Mieszkam w pobliżu sióstr wizytek w Warszawie, gdzie rektorem
jest poeta - prałat tak powszechnie czytany - ks. Jan Twardowski,
ale dopiero teraz, przy okazji telewizyjnych obowiązków, spotkałem
się z matką przełożoną i innymi zakonnicami. Wizytki sprowadzone
zostały do Polski przez królową Marię Ludwikę - żonę króla Jana Kazimierza.
W połowie XVII wieku został wybudowany kościół, stojący dziś w samym
sercu Warszawy, w najbliższym sąsiedztwie Uniwersytetu. Siostry wizytki
są zakonnicami klauzurowymi. Mieszkają w dzielnicy, gdzie spotyka
się wielki, krzykliwy świat, pałace, pięciogwiazdkowe hotele, dominuje
młodzieżowy styl i nowoczesny blichtr. Żyją w samym środku hałasu
współczesnego świata. A przy tym w najgłębszej ciszy kontemplacji.
Nawet podczas Mszy św. Komunię św. przyjmują zza krat. Tylko wścibska
telewizyjna kamera wydobywa na światło publiczne twarze zakonnic
pogrążonych w modlitewnej ekstazie. Na ich tle (a one na naszym)
wyglądamy jak ludzie z innej planety. My zabiegani, one pogrążone
w Bogu. One skryte za kratami, my zachłyśnięci wolnością, nie uznając
żadnych granic. One podążające do Boga, my byle dalej, do przodu,
po jeszcze jeden order, samochód, sławę.
Bieg donikąd jest w rzeczy samej biegiem najtrudniejszym,
syzyfowym, tak jak jazda samochodem na jałowym biegu. Bieg donikąd
z pozoru jest bardzo efektowny, przenosimy się z miejsca na miejsce,
pokonujemy tysiące kilometrów ponaddźwiękowymi samolotami, wyjeżdżamy
na wypoczynek na Majorkę lub Florydę, w jeden tydzień zwiedzamy całe
Włochy i jeszcze wpadamy do Rzymu, aby zobaczyć Papieża. Sukces goni
sukces. Pozór ściga się z pozorem, aby urodzić pustkę. Można objechać
cały świat i nic nie widzieć. Można - jak wizytki - nie przekroczyć
rogatek Krakowskiego Przedmieścia i zarazem poznać to, co najpiękniejsze
na świecie. Można nie zobaczyć Papieża w Rzymie i nosić go na co
dzień w sercu.
Polecam najnowszą książkę Jacka Łukasiewicza o Herbercie.
Jest to najsolidniejsza książka o wielkim Poecie. O jego nieustannym
w życiu podróżowaniu, pełnym bólu i świadomego dążenia, zawsze w
poszanowaniu tradycji i z wiarą w porządek wartości. Bieg Herbertowski
nigdy nie był biegiem donikąd.
Wielkie przestrzenie pokonywał również w swoim pustelniczym
życiu Tomasz Merton. "Czegóż więcej mi trzeba prócz tej ciszy, tej
prostoty, tego ´życia pospołu z mądrością´?". Merton uciekał od cywilizowanego
świata hałasu do świata kontemplacji, aby nie zmarnować twórczego
życia.
Porównujmy się do nich. Widać wtedy własną niedoskonałość
i miałkość. Wolimy porównywać się do gwiazdek z seriali. I małpować
małpeczki. Nic nie kosztuje. Pozorne życie, czyli bieg donikąd, kończy
się jednak zawsze upadkiem, gdy jest już za późno.
Pomóż w rozwoju naszego portalu