Reklama

"Jakiś poemat miłości"

Niedziela Ogólnopolska 39/2001

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

W życiu chrześcijan są takie chwile i takie sytuacje, gdy oślepieni - niczym św. Paweł w drodze do Damaszku - nagłym promieniem Miłości, muszą upaść na twarz. Nie są w stanie inaczej przeżyć tego przemożnego doznania. Dociera do nich cząstka wspaniałości Boga, cząstka istoty Jego oddania człowiekowi. Mnie zdarzyło się parę razy "paść na twarz" wobec wspaniałości Kościoła, tego największego daru Chrystusa dla nas. Nie ma tu potrzeby wyliczać wszystkich okoliczności.
Tak jak dla wielu Polaków stanowiły je, nade wszystko, pielgrzymki Ojca Świętego, jedyne w swoim rodzaju połączenie miłości i geniuszu Głowy Kościoła, piękna liturgii duchowego poruszenia i entuzjazmu uczestników tych spotkań. Bóg daje znaki tak hojną ręką, w czasie, gdy wielu ludzi jest przekonanych, że trudy życia są ponad ich siły.
Jedną z dziedzin największej biedy i zaniedbania jest w naszym kraju opieka medyczna i społeczna nad osobami chorymi psychicznie. Każdy, kto odwiedzał miejsca zwane szpitalami czy domami opieki dla tych osób, długo nie może otrząsnąć się z przygnębienia. W jakiś zdumiewający i bardzo niepochlebny dla naszego systemu społecznego sposób, obrazy wyniesione stamtąd nasuwają inne, sprzed ponad czterystu lat. Św. Jan Boży zobaczył w Grenadzie w 1539 r., z bliska, w Szpitalu Królewskim nędzę i upodlenie chorych psychicznie, skazywanych na zamknięcie w miejscach odosobnienia, gdzie przykuwano tych ludzi łańcuchami do ściany, a główną stosowaną terapią było ich bicie. Dzisiejsze oddziały psychiatryczne państwowych szpitali w Polsce nie są tego rodzaju katowniami. Jednak panujące w nich warunki nasuwają wyraźne analogie. Chronicznie niedoinwestowane, ubożejące z każdym dniem, wyposażone w źle wentylowane, niewygodne i obskurne pomieszczenia. Na ubogie wyżywienie pacjentów ledwo wystarcza tu pieniędzy, na sensowną terapię - poza podstawową farmaceutyczną - już prawie zawsze nie. Niewiele jest pejzaży w polskiej opiece zdrowotnej i socjalnej równie beznadziejnych. Cierpienia psychicznie chorych często nie znajdują zrozumienia u personelu, ich samotność jest tu spotęgowana. Sami lekarze - choć są pośród nich ludzie wspaniali - ulegają w jakiś sposób nastrojowi beznadziejności, poczuciu braku wyjścia z zaklętego kręgu, odczłowieczonej atmosferze tych placówek. Niezrozumiani, zaniedbani w sensie zdrowotnym, fizycznym i duchowym pensjonariusze chodzą na co dzień w obszarpanych piżamach, nie dba się o ich toaletę. Stłoczeni w ciasnocie przypominają więźniów. Wszystko to, co można wyczytać z ich twarzy, potwierdza tylko to porównanie.
Kiedy więc spotyka się ludzi dotkniętych tymi chorobami, którzy są radośni, pełni życia, a przy tym starannie i czysto ubrani, ogoleni i pachnący, nie sposób krzyczeć niemal ze zdumienia. Nie trzeba dodawać, że takich ludzi spotkać można jedynie w Kościele. I tu musimy "paść na twarz", widząc jego wspaniałość, mądre, autentyczne pochylenie nad człowiekiem: najtrudniejszym z trudnych, najbiedniejszym z biednych. Dane mi było zobaczyć Dom Pomocy Społecznej dla chorych psychicznie i umysłowo, prowadzony przez Zakon Szpitalny św. Jana Bożego, czyli Bonifratrów w Zebrzydowicach pod Krakowem. Co się składa na jego fenomen? Czterysta lat tradycji, poświęcenie i wysokie kompetencje Braci? Niezwykle sprawna organizacja życia Domu, wszechstronne, nowoczesne formy terapii (łącznie z terapią warsztatową na najwyższym poziomie: chorzy malują, tkają, szyją, zajmują się stolarstwem i szewstwem - co kto lubi - korzystają z hipoterapii)? To wszystko byłoby za mało, żeby stworzyć ośrodek powrotu do życia, do pełni istnienia, mimo nieuleczalnej najczęściej choroby, także do życia duchowego - na takim poziomie. Potrzebna jest jeszcze miłość. A tej nie zdobędzie się bez Pana Jezusa. Jeśli więc mówię o wspaniałości Kościoła, to właśnie mam na myśli to jedyne w swoim rodzaju połączenie miłości z fachowością, gospodarskiej, mądrej zapobiegliwości z nowoczesną wiedzą medyczną, zwyczajnej dobroci, która staje się "zaraźliwa". Nawet mieszkańcy wioski - nierzadko zatrudnieni przy utrzymaniu klasztoru i gospodarstwa - stają się braćmi i przyjaciółmi chorych, zapraszają ich na święta do swoich domów, dzielą się tym, co mają najcenniejszego, swoim czasem, swoją prywatnością. Brat dyrektor Domu - Feliks Borkiewicz oprowadził mnie po wszystkich oddziałach dla chorych, łącznie z tym najcięższym, gdzie przebywają ludzie dotknięci nieodwracalnym kalectwem umysłowym. Zapewne nie uwierzyłabym, gdybym nie dotknęła tej rzeczywistości: ci, dla których świadomość świeckich ma zarezerwowane pogardliwe określenie "kadłubki", którzy nie potrafią nawet mówić, wydając tylko nieartykułowane dźwięki, potrafią bezbłędnie odpowiadać miłością na miłość.
Bonifratrzy mają dla nich cały zestaw gestów i słów miłości, opanowany z wielką maestrią. Tak oto potwierdza się prawda, której nie chce uznać współczesny świat: tylko Kościół potrafi właściwie docenić i chronić godność ludzką. Dostrzec w najbiedniejszej, najskromniejszej istocie ludzkiej całe bogactwo złożone tam przez Stwórcę.
Przedmiotem dumy duchownych i świeckich pracowników Domu - zgodnie z tradycją Bonifratrów świeccy pracują ręka w rękę z zakonnikami - są warsztaty terapii zajęciowej. Widziałam urzekające prostotą, piękne przedmioty sztuki użytkowej i pełne ekspresji obrazy malowane przez chorych. Starannie oprawione, wyeksponowane na ścianach Domu stanowią najlepszy dowód, że twórczość jest szansą ludzi cierpiących i zarazem wspaniałą nagrodą dla ich opiekunów i terapeutów. Rozmawiałam z osobami prowadzącymi terapię zajęciową - to nie są tylko pracownicy, którzy zarabiają tu na życie, to ludzie przeżywający wszystkie wzloty i upadki swoich podopiecznych, towarzyszący im w ich zmaganiach ze swoją chorobą, ludzie całkowicie spełnieni zawodowo, szczęśliwi, bo maksymalnie zaangażowani w swoją pracę.
Uderzające jest fizyczne piękno zebrzydowickiego Domu. Chorzy mieszkają w Pałacu Zebrzydowskich i w obiektach dobudowanych współcześnie na potrzeby Domu. Siedemnastowieczny pałac z przepiękną kaplicą, refektarzem, z malarstwem najwyższej próby, jest perłą architektury. Spośród obrazów najbardziej przemówił do mnie ten, który przedstawia św. Jana Bożego w chwili śmierci, tulącego do siebie krucyfiks z czułością, podobną do tej, jaką dostrzegłam w relacjach między Bonifratrami a ich podopiecznymi. Pałac jest darem rodziny Zebrzydowskich dla Zakonu Szpitalnego. Cały zespół zabytkowy, wraz z pięknym ogrodem malowniczo utkanym wśród podkrakowskich wzgórz, sąsiaduje z sanktuarium Ojców Bernardynów w Kalwarii Zebrzydowskiej. W całym środowisku społecznym tych miejscowości: Zebrzydowic i Kalwarii Zebrzydowskiej czuje się oddziaływanie tych ośrodków życia duchowego. Jest coś w uprzejmości ludzi, ich kulturze, pieczołowitości, z jaką dbają o swoje domy i miejsca pracy - Kalwaria jest tradycyjnym centrum stolarstwa meblowego; Zebrzydowice słyną z szewstwa - co nie jest przypadkowe, co nasuwa myśl o źródle, z którego ludzie czerpią siły do solidnej pracy, do dbałości o swoje rodziny.
Chorzy z Zebrzydowic nie spędzają w swoim Domu całego roku. Bracia organizują im letni wypoczynek w górach lub nad morzem. W klasztorze działają słynne z kulinarnego kunsztu na całą okolicę panie kucharki. Chorzy są tu więc jak dzieci pod skrzydłami kochających rodziców, którzy dbają, by im "ptasiego mleka" nie zabrakło.
Warto poznać niezwykłą biografię św. Jana Bożego, żeby zrozumieć to wszystko. Św. Jan był założycielem pierwszego na świecie szpitala dla psychicznie i umysłowo chorych, w którym wreszcie nie byli oni bici i zakuwani w kajdany jak najgorsi przestępcy. Święty i jego pomocnicy, bracia i ludzie świeccy, nosili ich na rękach, myli, karmili i leczyli z największą miłością. Gdy zważy się, jakim przełomem w systemie lecznictwa i opieki było powstanie takich miejsc, można będzie spojrzeć na wszystko to, co dzieje się dziś w zebrzydowickim Domu - a jest on jedną z kilku tego typu placówek Bonifratrów w Polsce - inaczej, nie jak na ewenement. Okaże się to jeszcze jedną stroną zwykłej, codziennej wspaniałości Kościoła.

