9 maja, w Dzień Europy, w rocznicę planu Schumana, który otworzył
drogę do powstania Unii Europejskiej, rząd polski z wielką pompą
zainaugurował długotrwałą i kosztowną kampanię reklamową, zmierzającą
do przekonania Polaków do integracji z Unią Europejską. Premier L.
Miller, otwierając kampanię w Bibliotece Narodowej w Warszawie, powiedział,
że ma ona odegrać rolę latarni oświetlającej obywatelom drogę do
właściwego wyboru. "Rząd chce, aby światło tej latarni wyłoniło wszystko,
co jest szansą dla Polski, ale również to, co może budzić wątpliwości"
. Tymi słowami Premier samemu sobie zaprzeczył, ponieważ tego samego
dnia do licealistów powiedział, że wątpliwościami i zagrożeniami
nie warto się zajmować. Na poparcie tego rzucił kilka sloganów o
czekającym nas dobrobycie, próbował też przerazić młodzież groźbami,
że po przegranym referendum pozostanie nam tylko zjednoczenie się
z Rosją i WNP lub też z Białorusią Łukaszenki.
Jak można się przekonać, telewizyjna kampania zamiast
rzetelnej ogólnonarodowej debaty na temat Unii Europejskiej, w miejsce
uczciwej informacji o zyskach i stratach wynikających z integracji,
zarzuca nas propagandowymi hasłami utrzymanymi w stylu epoki Gierka,
a dokładniej w stylu reklamowania proszku do prania, grając na naszych
uczuciach patriotycznych i religijnych. Chyba już szczytem zakłamania
jest mówienie, że symbolika unijna - koło z gwiazd - to "Unia w Maryjnej
Koronie". Jeśli nawet pomysł ten zrodził się w umyśle religijnego
człowieka i posiada nawiązanie do apokaliptycznej "Niewiasty obleczonej
w słońce", czyli Matki Najświętszej, to wszystko to, co dzieje się
w UE, świadczy o czymś zupełnie przeciwnym - mianowicie o walce wydanej
Bogu i wartościom chrześcijańskim. Wszak, co już wiadomo - z Karty
Europy usunięto wszelkie bezpośrednie odniesienia do religii, co
Jan Paweł II uznał za "fakt ahistoryczny i obraźliwy" (w przemówieniu
do Komisji Episkopatów UE, 23 lutego 2002 r.). Argumenty te powtórzyli
w swoim liście nasi biskupi 21 marca. Tekst tego oświadczenia, które
w 13 punktach precyzyjnie ujmuje wszystkie niedomówienia i niepokoje
związane z integracją europejską, został całkowicie przemilczany
przez polskie media. Pokazuje się natomiast stale tylko te wydarzenia
i wypowiedzi Jana Pawła II i polskich biskupów, które są za UE.
Unia Europejska jest prezentowana rzekomo bez tajemnic,
tymczasem w jej łonie wszczęto potężną dyskusję nad przyszłością.
Stało się tak, ponieważ w państwach UE nie rozwiązano dotąd żadnego
z ważnych problemów społecznych. Bezrobocie rośnie, różnice poziomów
życia się powiększają, narasta groźba kryzysu finansów, korupcja
sięga szczytów władzy, przestępczość wzrasta, powrócił ze zdwojoną
siłą terroryzm, narkomania ogarnia coraz szersze kręgi, kultura i
nauka ulegają degeneracji, moralność upada, w polityce narastają
tendencje separatystyczne i skrajnie nacjonalistyczne, wilcza pogoń
za zyskiem zdehumanizowała życie, prowadząc do uchwalenia antyludzkich
ustaw o eutanazji, aborcji i do eksperymentów genetycznych. Rozwija
się w UE system gigantycznej biurokracji, która konsumuje większość
profitów. Przecież urzędnicy UE sami nie tworzą żadnych zysków, tylko
najpierw państwa wpłacają do kasy Unii pieniądze, a dopiero potem
te same państwa uruchamiają bardzo trudne i kosztowne procedury,
aby część z tych pieniędzy odzyskać. Już w tej chwili wiadomo, że
Polska będzie zmuszona do wpłacenia ogromnej składki do unijnej kasy,
by jej część mogła odzyskać, ale już pod kontrolą i tyko na te inwestycje,
które będą odpowiadać unijnej polityce. Już nikt z wysokich komisarzy
UE nie ukrywa, że chodzi o budowanie europejskiego superpaństwa.
