Reklama

Jestem szczęśliwym ojcem

Niedziela warszawska 25/2002

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Model polskiej rodziny czasem odchodzi od tradycyjnego 2+2. Na Dzień Ojca swoimi doświadczeniami rodzicielstwa dzielą się z nami " szczególni" ojcowie.

Marek, stolarz, samotnie wychowujący trzech synów - Maćka oraz bliźniaków Andrzeja i Grzegorza:

Bardzo cieszyliśmy się z żoną na przyjście pierwszego syna. Kiedy się urodził, to było fantastyczne przeżycie. Początkowo zajmowała się nim głównie żona, ja musiałem większość czasu spędzać przy budowie naszego domu. Za dwa lata spodziewaliśmy się kolejnego dziecka. Odwiozłem żonę do szpitala na poród. Wkrótce otrzymałem telefon: urodził się panu trzeci syn. - Nie trzeci, a drugi - sprostowałem. - Drugi też jest - usłyszałem od pielęgniarek. Tak na świat przyszli nasi bliźniacy, Andrzej i Grzegorz. Pracowałem na utrzymanie domu, a wychowywaniem zajęła się żona. Czułem się bardzo szczęśliwy, ale z dziećmi nie byłem bardzo mocno emocjonalnie związany.

Sytuacja zmieniła się po śmierci żony. Wtedy całą miłość do niej przelałem na dzieci. Zacząłem zauważać, jakich mam fantastycznych synów, bardzo dobrze się rozumieliśmy. Moje życie się zmieniło. Wcześniej moim głównym zadaniem było utrzymanie rodziny, teraz poczułem, że ciąży na mnie większa odpowiedzialność za dzieci. Przeszliśmy trudny okres, chłopcy mieli chwile załamania. Wiele osób mi pomagało, ale ja sam musiałem podejmować te decyzje, które zaważą na ich przyszłości, jak i te błahe.

Kiedy zostałem sam z synami, początkowo przychodziła nam gotować starsza pani. Potem wspólnie z synami wykonywaliśmy różne prace, co dawało nam poczucie łączności. Chłopcy zaczynali uczyć się sprzątać. Mnie najbardziej przerażały sterty prania. Teraz wszystkie domowe prace to dla nas banalne sprawy.

Bardzo dobrze się rozumiemy. Młodszy syn gra w piłkę w klubie, ja uczestniczę w ich pasjach. Wsiadamy w samochód i jedziemy wszyscy na mecz, choć bywam bardzo zmęczony. Synowie bardzo lubią, kiedy jesteśmy razem. Nasze życie płynie w miarę spokojnie. Znam na tyle moich synów, że nigdy mnie niczym niespodziewanym nie zaskoczyli. Mam fantastyczne dzieci. Przez to, że nie mają mamy wiele w życiu przeszli. W jakiś sposób wpłynęło to na ich obraz kobiety. Wiele razy rozmawialiśmy o tym z najstarszym synem.

Chłopcy mają w życiu dużo szczęścia - spotykają na swojej drodze życzliwych ludzi. Dziś są pełnoletni i bardzo samodzielni. Chociaż musiałem przejść przez wiele doświadczeń w samotnym wychowaniu synów, to mogę powiedzieć, że jeżeli się kocha, wszystko jest do uniesienia.

W Dniu Ojca staramy się zwykle razem spędzać czas. Chłopcy robią obiad, jedziemy na mecz.

Piotr, etnolog, ojciec dwójki adoptowanych dzieci - Anny Marii i Stasia:

Wolny czas spędzam razem z dziećmi. Jeździmy całą rodziną na basen, na działkę. Krzyczę na dzieci tak jak każdy ojciec. W ciągu tygodnia staramy się, aby przynajmniej jeden posiłek dziennie jadać wspólnie. Zwykle jest to kolacja. Jestem szczęśliwym ojcem.

Wraz z żoną bardzo pragnęliśmy mieć dzieci. Oboje jesteśmy wierzący i praktykujący. Kiedy nasze oczekiwanie wydłużało się, postanowiliśmy się modlić. Nie chcieliśmy mieć dziecka za wszelką cenę, intencją modlitwy było powierzenie Bogu naszej sprawy. Minęło dziewięć miesięcy. Był koniec września, nie pamiętam dokładnej daty - na pewno w okolicy 27 września - kiedy skończyliśmy modlitwę. Nic się nie zmieniło, ale nawet o trochę nie byliśmy z tego powodu smutniejsi.

