W półmroku ciemnej, ubogiej kaplicy - Chrystus o sinych dłoniach
i krwawiących stopach, z przenikniętą bólem, wyostrzoną twarzą. Nie
patrzy na wchodzących, ze śmiechem otrzepujących buty ze śniegu czy
błota. I czujesz nagle, że jakoś głupio tak tupać, trzeba by przyklęknąć...
Cicho się robi, skądciś dochodzą tylko przeciągłe tony psalmów lub
dalekie śmiechy, dzwonki jakieś czy kroki...
W stuletnich belkach świerkowego domostwa słychać jeszcze
bicie serca Brata Alberta. To jego ręce i ręce jego szarych braci
układały pierwsze kamienne drogi w tej części Tatr, którą zaledwie
parę lat wcześniej przyjaciel Świętego - hr. Władysław Zamoyski -
odkupił od rządu węgierskiego. Dziś "Drogą św. Brata Alberta" nazywa
się trasa z Kuźnic na Kalatówki, choć ten właśnie odcinek zbudowano
dopiero w 1938 r., na przyjazd prezydenta Mościckiego. Pierwsi mieszkańcy,
samotni na Kalatówkach, chodzili bowiem wzdłuż potoku, zaginioną
już dziś ścieżką. Obecnie nie tylko siostry albertynki, ale i tłumy
turystów zdążających w kierunku Hali Kondratowej zbaczają ze szlaku,
by przez drewnianą bramę wejść na krętą leśną drogę wiodącą do Pustelni.
Spragnieni zatrzymują się przy kamiennej grocie ze źródlaną wodą,
gdzie Brat Albert kazał wyryć swą ulubioną modlitwę Bogu chwała...
Dalej dochodzi się do długich zabudowań zdobnych drewnianą galeryjką.
Między rozmównicą (ze starodawnym klauzurowym kołem) a pomieszczeniami
wzniesionymi dla sióstr chorych na gruźlicę widnieje prosta bryła
kaplicy, zwieńczona sygnaturką. Na lewo - mały domek, w którym Brat
Albert mieszkał jeszcze w 1916 r., parę dni przed śmiercią. W tej
chatce wybudowanej dla jego gości urządzono mu celę (2 x 2 m), gdy
w 1902 r. bracia oddali Pustelnię Siostrom Albertynkom, a sami zamieszkali
nieco wyżej, na "Śpiącej Górce".
Według ustnego przekazu, tutejsza kaplica pw. Świętego
Krzyża zbudowana została wraz z Pustelnią według projektu Stanisława
Witkiewicza (seniora), który nie tylko stworzył rys architektoniczny,
lecz także osobiście doglądał prac budowlanych. Krąży legenda, iż
on to właśnie odnawiał krucyfiks odnaleziony przez Brata Alberta,
wzruszony do głębi jego przejmującym wyrazem. Krucyfiks, zawieszony
nad ołtarzem, przykuwający również dziś oczy wiernych i mniej wiernych,
poszukujących i zbuntowanych, przywiózł Brat Albert z klasztoru Paulinów
na Skałce. Tam właśnie, na krakowskim Kazimierzu, Adam Chmielowski
- były powstaniec 1863 r. i niespokojny artysta poszukujący usilnie
własnego stylu dla wyrażenia swej duszy - stawał się Bratem Albertem.
Chrystus z pochyloną twarzą... - to Jego "styl" odkrył i odtworzył
Święty Brat. Odmalował w ikonie Ecce Homo i ucieleśnił czynem, pochylając
się nad zdeptanym w swej godności człowiekiem - pochylając się tak
nisko, że aż zamieszkał z "wydziedziczonymi" i "stał się jednym z
nich". I zaczął być "dobry jak chleb", na wzór Bożego Syna, który
pod postacią Chleba "daje nam się cały...".
Gdy do Brata Alberta dołączyli bracia i siostry, a o
przytuliska wołały również inne miasta Galicji, zrodziła się potrzeba
bardziej zdecydowanego, jak byśmy to dzisiaj powiedzieli, określenia
własnej tożsamości. Ubodzy tercjarze franciszkańscy czerpali bowiem
siłę do posługi w przytuliskach z modlitwy - i stało się jasne, że
trzeba im stworzyć warunki do rozwoju pogłębionego życia duchowego.
