Podnoszę Cię we Mszy świętej
niezgrabnie rękoma obiema
choć mówią że
usprawiedliwia Cię tylko to że Cię nie ma
nie pierwszy raz nie ostatni
patrzę w Twe oczy Panie
choć mówią
że zabili Cię Żydzi a teraz chrześcijanie
(Ks. J. Twardowski, "Teorie")
Mijający tydzień to czas oktawy Bożego Ciała. Odświętnie
udekorowane kościoły, resztki dekoracji na ulicach miast i wiejskich
drogach każą reflektować modlitewnie tajemnicę pieśni, w której zawsze
przejmują te słowa: "zagrody nasze widzieć przychodzi i jak się Jego
dzieciom powodzi".
Tegoroczna uroczystość Bożego Ciała przebiegała w bliskości
Dnia Dziecka, którego wspomnienie trwa jeszcze w wielu rodzinach.
Właśnie dziecko chciałbym uczynić przedmiotem naszej refleksji. Biel
sukienek, odświętne ubranka chłopców kroczących w procesyjnym szyku
napawają serce każdego radością, są wezwaniem do odpowiedzialności
za to, by ta gorliwość, skupienie i przebijająca z dziecięcych twarzy
miłość do Boga trwały jak najdłużej, by przechodząc kryzysy dojrzewania
i dorastania, nie ustała nigdy, choć zmieni się jej koloryt, spoważnieje,
nabierze powagi życiowych doświadczeń.
Znany trapista Tomasz Merton powiedział kiedyś: " Dla
każdego człowieka tylko jedna rzecz jest niezbędna - wypełnić własne
przeznaczenie zgodnie z wolą Bożą, być tym, czym mu Bóg być przeznaczył"
.
Każde dziecko jest potwierdzeniem tej prawdy w odniesieniu
do rodziców. Przyjmując jako małżeństwo kolejne dziecko, spełniają
przytoczoną powyżej prawdę. Stają się tym, czym w sakramencie małżeństwa
Bóg im być przeznaczył. W tym odpowiedzialnym akcie spełnianym w
duchu dojrzałej miłości realizują Boży nakaz zawarty w Księdze Rodzaju: "
Czyńcie sobie ziemię poddaną..." i owocują zawierzeniem, jakie zawarli
w słowach małżeńskiej przysięgi, obiecując przyjąć każde dziecko,
którym ich Bóg obdarzy.
Te dzieci na obrzeżach procesji wtulone w ramiona ojców
i matek, wpatrzone w swoje babcie, są odpowiedzią kierowaną do Jezusa
chcącego wiedzieć, jak się dzieciom powodzi. Nie zawsze jest to odpowiedź
chwaląca materialną zasobność, częściej zawiera w sobie dziękczynienie
za dar wiary i łaskę zawierzenia, że Bóg, który obdarza, zatroszczy
się o spełnienie zamiarów, jakie w momencie stwarzania kolejnego
człowieka powziął co do jego osoby.
Zawsze w tej procesyjnej refleksji, kiedy adorujemy Jezusa
żyjącego w sercach dzieci, rodzi się w sercu modlitwa, aby na polskiej
ziemi spełniały się papieskie słowa, w których pouczał: " Rodzina
jest pierwszą i podstawową ludzką wspólnotą. Jest środowiskiem życia
i środowiskiem miłości. Życie całych społeczeństw, narodów i państw,
Kościoła zależy od tego, czy rodzina jest pośród nich prawdziwym
środowiskiem życia i środowiskiem miłości".
Tak więc Dzień Dziecka jest modlitwą za rodziny, za rodzinne
środowiska, które oby zawsze były środowiskami życia i miłości.
Wraz z rodzicami i krewnymi dzieci modlimy się, aby i
one, kiedy dorosną, mogły spełnić to jedyne zadanie, przeznaczenie
- stać się tym, czym Bóg być przeznaczył.
Jak to uczynić w tych niełatwych czasach?
