawieniu
Polski ziem wschodnich podjęli Rosjanie, Amerykanie i Anglicy (Teheran,
Jałta, Poczdam). Jednak roszczenia niemieckie względem utraconej
własności nie są kierowane pod adresem rosyjskim, amerykańskim czy
angielskim. Są kierowane pod polskim adresem.
Z tych właśnie powodów jednoznaczne uregulowanie tej
kwestii między Polską a Niemcami jeszcze przed przystąpieniem Polski
do UE wydaje się pilne. Kto wie, czy nie pilniejsze od samego przystąpienia...
Pomóż w rozwoju naszego portalu