To, co winno być wewnętrznym znakiem rozpoznawczym każdego albertyna
i albertynki (łączenie ciężkiej pracy służebnej z modlitwą sięgającą
kontemplacji), znalazło wyraz w formie organizacyjnej - obok przytulisk
Brat Albert zaczął zakładać (za poradą św. Rafała Kalinowskiego)
domy pustelnicze. Pierwsze z nich powstały na wschodzie - w Monastyrku,
Bruśnie i Prusiu, lecz już w 1898 r. rozpoczęto budowę Pustelni w
Zakopanem, gdzie hr. Władysław Zamoyski podarował Bratu Albertowi
kawałek lasu. Ten stary las, w którym zupełnie gubiły się skromne
drewniane zabudowania, uległ - niestety - zniszczeniu podczas huraganu
6 maja 1968 r. Cudem chyba ocalała wówczas chatka, na którą zwaliło
się aż 11 drzew.
Warto w tym miejscu przypomnieć, że Pustelnia na Kalatówkach
za życia Brata Alberta pełniła rolę nie tylko duchowego serca albertyńskich
zgromadzeń. Była też niezastąpioną cząstką ówczesnego zakopiańskiego
środowiska ludzi o szerokich horyzontach, zatroskanych o los kultury
narodowej. W drewnianej chatce spotykali się dawni przyjaciele i
nowi znajomi - bywał Witkiewicz, Chełmoński i Wyczółkowski, Zamoyski
i Szeptycki, Żeromski, Lutosławski, Limanowski i wielu innych. Imponująca
wielkość duszy i siła osobowości Brata Alberta były magnesem przyciągającym
ludzi różnego autoramentu, którzy znajdowali w nim przyjaciela i
doradcę. A może, na równi z galicyjskimi nędzarzami, szukali też
potwierdzenia swej ludzkiej wielkości w zetknięciu z człowiekiem,
który dał się kształtować Miłości.
12 sierpnia 1902 r. (było to wówczas święto św. Klary)
Pustelnia została uroczyście poświęcona i oddana do użytku Siostrom
Albertynkom, dla których przez jakiś czas pełniła też funkcję domu
generalnego i nowicjatu. Pierwsza przełożona generalna, człowiek
wielkiego serca i wrażliwości, Siostra Starsza Bernardyna, otworzyła
bramę Kalatówek także dla dzieci z przytulisk, zwłaszcza chorych
na gruźlicę. Dziś dla Sióstr Albertynek Kalatówki to nadal dom pustelniczy,
ale i sanktuarium, prawdziwa świętość, żywa relikwia po św. Bracie
Albercie i bł. Siostrze Bernardynie, którą Jan Paweł II beatyfikował
w Zakopanem w 1997 r. Ojciec Święty nazwał wówczas nową błogosławioną "
zakopiańską Świętą", a po Mszy św. nawiedził Pustelnię, tak jak to
czynił wielokrotnie jako pielgrzym-turysta, gdy był jeszcze krakowskim
biskupem.
Pustelnia odwiedzana rokrocznie przez rzesze turystów
przestała być tajemniczym domkiem zagubionym wśród gór. Każdy może
przyjść pomodlić się w kaplicy, zwiedzić Izbę Pamiątek i obejrzeć
celę Brata Alberta w chatce, pod którą brat lis chowa swoje młode,
a zaprzyjaźnione wiewiórki skaczą po dachu i proszą o cukierki. Nie
każdy jednak wie, że za kaplicą "zewnętrzną" znajduje się kaplica
sióstr, gdzie wciąż odnawia się niepojęte spotkanie Boga z człowiekiem
w tajemnicy życia konsekrowanego. A że człowiek potrzebuje też zjeść,
więc dalszy ciąg budynku to długi refektarz, z którego podczas niemal
półrocznej tatrzańskiej zimy specjalnymi otworami w powale dobywało
się niegdyś trochę ciepła do nieogrzewanych celek. Dziś są kaloryfery,
a ciepłe powietrze uchodzi w Tatry szparami (nie całkiem stuletnimi)
w oknach proszących się o remont. Pustelnia to nie skansen dla turystów
- żyją w niej nadal siostry, modląc się i ucząc na nowo przesłania
Brata Alberta, by po rekolekcjach i odpoczynku powracać do "służby
Chrystusowi w osobach najbiedniejszych".
Pomóż w rozwoju naszego portalu