Kontynuując niejako "pielgrzymkę" z Ojcem Świętym, przez
refleksję nad jego słowami i nauczaniem, co ma nas przygotować na
dojrzałe spotkanie z nim podczas bliskiej już kolejnej papieskiej
pielgrzymki, pochylmy się dziś nad Listem Ojca Świętego skierowanym
do dzieci w Roku Rodziny. Wzruszający to List i warto by go przemyśleć
w tych dniach Oktawy Bożego Ciała. Wszak to właśnie od lat dziecinnych
rozpoczyna się budowanie osobowości, świętości. Jan Paweł II wspomina
ze wzruszeniem: " Dzień Pierwszej Komunii Świętej jest (...) wielką
uroczystością w parafii. Mam jeszcze w pamięci ten dzień, kiedy w
gronie moich rówieśników i rówieśnic przyjmowałem po raz pierwszy
Eucharystię w swoim parafialnym Kościele". Tak, to ważny moment dla
dziecka. Od tej chwili mając możliwość głębszego zjednoczenia z Jezusem,
może też przy pomocy swoich rodziców i starszego rodzeństwa "wzrastać
w łasce u Boga i ludzi", ale także w życiowej mądrości.
Jan Paweł II prowadzi swoich młodych adresatów drogami
Jezusa. Stawia im pytania, które mogą stać się okazją do refleksji
dla nas, odpowiedzialnych za rozwój najmłodszych. Papież pyta dzieci: "
Drodzy chłopcy i dziewczynki, rówieśnicy dwunastoletniego Jezusa,
czyż nie przypominają się wam te lekcje religii w parafiach i w klasach
szkolnych, w których uczestniczycie? I teraz chciałbym wam zadać
kilka pytań: jaka jest wasza postawa wobec lekcji religii? Czy jesteście
przejęci katechizacją, tak jak dwunastoletni Jezus w świątyni? Czy
uczęszczacie pilnie na naukę religii w szkołach i parafiach?". I
wreszcie pada to pytanie: "Czy w tym pomagają wam wasi rodzice?".
Czy pomagamy?
Opowiadano mi historię o dziecku, którego rodzice chodzą do
kościoła " od wielkiego dzwonu". Córka, mała dziewczynka z trzeciej
klasy, sama nie może iść do świątyni. Kiedyś w rozmowie z postronną
osobą wyznała: "Najpiękniejsza jest niedziela, kiedy przyjeżdża babcia.
Wtedy razem idziemy do kościoła. Lubię też, gdy babcia zabiera mnie
na nabożeństwa majowe i różańcowe. Smutno mi, że moi rodzice nie
chodzą do kościoła".
Czy pomagamy? Kiedyś zabraknie babci, przyjdą dni dorastania.
Jaką busolę życia znajdzie dziecko pozbawione przewodników na drodze
wiary?
Boże Ciało uświadamia nam, jak wielkim darem jest ten
pokarm na drodze do wiecznego spełnienia. "Dla iluż dzieci w dziejach
Kościoła - poucza Papież - Eucharystia była źródłem duchowej siły,
czasem wręcz bohaterskiej! Jakże nie wspomnieć na przykład tych świętych
chłopców i dziewcząt z pierwszych wieków, jeszcze dzisiaj znanych
i czczonych w całym Kościele? Wystarczy tu przypomnieć św. Agnieszkę,
która żyła w Rzymie, św. Agatę umęczoną na Sycylii oraz świętego
Tarsycjusza - chłopca, którego słusznie można nazwać męczennikiem
Eucharystii, gdyż wolał poświęcić życie niż oddać Pana Jezusa, którego
przenosił pod postacią chleba".
Z Eucharystii, którą poprzedza spotkanie w sakramencie
pojednania, rodzi się ludzka wrażliwość. To jakby kolejny trop, na
który winniśmy skierować kroki naszych dzieci. Ojciec Święty budzi
w dzieciach tę wrażliwość, wspominając "o ogromnych cierpieniach,
jakich doświadczyło wiele dzieci w tym stuleciu i doświadcza w chwili
obecnej.