Wkrótce ktoś polecił nam, abyśmy się skontaktowali w sprawie adopcji dziecka. Byliśmy pierwszą parą, która stanowiła pełną rodzinę, pewnie dlatego potem sprawy potoczyły się szybko. W pierwszym tygodniu grudnia zostaliśmy powiadomieni, że jest dla nas dziecko. 8 grudnia, a więc w święto Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny, w samo południe, odebraliśmy Annę. Najbardziej przejmujące dla nas było to, że dziewczynka urodziła się 27 września, a więc wtedy, gdy po 9 miesiącach skończyliśmy z żoną modlitwę. Nie zmienialiśmy jej imienia. Anna - znaczy łaska. Dodaliśmy drugie imię: Maria.

Po dwóch latach adoptowaliśmy Stasia. Adopcja była dla nas czymś bardzo naturalnym. Współczuję osobom, które uciekają się do adopcji dopiero wówczas, kiedy zawiodą wszystkie możliwe środki i adopcja staje się ostatnią deską ratunku.

Bardzo zależy mi na tym, aby dzieci żyły uczciwie, a kiedy trzeba, by umiały z pewnych rzeczy rezygnować. Dzieci nie można chronić przed wszystkim za wszelką cenę, trzeba być dla nich dobrym przykładem.

Sam miałem wspaniałego ojca, bardzo uczciwego i szlachetnego, nie widziałem w nim zazdrości, chciwości. On nauczył mnie normalności.

Postanowiliśmy powiedzieć dzieciom, że są adoptowane. Staś przyjął to normalnie. Ania przeżywała bardzo emocjonalnie. Zadawała mnóstwo pytań. Porozmawialiśmy na ten temat, kiedy dzieci zainicjowały rozmowę. To było dla mnie oczywiste, że tak powinniśmy zrobić. Inaczej nie mógłbym dzieciom spojrzeć w oczy. Nie żałuję tego, co zrobiłem i uważam to za normalne.

Dzień Ojca raczej nie jest obchodzony w naszym domu. Uważam to za trochę sztuczny wymysł. W moim rodzinnym domu nie było takiej tradycji. Za to pamiętamy o Dniu Babci. I jeszcze chciałbym powiedzieć, że być może wkrótce będzie nas pięcioro.

Marek, lekarz, ojciec siedmiorga dzieci - Marcina, Basi, Zosi, Małgosi, Jurka, Grzesia i Agnieszki:

Wydaje mi się, że łatwiej jest wychować kilkoro dzieci niż jedynaka. Kiedy ma się siedmioro dzieci, to nie znaczy, że jest siedem razy więcej problemów. Wtedy rozkładają się one na większą liczbę osób, a niektóre rozwiązują się same. Chcieliśmy mieć z żoną dużo dzieci.

Największym dla nas problemem jest utrzymanie rodziny. Wymusza to ode mnie siedzenie od świtu do nocy w pracy, a więc mniej czasu mogę poświęcić dzieciom. Domem zajmuje się żona.

Obecnie pięcioro dzieci jest już pełnoletnich, potrzebują mniej naszego czasu, mają swoje sprawy i problemy. Kiedy były małe, więcej czasu spędzaliśmy wspólnie. Organizowaliśmy wycieczki, wyjścia. Przez 20 lat w wakacje ze starszymi jeździliśmy nad Wigry. Spędzaliśmy tam trzy tygodnie w większym gronie znajomych. Były spływy kajakowe, wycieczki, podchody, zbieranie grzybów i jagód. Teraz dzieci mają swoje towarzystwo, swoje sprawy. Niewielki mam już wpływ na to, co robią. Rola ojca zmieniła się z wychowawczej na partnerską.

Z większością problemów dzieci chodzą do mamy, ponieważ ją mają na co dzień w domu. Jeśli żona nie czuje się kompetentna, przysyła dzieci do mnie. Czasem są to sprawy zdrowotne. Kiedy chodzi o ważne decyzje, spotykamy się razem i zastanawiamy nad rozwiązaniem: co do studiów, pracy, życia. Nie znaczy, że podejmujemy decyzje za dzieci. Dyskutujemy, a decyzja należy do nich.

