W tych dniach kanclerz Niemiec Gerhard Schroeder rzucił na szalę cały swój autorytet i swego rządu; zaryzykował nawet - w przypadku nieuzyskania wotum zaufania - upadek rządu i nowe wybory parlamentarne. Uczynił to dla błahej na pozór sprawy: tylko dla uzyskania poparcia ekspedycji niespełna 4 tysięcy żołnierzy Bundeswehry do Afganistanu. To "tylko" musi być szalenie ważne dla niemieckich socjaldemokratów. Po ponad 50 latach jednostka niemiecka po raz pierwszy operuje poza granicami kraju.
Powojenne straty polityczne
W wyniku przegranej wojny Niemcy utraciły ziemie wschodnie (
dzisiejsze polskie ziemie zachodnie), zostały podzielone na trzy,
potem dwie części, a armia niemiecka poddana została podwójnej kontroli:
zakazano jej działań poza terytorium Niemiec oraz wprowadzono ją
całkowicie w struktury NATO (przypomnijmy, że pozostałe kraje NATO
oddają do wspólnej dyspozycji tylko część swych sił zbrojnych, zachowując
nad pozostałymi suwerenną kontrolę).
Przez minione lata Niemcy z iście żelazną konsekwencją
dążyły do przezwyciężenia tych negatywnych skutków przegranej wojny.
W 1990 r. doszło do przełomowego wydarzenia, jakim było zjednoczenie
Niemiec. W kręgach uważnych obserwatorów sceny politycznej zaczęło
wówczas krążyć powiedzenie: "Z chwilą zjednoczenia Niemiec polityka
europejska powraca z wolna w przedwojenne koleiny"... I jakkolwiek "
nie można dwa razy wejść do tej samej rzeki, bo już inne do niej
w międzyczasie napłynęły wody" - trudno nie zauważyć możliwości powtórzenia
się pewnych wątków i motywów politycznych, obecnych w europejskiej
polityce przedwojennej, a mogących wystąpić i teraz. Jednym z nich
jest np. zbliżenie Rosji i Niemiec, zupełnie niemożliwe jeszcze kilka
lat temu, gdy Niemcy pozostawały podzielone. Sprawa ta musi być powodem
szczególnej uwagi polskiej dyplomacji, gdyż - według starej dyplomatycznej
reguły - "ilekroć stosunki na osi Berlin - Moskwa polepszają się,
tylekroć rola Warszawy maleje". Niedawna wizyta prezydenta Rosji
Putina w Berlinie w sposób wyraźny polepszyła stosunki niemiecko-rosyjskie,
otwierając nowe perspektywy tej współpracy. Jak daleko mogą iść te
perspektywy? Jakie cele w ramach tej nowej, serdecznej współpracy
zechcą realizować razem Niemcy i Rosja - zwłaszcza względem Polski?
Są to uzasadnione pytania, jeśli zważyć, że na gruncie obowiązującej
konstytucji niemieckiej Rzesza Niemiecka istnieje w granicach z 1937
r., a Rosja nie wyzbyła się ochoty na odbudowanie swych politycznych
wpływów w Polsce: czy w przeciwnym wypadku zostałaby udzielona b.
PZPR tzw. moskiewska pożyczka?...
Reklama
Powrót do status quo ante
Zjednoczenie Niemiec przezwyciężyło pierwszy, najgłówniejszy
negatywny skutek przegranej wojny. Nie należy tracić z pola widzenia
i innych wysiłków, podejmowanych przez politykę niemiecką dla przezwyciężenia
pozostałych skutków. Od lat Niemcy zabiegają o stworzenie europejskich
sił zbrojnych niezależnych od NATO. Powstanie takich sił skutkowałoby
tak, że część niemieckiej armii zostałaby wyjęta spod NATO-wskiej
kurateli (czytaj: spod amerykańskiej kontroli politycznej). Ta część
niemieckiej armii weszłaby wprawdzie w skład "eurostruktury zbrojnej",
ale pytanie: kto wówczas mógłby skutecznie kontrolować tę część niemieckiej
armii? - pozostaje niepokojąco otwarte.
Wysiłkom polityki niemieckiej skierowanym na "wyjęcie"
Bundeswehry spod NATO-wskiej kurateli towarzyszą wysiłki, by wyprowadzić
niemiecką armię ze swoistej izolacji, jaką nałożył na nią dotychczasowy
zakaz podejmowania działań poza terytorium Niemiec. Jak ważne jest
to dla Niemiec, świadczy właśnie fakt, że kanclerz Schroeder nie
zawahał się ostatnio rzucić na szalę autorytetu swego i swego rządu
- byle tylko zrobić wyłom w tejże izolacji. Po raz pierwszy od ponad
50 lat wojsko niemieckie wyruszyło z Niemiec. Oczywiście, deklarowany
cel jest szlachetny: pomoc i współuczestnictwo w walce z międzynarodowym
terroryzmem - ale i bez zbytniej przenikliwości można dopatrzeć się
w tej ekspedycji "drugiego dna" - kolejnej próby "emancypacji" niemieckich
sił zbrojnych, próby ich częściowego usamodzielnienia. Cel ten nie
jest jeszcze w pełni osiągnięty, raczej ledwo zapoczątkowany - niemniej
wystarczająco już wyraźny.
Jeszcze mniej realistyczna wydaje się - na razie - możliwość
przezwyciężenia trzeciego negatywnego dla Niemiec skutku przegranej
wojny: strat terytorialnych. Jednak fakt, że według konstytucji niemieckiej
Niemcy istnieją nadal w granicach III Rzeszy z 1937 r., musi skłaniać
do zastanowienia.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Trzy ścieżki
Rząd Millera zgodził się niedawno, by zagraniczne przedsiębiorstwa
mogły kupować polską ziemię "pod inwestycje" natychmiast po przystąpieniu
Polski do UE. Spodziewać się można, iż ten wysiłek inwestycyjny,
jaki podejmą niemieccy przedsiębiorcy, skoncentruje się właśnie na
polskich ziemiach zachodnich i nie pozostanie obojętny dla niemieckiej
polityki. Można spodziewać się również, że inwestujący na tej podstawie
przedsiębiorcy niemieccy zyskają mniej lub bardziej oficjalne wsparcie
niemieckich czynników rządowych. Byłoby raczej dziwne, gdyby stało
się inaczej... i to byłaby ta pierwsza ścieżka "odzyskiwania terenu"
.
Chociaż różnicę między stopniem zamożności Niemiec i
Polski obecnie ocenia się na mniej więcej 30-40 lat, rząd Millera
pochopnie zgodził się na skrócenie okresu ochronnego dla indywidualnych
zakupów polskiej ziemi przez obywateli krajów UE. Skutkiem penetracji
polskiego rynku ziemi przez bogatszych od nas cudzoziemców będzie
wzrost cen ziemi, przez co nabycie ziemi może stawać się dla Polaków
coraz trudniejsze (zwłaszcza mając na względzie postępującą drożyznę
i bezrobocie, czym skutkuje proces akcesyjny Polski do UE). I znów:
bez obawy popełnienia pomyłki przewidywać można, że nabywcami polskiej
ziemi będą głównie Niemcy i że ze szczególnym upodobaniem nabywać
będą ziemię na północy i zachodzie: raz - ze względu na atrakcyjność
Pomorza, Mazur i ściany zachodniej, dwa - przez wzgląd na sentyment
i przeszłość.
Trzecia możliwość "odzyskiwania terenu" wiąże się z nieuregulowanym
do tej pory traktatowo między Niemcami a Polską statusem własności
na polskich ziemiach zachodnich. Po przystąpieniu Polski do UE -
o czym nie wszyscy wiedzą - orzeczenia sądowe wydane w poszczególnych
krajach UE będą także ważne na terytorium Polski i vice versa. Może
więc dochodzić do sytuacji, w których sądy niemieckie przyznawać
będą własność na polskich ziemiach zachodnich zgłaszającym roszczenia
obywatelom niemieckim - a obywatele polscy uzyskiwać będą potwierdzenie
swej własności przed sądami niemieckimi. Kto w takich sytuacjach
sprawować będzie arbitraż? I jakie mamy gwarancje, że będzie to arbitraż
dla Polaków korzystny? Otóż żadnych takich gwarancji nie ma.
Festina lente: śpiesz się powoli?...
Zjednoczenie Niemiec, przezwyciężające ich wieloletni podział i czyniące z nich najsilniejsze państwo europejskie, wyraźne próby oswobodzenia niemieckich sił zbrojnych spod amerykańskiej kurateli, wreszcie nadal niezamknięta definitywnie na gruncie międzynarodowym kwestia własności na polskich ziemiach zachodnich - wszystko to wskazuje na prawdziwie żelazną konsekwencję cechującą politykę niemiecką, bez względu na to, kto sprawuje władzę. Niemcy "śpieszą się powoli", ale nader uporczywie, realizując swe dawno nakreślone narodowe cele, zmierzając do likwidacji negatywnych skutków przegranej wojny. W historii stosunków polsko-niemieckich był, oczywiście, i zjazd gnieźnieński, ale były i rozbiory Polski, Rapallo i pakt Ribbentrop-Mołotow. Nie wydaje mi się, żeby ustępstwa poczynione ostatnio przez rząd Millera wobec UE nacechowane były tym samym politycznym uporem w ochronie " substancji narodowej", jaki cechuje politykę niemiecką.