* * *


Znane jest wielkie uznanie, jakie żywi dla działalności Bonifratrów Jan Paweł II. W 1979 r. na audiencji członków Kapituły Generalnej powiedział: "Do jednej rzeczy chciałbym Wam dodać odwagi, ponieważ jest pilną i aktualną, a z drugiej strony jest na pewno obecną w Waszych sumieniach i w Waszym poczuciu odpowiedzialności. W czasie, kiedy życie człowieka narażone jest z wielu stron przez różne fakty niehumanitarne, wy jesteście promotorami oraz tymi, którzy gwarantują wyższe i lepsze poziomy człowieczeństwa. Jest to szczególnie ważne w sektorze chorych i cierpiących, którym staracie się czynić wszystko, co najlepsze. W pewnym sensie powiedziałbym, że nie ma nic bardziej ludzkiego, jak ból, który odsłania głęboki wymiar stworzenia ziemskiej egzystencji i daje szczególną okazję schylenia się z miłościwą pobłażliwością ku cierpieniom braci potrzebujących".
Zaś w kwietniu 1981 r. Ojciec Święty, odwiedzając dom generalny Bonifratrów na Wyspie Tybrzańskiej w Rzymie, powiedział: " Jakiś poemat miłości, zaparcia się siebie, służby dla drugiego człowieka Bonifratrzy zapisali, począwszy od tego pamiętnego dnia 25 marca 1581 r., kiedy to bracia zaczęli leczyć i dbać o biednych tego miasta. Nie zapomnę też dzieła, cichego i dyskretnego, a tak bardzo skutecznego, jakie pełnicie w Aptece Watykańskiej, od czasu gdy papież Pius IX w 1874 r. powołał was do tzw. nocnej służby w Watykanie".
Przyjmując Bonifratrów 11 grudnia 1982 r., Jan Paweł II zauważył: "Przypomnijcie sobie dramatyczną i wzruszającą scenę Męki, kiedy Piłat, ukazując Jezusa zranionego, skrwawionego, uwieńczonego cierpieniami, powiedział ludowi: Ecce homo. Kiedy w swoich szpitalach, izbach chorych, aptekach widzicie osobę cierpiącą, zagubioną, smutną, wtedy wy, oświeceni wiarą, mówicie: Ecce Christus (...) Powołaniem bonifraterskim jest więc nie tylko służyć chorym, ale też świadczyć o Chrystusie i prowadzić ludzi ze swego kręgu działania do wiary i do zbawienia. W przeciwnym razie opieka nad chorymi przeradza się łatwo w zawód".
Wszystkim, którzy zechcieliby wesprzeć dzieło Bonifratrów w Zebrzydowicach, podajemy numer konta: Bank Spółdzielczy Kalwaria Zebrzydowska 81190001-505-27006-1/6.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2001-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