(...) Właśnie rozważając te cierpienia napełniające nas
wielkim bólem, postanowiłem prosić was, drogie dzieci, ażebyście
wzięły sobie do serca modlitwę o pokój. Wiecie dobrze, że miłość
i zgoda budują pokój, a nienawiść i przemoc go rujnują".
Ta jedność zrodzona z miłości rozpoczyna się w rodzinnym
domu. Dzieci są w naturalny sposób wrażliwe na biedę, niesprawiedliwość.
Trzeba te cechy pielęgnować, wykorzystując różne okazje. Ot, choćby
taką, o czym z radością donoszą księża. Udało się w wielu parafiach
wprowadzić komunijne przyjęcia bez alkoholu. Potem pojawiła się nowa
jakość. Zróżnicowane materialnie społeczeństwo zagrażało, że dzieci
bogate swoimi komunijnymi strojami upokorzą te z rodzin biednych.
Współpraca rodziców, katechetów, a często i nauczycieli sprawiła,
że w coraz liczniejszych parafiach dzieci przystępują do ołtarza
w jednolitych tunikach.
Wreszcie rodzi się konieczność pielęgnowania od najmłodszych
lat umiejętności rozpoznawania woli Bożej w młodym człowieku. Wszak "
człowiek chwali Boga przez to, że idzie w życiu za głosem swego powołania.
Pan Bóg powołuje każdego człowieka, a Jego głos daje o sobie znać
już w duszy dziecka: powołuje do życia w małżeństwie czy też do kapłaństwa;
powołuje do życia zakonnego, a może do pracy na misjach...Kto wie...
Módlcie się, drodzy chłopcy i dziewczęta, abyście rozpoznali, jakie
jest wasze powołanie, i abyście mogli później iść wielkodusznie za
jego głosem".
Parafrazując te słowa, warto dziś zapytać, czy my, starsi,
pomagamy w tym rozpoznaniu drogi powołań naszych najmłodszych, czy
się o to modlimy?
Boże Ciało to okazja kontemplacji nie tylko chleba eucharystycznego.
To także okazja do adorowania tajemnicy Wcielenia. W niepokalanym
Ciele Maryi zamieszkał Wcielony Bóg. W ludzkim Ciele otrzymanym od
ziemskiej matki dokonał dzieła odkupienia. Przez to tajemnicze zjednoczenie
wskazał na ciało jako świątynię Ducha Świętego i przestrzegł, że
kto zniszczy tę świątynię, tego zniszczy Bóg. Teologia ciała, wbrew
niesłusznym opiniom, zajmowała w życiu Kościoła ważne miejsce. To
nie samym duchem, ale poprzez ciało dokonuje się dzieło dopełniania
Męki Chrystusa. Niezależnie od tego, jakim powołaniem zawezwie nas
Bóg, zawsze ważne miejsce w jego pomyślnym realizowaniu zajmuje ludzkie
ciało.
Trzeba dziś zatem pomyśleć o naszej teologii ciała.
Najpierw o przykazaniu nakazującym szanować ludzkie zdrowie
i życie. Zdarza się, że podczas procesji dostrzec można mężczyzn,
a i kobiety palących papierosy. Nieraz w miastach w skupioną procesję
wkracza brutalnie człowiek nietrzeźwy. Czy dbam o swoje zdrowie?
Jakie ciało, kiedy dojrzeję do wieczności, przedstawię Bogu, który
mnie powołuje; jakie dam drugiemu człowiekowi, z którym przyjdzie
mi realizować drogę małżeńską? Tego nie da się zamknąć zdawkowym
oskarżeniem w sakramencie pojednania, jeśli o tym w ogóle myślimy.
Tu potrzebny jest ciągły wysiłek zmagania się z przyzwyczajeniami,
uzależnieniami czy nawet nałogami.
Również te szczególne procesje ujawniają niekiedy niefrasobliwość
wobec szóstego przykazania Dekalogu. Człowiek musi mieć zawsze świadomość
swojej seksualności, która najpierw ujawnia się przez ciało. Mamy
do niej prawo, ale nie możemy uprawiać z tym delikatnym darem samowoli,
narażać innych na zdeformowanie owej prawdy o ludzkiej płciowości.