Zwłaszcza Niemcy ostrzą sobie mocno zęby, aby w tym nowym mocarstwie
zagrać pierwsze skrzypce. Stara niemiecka choroba maneura o "Mitteleuropie"
już wkrótce może stać się faktem. Wiadomo bowiem, że w tak uformowanej
UE, w której najważniejsza jest gospodarka, nikt nie będzie w stanie
konkurować z Niemcami. Czy ktoś przeciwstawi się dyktatowi tego państwa,
skoro w niemieckich bankach znajdzie się centrum zarządzania?
Myślę, że kampania za integracją Polski z UE pomija bardzo
istotny argument, który warto wszystkim uświadomić. Mianowicie: od
1994 r., czyli od podpisania układu akcesyjnego z UE, faktycznie
Unia jest już gospodarczo w Polsce i w kilkunastu innych krajach
kandydackich. Sądzę, że większość unijnego bogactwa pochodzi z bezpardonowej
eksploatacji tych nowych rynków zbytu. Świadczy o tym fakt, że państw
Unii nie obowiązują jakiekolwiek bariery w dostępie do polskiego
rynku zbytu oraz lokowaniu u nas swoich towarów lub inwestycji. Więcej,
w imię zniszczenia własnego rynku i polskich zakładów stosujemy preferencje
podatkowe dla zagranicznych przedsiębiorców. To m.in. doprowadziło
do opanowania polskiego przemysłu, rolnictwa, handlu i bankowości
przez zachodni kapitał. Nawet nie przez UE, ale często przez kapitał
spekulacyjny, o czym świadczą ogromne afery z wyłudzaniem podatku
VAT.
Można by z tego wyciągnąć wniosek, że powinniśmy jak
najszybciej wejść do UE, aby zerwać z tym nierównoprawnym aktem z
1994 r., który otworzył Polskę przed Unią, a równocześnie nie dopuścił
nas do unijnych rynków zbytu, subwencji i unijnych przywilejów. Po
integracji mamy być we wszystkim partnerami. Jak mrówka ze słoniem.
Dlatego jest wniosek ważniejszy: kiedy wreszcie zaczniemy myśleć
o sobie, o polskiej gospodarce, kulturze, rodzinie, oświacie...?
Należy myśleć o sobie, bo nie wiadomo, jak zakończy się reforma w
samej UE, czy rozpasani biurokraci nie dojdą do wniosku, że nie ma
już czym dzielić się z kandydującymi krajami, może też okazać się,
że odgórnie sterowana gospodarka, system limitów i dotacji przypominający
przodujący Kraj Rad - po prostu znalazł się na granicy bankructwa.
Pytania i wątpliwości można by wymieniać jeszcze długo. I należy
je stawiać, abyśmy nie obudzili się w państwie, które będzie tylko
jakimś kadłubem dryfującego molocha.
Tytuł tego felietonu powinien brzmieć: "SLD bez argumentów
za integracją z Unią Europejską". Chwytliwe hasło: Unia bez tajemnic
nie ma pokrycia w tym, co telewizja pokazuje. Na koniec chciałbym
zwrócić uwagę na nieprecyzyjne stosowanie nazewnictwa: euroentuzjaści,
eurosceptycy czy eurorealiści. Tak naprawdę powinno się mówić o uniosceptykach,
unioentuzjastach i uniorealistach. Europa bowiem ma swoje tysiącletnie
chrześcijańskie korzenie i zapewne przetrwa mrzonki o jedności, którą
można zbudować bez wartości.
Pomóż w rozwoju naszego portalu