Dzieci są w grupach oazowych. W naszym domu każdy ma prawo do czasu wolnego dla siebie, nic nie dzieje się kosztem drugiej osoby. Zdarza nam się z żoną wyjechać na dłużej niż jeden dzień. Ostatnio byliśmy dziewięć dni w Medjugorie. Zatrudnianie babci nie jest potrzebne, dzieci starsze opiekują się młodszymi. Wiedzą, że gdyby pomoc była potrzebna, zawsze można zwrócić się do babci. Kiedy wracamy z żoną - dom lśni czystością. Robią to oczywiście na pokaz, chcą udowodnić, że dają sobie radę.

Obserwuję pewne etapy przeżywania ojcostwa. Im jestem starszy, tym staję się w wychowaniu łagodniejszy. Dzieci traktowane są mniej rygorystycznie, co nie znaczy, że są rozpieszczane. Staram się nie przeszkadzać Bogu w wychowywaniu dzieci. Trzeba dać im możliwość, choć pod kontrolą, to jednak samodzielnego dochodzenia do pewnych rozwiązań.

Z wiekiem inaczej też wygląda zaangażowanie w sprawy rodziny. Początkowo najbardziej absorbował sam moment porodu - jak przebiegnie, czy będzie dziewczynka, czy chłopiec. Pamiętam, że kiedy żona rodziła pierwsze dziecko, na tym samym oddziale miałem dyżur. Biegałem wtedy od żony do pacjentek w ciężkim stanie. Potem, kiedy rodziły się kolejne dzieci, myślałem, jak zorganizować prace w domu, kiedy żona jest w szpitalu, kto ma się opiekować młodszym rodzeństwem.

Dzień Ojca obchodzony jest zależnie od czasu mojego powrotu do domu - czasem jestem pod nocnym dyżurze. Dzieci czekają z tortem, ciastem, laurkami albo moim ulubionym zimnym piwem. Kiedyś kupiły żonie i mnie bilety do kina.

Jestem szczęśliwym ojcem, w ogóle jestem szczęśliwym człowiekiem. Mogę mieć nadzieję, że dzieciom daliśmy wszystko, co mogliśmy dać, aby były dobrze wychowane. Aby sprawdzić efekty, muszę jeszcze poczekać, bo podobno widać je dopiero po wnukach.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2002-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Jezus jest dobrym pasterzem

2024-04-19 10:18

[ TEMATY ]

O. prof. Zdzisław Kijas

Adobe Stock

Jesteśmy dziećmi mocnego i dobrego Boga. Jesteśmy domownikami Boga miłości, który jest gwarantem naszej wolności, tej prawdziwej.

Ewangelia (J 10, 11-18)

CZYTAJ DALEJ

Oświadczenie ws. beatyfikacji Heleny Kmieć

2024-04-18 13:53

[ TEMATY ]

Helena Kmieć

Fundacja im. Heleny Kmieć

Helena Kmieć

Helena Kmieć

W związku z wieloma pytaniami i wątpliwościami dotyczącymi drogi postępowania w procesie beatyfikacyjnym Heleny Kmieć, wydałem oświadczenie, które rozwiewa te kwestie - mówi postulator procesu beatyfikacyjnego Helelny Kmieć, ks. Paweł Wróbel SDS.

CZYTAJ DALEJ

Kim była Helena Kmieć?

2024-04-20 16:02

[ TEMATY ]

Helena Kmieć

Fundacja im. Heleny Kmieć

Świecka misjonarka Helena Kmieć została zamordowana w Boliwii

Świecka misjonarka Helena Kmieć została zamordowana w Boliwii

Rozpoczyna się proces beatyfikacyjny świeckiej misjonarki i wolontariuszki Heleny Kmieć, zamordowanej 24 stycznia 2017 r. podczas misji w Cochabambie w środkowej Boliwii. Zginęła od ciosów nożem podczas napadu na ochronkę dla dzieci. W chwili śmierci miała zaledwie 25 lat. - Ona pokazuje, że w XXI w. świętość ludzi młodych jest możliwa i jest realna - mówi KAI przewodniczący Rady KEP ds. Duszpasterstwa Młodzieży bp Grzegorz Suchodolski. W piątek 10 maja o godz. 10.00 w Kaplicy pałacu Arcybiskupów Krakowskich odbędzie się pierwsza sesja trybunału, która tym samym oficjalnie rozpocznie proces wyniesienia Heleny na ołtarze.

Kim była Helena Kmieć?

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję