Po tym, jak Unia Europejska zaproponowała naszym rolnikom ledwo
25 procent tych dotacji bezpośrednich, jakimi wspiera własne rolnictwo
- stało się oczywiste, że żadna partia chłopska tej propozycji nie
przyjmie. Jest to bowiem propozycja, która nie zmierza do "wyrównywania
szans", ale wręcz przeciwnie, do pogłębienia niekorzystnych różnic
między rolnictwem unijnym a polskim.
Poseł Bogdan Pęk z PSL w wywiadzie prasowym (Najwyższy
Czas, 16 lutego br.) mówi wprost: "Nawet najwięksi pesymiści nie
mogli przewidywać, że te warunki będą aż tak złe. Nawet nie ma co
dyskutować na ten temat. Warunki te spowodowałyby tragedię w naszej
gospodarce i całkowitą upadłość polskiego rolnictwa w ciągu 2-3 lat"
.
Jeśli poseł Pęk się myli, to tylko w stwierdzeniu: "Nawet
najwięksi pesymiści nie mogli tego przewidzieć". Otóż przewidywali
- i to wcale nie "najwięksi pesymiści", ale po prostu realiści, politycy
i publicyści, którzy nie dali się zachłysnąć euroentuzjazmowi i ze
zwykłym krytycyzmem, który przystoi ludziom myślącym, obserwowali
unijną politykę wobec Polski. To, że ich głos z takim trudem przebijał
się do opinii publicznej, to właśnie wina euroentuzjastów, którzy
jakby z przyzwyczajenia do minionej epoki blokowali - jak mogli i
gdzie tylko mogli - inne niż własne opinie i prognozy. Czy teraz
wyciągną wnioski i spojrzą krytycznie na własne zadufanie?...
Tymczasem Unia Europejska określiła swe stanowisko jako "
ostateczne", co radykalnie zmniejsza negocjacyjny margines. W tej
sytuacji szczególnego znaczenia nabiera pytanie o wariant alternatywny
dla naszej gospodarki, a zwłaszcza dla jej rolnictwa. Bez względu
na to, czy przyjmujemy szokujący dziś euroentuzjastów dyktat unijny,
czy nie - taką alternatywą może być znaczące obniżenie podatków w
Polsce, obniżające koszty produkcji i koszty pracy w Polsce. Uczyniłoby
to nasze towary tańszymi - więc bardziej konkurencyjnymi i bardziej
atrakcyjnymi, zarówno dla odbiorców krajowych, jak i zagranicznych.
Wariant ten - od dawna zresztą postulowany w środowiskach nie ulegających
europropagandzie - wydaje się ciągle jeszcze aktualny i zależny tylko
od woli politycznej rządzących. Rzecz charakterystyczna: z propozycją
tą nie podejmowano nigdy poważnej polemiki, udając po prostu, że
jej nie ma... Jednak jest.
Czy rządząca koalicja, z SLD na czele, raz jeszcze uda,
że jej nie ma?...
Tymczasem w domach, na ulicy, w rozmowach prywatnych
i w prasie pozarządowej słyszy się wprost zadawane pytanie: Czy SLD
sprzeda polskich chłopów za kilkaset obiecanych posad w strukturach
Unii Europejskiej?...
Pytanie to dobrze oddaje klimat, jaki dwuznaczne od początku
negocjacje wytworzyły wobec akcesu Polski do UE. Dwuznaczność ta
wynikała stąd właśnie, że refleksyjny i krytyczny głos środowisk
noszących głęboko w sercu los narodu, jego gospodarki i rolnictwa
był tłumiony i marginalizowany, a często wręcz pomawiany o "uprzedzenia", "
ksenofobię" itd. Gdy inwektywy i etykietki zastępują rzeczową dyskusję
- kończy się tak, jak teraz: "szokującą i zaskakującą" ostateczną
propozycją Unii Europejskiej, dość powszechnie odbieraną jako brutalny
dyktat. Wraz z innymi, niezależnymi mediami mamy tę gorzką satysfakcję,
że o problemach integracyjnych zawsze pisaliśmy w Niedzieli uczciwie
i bez uprzedzeń. Niech teraz świecą oczami przed czytelnikami ci,
którzy uprawiali propagandę zamiast rzeczowego dziennikarstwa.
Tymczasem w Magazynie Gazety Wyborczej z 14 lutego br. (
czyżby i tu wreszcie krytyczna, choć zakamuflowana refleksja?...)
znajdujemy taką oto wypowiedź Francuza, który niedawno wydzierżawił
gospodarstwo rolne w Polsce i przeniósł się z Francji do Polski: "
We Francji prowadziłem gospodarstwo z ojcem i bratem i co roku musiałem
umizgiwać się do urzędników unijnych, by przyznali mi odpowiednią
kwotę na produkcję mleka albo dopłaty na zboża. Dlatego gdy nadarzyła
się okazja, od razu przyjechałem do Polski. (...) Nie cieszę się
z przystąpienia Polski do Unii Europejskiej. Stracę swą wolność.
W Unii Europejskiej zbyt wiele zależy od polityki. Zainwestujesz,
rozkręcisz wszystko pod budżet, który sobie ustalą, a potem umierasz
ze strachu, że mogą coś zmienić. Tam rolnik za bardzo uzależniony
jest od dopłat, nie utrzymałby się na wolnym rynku, jak tutaj".
Więc... - "cudze chwalicie, swego nie znacie"?
Trudno dziś powiedzieć, czy już wkrótce drogi SLD i PSL
rozejdą się (członkowie PSL nie wykluczają zerwania koalicji, gdyby
SLD zgodził się na unijną propozycję). Nie zmienia to jednak faktu,
że pytanie o "wariant alternatywny" dla polskiej gospodarki i rolnictwa,
inny od przyjęcia unijnego dyktatu, stało się teraz najważniejsze.
I nie da się faktu tego ukrywać.
Pomóż w rozwoju naszego portalu