Nie wolno nieodpowiedzialnego zaspokajania swojej namiętności czy
żądzy nazywać miłością. To wielkie kłamstwo. Nie da się żyć jakbyśmy
byli duchem, ale też niewłaściwa jest realizacja siebie poprzez konsumpcję
jedynie cielesnych uroków. Ani uczuciowy sentymentalizm, ani nieopanowany
sensualizm nie noszą znamion prawdziwej miłości.
Jan Paweł II będąc metropolitą krakowskim, a nawet wcześniej,
towarzyszył swoim młodym przyjaciołom niemal na każdym etapie ich
życiowych dróg. Także zakochań, także w dylematach rozczytania znamion
prawdziwej miłości. Oto fragment jednego z listów księdza Karola
Wojtyły skierowanego do dziewczyny przeżywającej uczuciowe dylematy: "
Zdolność miłowania jest tym, co najgłębiej stanowi o osobowości -
nie darmo jest to największe przykazanie - wcale nie wielki intelektualizm,
ale właśnie zdolność miłości autentycznej, takiej, która polega na
jakimś wyjściu z siebie, na jakimś zaafirmowaniu innego człowieka
lub innych ludzi. (...) Małżeństwo ma sens przede wszystkim o tyle,
o ile daje sposobność do takiej miłości, o ile wyzwala zdolność i
poniekąd konieczność takiego miłowania, o ile jakoś wydobywa człowieka
ze skorupy indywidualizmu czy też egocentryzmu. Nie wystarczy przecież
przyjąć miłość, trzeba umieć ją dać. Nie zawsze zastaje się ją gotową,
czasem trzeba pomóc się jej uformować".
Wpatrzeni w dzieci, winniśmy to pytanie koniecznie postawić:
czy jako ojcowie umiemy w młodych chłopcach formować odpowiedzialność,
męstwo i inne cechy, które tworzą dojrzałego mężczyznę?
Czy jako matki umiemy przygotować nasze córki do podjęcia
tego skomplikowanego, acz pięknego charyzmatu, jakim jest być żoną
i matką?
Znane jest powiedzenie: Pan Bóg wybacza zawsze, człowiek
czasem, natura nigdy. Gwałcone prawa przyrody mszczą się na naszych
oczach. Dylematy nowicjatów żeńskich i męskich, problemy wychowawcze
w seminariach, zranienia i tragedie młodych małżeństw każą poważnie
zastanowić się i wzywają do szacunku dla sił natury zamkniętych w
ludzkiej cielesno-duchowej powłoce. "Młody człowiek pragnie do kogoś
należeć, pragnie być czyimś, mieć swego pana... Kiedy znajdzie w
profesorze mistrza, jemu ufa, za nim idzie, a raczej z nim idzie.
Jak mało który fragment życia, młodość jest doskonałym czasem zrozumienia
Boga, który siebie oddaje bez zastrzeżeń". To prawdziwe słowa. Pozwólmy
uczynić się dla młodych takimi mistrzami i prowadźmy ich przez fale
życia, jak ów Norwidowski Ojciec:
- Ojcze mój! twa łódź
Wprost na most płynie -
Maszt uderzy!...wróć...
Lub wszystko zginie...
(...)
- Synku trwogi zbądź;
Znak to zbawienia!
Płyńmy! bądź co bądź...
Patrz, jak się zmienia:
Oto - wszerz i wzwyż
Wszystko - toż samo.
- Gdzież podział się krzyż?
- Stał się nam: bramą.
(C. K. Norwid, "Dziecię i krzyż")
I módlmy się z Papieżem: "Bądź naszym posileniem, gdy
śmierci nadejdzie próba! Obyśmy wszyscy mogli Cię przyjąć, Boże Ciało,
w ostatniej godzinie naszego życia ziemskiego, zanim staniemy przed
obliczem Boga".
(W Uroczystość Bożego Ciała, 8 czerwca 1980)
Pomóż w rozwoju naszego portalu