W Lublinie rozpoczęło się spotkanie grupy kontaktowej Episkopatów Polski i Niemiec

2024-04-24 17:59

[ TEMATY ]

Konferencja Episkopatu Polski

Konferencja Episkopatu Polski/Facebook

W dniach 23-25 kwietnia br. odbywa się coroczne spotkanie grupy kontaktowej Episkopatów Polski i Niemiec. Gospodarzem spotkania jest w tym roku abp Stanisław Budzik, przewodniczący Zespołu KEP ds. Kontaktów z Konferencją Episkopatu Niemiec.

Głównym tematem spotkania są kwestie dotyczące trwającej wojny w Ukrainie. Drugiego dnia członkowie grupy wysłuchali sprawozdania z wizyty bp. Bertrama Meiera, ordynariusza Augsburga, w Ukrainie, w czasie której odwiedził Kijów i Lwów. Spotkał się również z abp. Światosławem Szewczukiem, zwierzchnikiem Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego.

CZYTAJ DALEJ

Zwykła uczciwość

2024-04-23 12:03

Niedziela Ogólnopolska 17/2024, str. 3

[ TEMATY ]

Ks. Jarosław Grabowski

Piotr Dłubak

Ks. Jarosław Grabowski

Ks. Jarosław Grabowski

Duchowni są dziś światu w dwójnasób potrzebni. Bo ludzie stają się coraz bardziej obojętni na sprawy Boże.

Przyznam się, że coraz częściej w mojej refleksji dotyczącej kapłaństwa pojawia się gniewna irytacja. Pytam siebie: jak długo jeszcze mamy czuć się winni, bo jakaś niewielka liczba księży dopuściła się przestępstwa? Większość z nas nie tylko absolutnie nie akceptuje ich zachowań, ale też zwyczajnie cierpi na widok współbraci, którzy prowadzą podwójne życie i tym samym zdradzają swoje powołanie. Tylko czy z powodu grzechów jednostek wolno nakazywać reszcie milczenie? Mamy zaprzestać nazywania rzeczy w ewangelicznym stylu: tak, tak; nie, nie, z obawy, że komuś może się to nie spodobać? Przestać działać, by się nie narazić? Wiem, że wielu z nas, księży, stawia sobie dziś podobne pytania. To stanie pod pręgierzem za nie swoje winy jest na dłuższą metę nie do wytrzymania. Dobrze ujął to bp Edward Dajczak, który w rozmowie z red. Katarzyną Woynarowską mówi o przyczynach zmasowanej krytyki duchowieństwa, ale i o konieczności zmian w formacji przyszłych kapłanów, w relacjach między biskupami a księżmi i między księżmi a wiernymi świeckimi. „Wiele rzeczy wymaga teraz korekty” – przyznaje bp Dajczak (s. 10-13).

CZYTAJ DALEJ

Prezydent: W expose szefa MSZ znalazło się wiele kłamstw, manipulacji i żenujących stwierdzeń

2024-04-25 11:13

[ TEMATY ]

Andrzej Duda

PAP/Radek Pietruszka

W wypowiedzi szefa MSZ znalazło się wiele kłamstw i manipulacji - ocenił w czwartek w Sejmie prezydent Andrzej Duda, komentując informację szefa MSZ Radosława Sikorskiego dotyczącą kierunków polityki zagranicznej. Podkreślił, że niektóre wypowiedzi szefa MSZ wzbudziły jego niesmak.

Prezydent powiedział, że "nieco ze zdumieniem i dużym rozczarowaniem" przyjął zwłaszcza początek wystąpienia szefa MSZ. Według niego po pierwszych słowach Sikorskiego o wspólnym budowaniu polityki zagranicznej i bezpieczeństwa, "nastąpił atak na politykę, która była prowadzona przez ostatni rząd w ciągu poprzednich ośmiu lat".

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję